Выбрать главу

– Wiesz o mnie wszystko. Rozumiesz, że nie jestem pewien, co stanie się z Dylanem. Znasz też historię mojej rodziny i przyczyny, dla których nie jestem zbyt dobrym materiałem na męża…

– Przepraszam cię bardzo. Czyja coś mówiłam o małżeństwie?

– Nie, ale…

– Więc zjedz śniadanie i omówimy wszystko, co nas nurtuje. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi. Masz coś przeciwko temu?

– Nie.

– Nie wiem, jak to się skończy. Jeśli nam się nie uda, to trudno, oboje jesteśmy dorośli. Najważniejsze, żebyśmy byli szczerzy wobec siebie.

Kochał ją nawet wtedy, gdy kłamała mu prosto w oczy. Flynn dobrze wiedział, że Molly nie jest kobietą, którą interesuje tylko przelotny romans. A on znowu zachował się nieodpowiedzialnie. Jeśli wczoraj powodowało nią współczucie, to nie chciał, żeby tak było zawsze. Jej radosne stwierdzenie, że pragnie romansu, było zwykłym kłamstwem.

Nie byłaby z mężczyzną, którego nie szanowałaby. Flynn dobrze wiedział, że ma niewiele czasu. Albo zdobędzie jej szacunek, albo przegra.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Flynn właśnie zastanawiał się nad jakimś trudnym zagadnieniem związanym z nowym programem komputerowym, gdy usłyszał wrzask Dylana. Wybiegł z gabinetu i przeskakując po dwa stopnie, popędził na górę do sali konferencyjnej.

– Co się stało? – Odkąd dwa tygodnie temu zatrudnił Gretchen, zamienił salę na pokój dziecinny.

Zamiast stołu i krzeseł były grube maty, wszędzie walały się porozrzucane przez Dylana samochodziki i książeczki. W środku tego kolorowego chaosu leżał Dylan czerwony na buzi i wrzeszczał z całych sił. Gretchen klęczała przy nim, starając się go uspokoić.

– Co się stało? – powtórzył.

– Nic takiego, proszę pana. Dylan jest na mnie wściekły, bo postanowił wdrapać się na schody i udało mi się go złapać, zanim zdążył z nich zlecieć. Nie lubi, gdy się mu sprzeciwiam – powiedziała Gretchen z uśmiechem, ale na jej twarzy pojawił się wyraz zniecierpliwienia.

Dylan popatrzył na ojca i zaczął wrzeszczeć jeszcze głośniej. Widać było na pierwszy rzut oka, mimo udawanej rozpaczy że nikt go nie skrzywdził. Flynn, choć niechętnie, wziął go na ręce, by się uspokoił. Gdy tylko Dylan znalazł się w jego ramionach, ucichł i wsadził palec do buzi.

– Wezmę go do siebie – zwrócił się Flynn do Gretchen.

– Nie musi pan tego robić. Wiem, że ma pan zaraz zebranie. Naprawdę nie dzieje się nic złego. Po prostu Dylan nie toleruje żadnych zakazów.

Flynn wiedział o tym aż za dobrze, ale Dylan przylgnął do niego z całych sił. Jeśli go puści, całe piekło zacznie się od nowa.

– Wezmę go. Nie przejmuj się. Odpocznij trochę. Dylan był tak szczęśliwy, jakby wygrał los na loterii. Dla

Flynna cały ten dzień był jedną wielką klęską i nie wyglądało na to, że coś się zmieni. Nie był przygotowany do zebrania – dostali trzy nowe zamówienia i nie zdążył wymyślić żadnej strategii. Trochę wcześniej zajrzał do niego Bailey, który chciał omówić pewien problem. Jeśli Bailey nie był w stanie go rozwikłać, to rzeczywiście sprawa była trudna. Flynn na ogół lubił skomplikowane problemy związane z komputerami, ale nie wtedy, gdy nie mógł się nad nimi skupić. A to ostatnie było rezultatem braku snu. Dylan ząbkował i uspokajał się dopiero wtedy, gdy ojciec nosił go na rękach po mieszkaniu.

Bezsenne noce dawały mu wiele czasu na rozmyślania o Molly. Od pamiętnej nocy nie opuszczały go wyrzuty sumienia. Żaden mężczyzna – żaden porządny mężczyzna – nie kocha się z kobietą, jeśli wszystko nie zostało wyjaśnione. Może nie wszystko, tylko to, co najważniejsze. Ich związek. Wspólna przyszłość.

W zasadzie Molly nie ma żadnego powodu, by się z nim wiązać, chyba iż zobaczy, że się zmienił. Musi też uwierzyć w jego przemianę.

Od pewnego czasu zaczął nosić zwyczajne spodnie, eleganckie koszule i marynarki. Sprzedał sportowy samochód i kupił na jego miejsce szacownego, rodzinnego dżipa marki Cherokee. Z biura zniknął kosz do gry, pojawiły się za to wygodne krzesła dla klientów. Przestał pokrzykiwać na pracowników i opowiadać nieprzyzwoite dowcipy Baileyowi. Zebrania prowadzone były w bardziej uporządkowany, niemal ceremonialny sposób.

Te zmiany były jedynie na pokaz i Flynn dobrze o tym wiedział, ale jak inaczej miał przekonać Molly, że jest poważnym, odpowiedzialnym i godnym zaufania człowiekiem?

Powoli zaczynała ogarniać go panika, bo wydawało mu się, że to nie działa. Nic mu się nie udawało w ostatnich dniach.

Gdy wchodził do gabinetu, zadzwonił telefon, przerywając mu rozmyślania. Postawił Dylana na ziemi i z niecierpliwością chwycił słuchawkę.

– Flynn? Tu Virginia.

Poczuł suchość w ustach. Opadł na fotel. Od tygodni spodziewał się od niej telefonu.

– Dlaczego nie dzwoniłaś wcześniej? Nie zostawiłaś mi przecież ani adresu, ani telefonu. Nie mogłem się z tobą porozumieć…

Z początku jej głos był cichy, ale nagle stał się napastliwy.

– Mówiłam ci, że nie wiem, gdzie będę. Straciłam pracę i musiałam znaleźć sobie nowe mieszkanie. Całe moje życie poplątało się. Ale musiałam zatelefonować, by dowiedzieć się, czy z Dylanem wszystko w porządku.

– Dylan czuje się dobrze. To diabeł wcielony. – Mały wyciągnął właśnie papier z faksu i gniótł go starannie. Flynn próbował go powstrzymać, ale nie udało mu się. Nawet gdyby faks był od samego prezydenta, nikt nie mógł go już przeczytać.

– Mówiłam ci, że jest nieznośny. Inne dzieci sypiają po nocach, on nie. Wykończy bez większego wysiłku i dziesięcioro opiekunów. Nie mogłam już dłużej tego wytrzymać. Może teraz łatwiej mnie zrozumiesz. Zrobiłeś testy?

– Tak. Zrobiłem. – Flynn używał tych samych słów, mówiąc o dziecku, tyle tylko, że wymawiał je z humorem, a ona ze złością.

– Uważałam, że nie ma sensu kontaktować się z tobą, zanim będziesz znał wyniki. Teraz nie możesz się już wykręcać od odpowiedzialności, Flynn. Sam przekonasz się, jak to jest. Tyle pracy, ciągły bałagan i zmartwienia. Nie masz chwili spokoju ani odrobiny czasu dla siebie.

Paluszki malucha zacisnęły się na jego spodniach. Dylan uniósł się i stanął prosto. Wypukła od pieluchy pupka kołysała się na niepewnych nóżkach. Flynn podtrzymał go, zanim Dylan zdążył upaść i narobić krzyku.

– Virginio, czy rozmawiasz ze mną tylko po to, by dowiedzieć się, jak się miewa mały? – zapytał ostrożnie.

– Tak. Raczej tak. – Zawahała się. – Znalazłam pracę i mieszkanie. I poznałam kogoś. Ma przed sobą przyszłość i jest mi z nim dobrze. Ale dziecko… on nie chce być niepokojony przez dziecko.

Flynn poczuł bolesny ucisk w sercu. Od tygodni czekał na telefon od Virginii. Ale był pewien, że odezwie się, by mu zabrać Dylana. Pojawienie się chłopca w jego życiu kazało mu się zastanowić nad takimi rzeczami, jak duma, honor, szacunek. Przez niego stracił też wiele w oczach Molly. To ten maluch zmusił go, by spojrzał na siebie w lustro i zrozumiał, że nie podoba mu się to, co w nim widzi.

Tylko… Nie wiedział, jak to się stało, ale pokochał to nieznośne dziecko nad życie. Na początku bał się, czy będzie dobrym ojcem. Po pewnym czasie spędzonym z Dylanem to uczucie wcale nie minęło, a nawet strach był silniejszy. Ale teraz to nie było już takie ważne. Dylan jest jego synem. Jego potomkiem. Był przerażony na samą myśl, że Virginia mogłaby go zabrać.

– Więc tylko dlatego rozmawiamy. Nie chcesz go zobaczyć.

– Nie słuchałeś mnie? Nie mogę wpaść z wizytą. Jestem w innym stanie. Jeśli chcesz wywołać u mnie wyrzuty sumienia…

– Ależ skąd. – Dylan właśnie zauważył kłębiące się pod biurkiem przewody od komputera i postanowił udać się w tamtym kierunku. Flynn szybko chwycił malca na ręce i posadził go sobie na kolanach.