Выбрать главу

– Straciłaś dla mnie szacunek.

– Tak. Chyba tak to można określić. – Molly była boleśnie szczera. – Niełatwo z tobą pracować, Flynn. Jesteś hałaśliwy i uparty, a poza tym uważasz, że wszyscy powinni robić to, co im każesz. Ale masz wielkie serce, jesteś bardzo inteligentny i zawsze starasz się wysłuchać innych. Od pierwszego dnia bardzo cię podziwiałam i szanowałam. Bardzo szanowałam.

Flynn natychmiast pominął niemiłe uwagi o uporze i hałaśliwości. I tak Molly z czasem znalazła w nim coś pozytywnego. Nie znosił potakiwaczy i lizusów, a ona do nich nie należała.

Co innego szacunek. Nawet nie przypuszczał, że taki był jej stosunek do niego. Teraz w jej głosie słyszał żal, a to bardzo go bolało.

Instynktownie zrobił krok w jej stronę. Chciał wziąć ją w ramiona i wszystko wytłumaczyć. Kiedy przedtem ją całował, wszystkie nieporozumienia między nimi znikały. Ich związek był coraz bardziej intymny. Ogarniało go obce mu dotąd uczucie przynależności i miał świadomość, że już nigdy z nikim innym go nie zazna. Może gdyby teraz ją pocałował…?

Ale wyraz jej oczu powstrzymał go. Nie cofnęła się, nie poruszyła się nawet, ale patrzyła na niego wzrokiem, w którym był ból. Może i poddałaby się jego pocałunkowi, ale nie byłoby w nim pragnienia. A przecież on chciał, żeby Molly go pragnęła.

Wsunął ręce do kieszeni, jakby chciał opanować chęć dotknięcia Molly.

– To jeszcze nie koniec tej historii. Nie mieliśmy czasu porozmawiać i chciałem ci wytłumaczyć…

Szybko potrząsnęła głową.

– Nie musisz niczego mi wyjaśniać. Wiem, że całe twoje życie dziś się całkowicie zmieniło. Ale to samo stało się z życiem Dylana. Kochaj go, Flynn. A teraz naprawdę już muszę iść. Zobaczymy się jutro w pracy.

Zamknęła za sobą drzwi tak cicho, że Flynn nie usłyszał nawet trzasku zamka. Po prostu zniknęła. Tak szybko jak błyskawica, zostawiając go ze ściśniętym gardłem.

Nagle usłyszał, że coś spadło. Odwrócił się pospiesznie i wbiegł do salonu. Lampa stojąca przy jego ulubionym fotelu leżała na ziemi, obok poniewierał się pognieciony i podarty abażur. To mogło stać się przypadkowo, ale Flynn podejrzewał jednego winowajcę. Jeśli małemu coś się stało, to pewnie palnie sobie w łeb. Z drugiej strony, jak takie niewielkie stworzenie było w stanie przewrócić prawie dwumetrową, ciężką lampę?

Nagle przeraziła go myśl, że ten mały potwór mógł narazić się na następne niebezpieczeństwo. Rozejrzał się dookoła i omal nie dostał ataku serca.

Molly miała rację, że jego dom nie jest typowy. Pozbawione poręczy schody wiodły na piętro. Znajdowały się tam dwie sypialnie. Trzecią przerobił podczas remontu na biuro, wyburzając jedną ze ścian, i zamknął balkonem wychodzącym na salon.

Malec był już na górze. Wspiął się na ostatni schodek i, chwyciwszy się barierki balkonu, próbował stanąć na nóżki.

Jego okrągła pupka obciążona pieluszką chwiała się niebezpiecznie i wydawało się, że zaraz przeważy i dziecko runie w dół schodów.

Flynn wbiegł na górę. Ujrzawszy jego przerażoną twarz, Dylan wydał z siebie dźwięk przypominający śmiech. Flynn nie mógł uwierzyć własnym uszom.

Usiadł na stopniu i wyciągnął ręce, by go przytrzymać. – Lubisz niebezpieczeństwo? Hazard? Ryzyko?

Dzieciak roześmiał się jeszcze głośniej. Flynn poczuł ściskanie w piersi. Trzymał już dzisiaj Dylana na ręku, ale po raz pierwszy był z nim sam na sam. Przedtem, gdy tylko spojrzał na czuprynę rudych włosów i brzydką twarzyczkę, miał wrażenie, że coś w nim pęka i natychmiast odwracał wzrok. Teraz poczuł wzruszenie.

– Któryś z nas musi wpaść na sposób, jak cię nakarmić. A potem poszukamy jakiegoś przytulnego miejsca, by położyć cię spać. Mam jednak przeczucie, że żadna z tych rzeczy nie będzie łatwa.

Dylan roześmiał się znowu, jakby cała ich rozmowa była jakimś żartem.

Flynn nie uśmiechał się, a dzieciak zupełnie nie odczuwał lęku. Ani przed nim, ani przed wysokością, ani niebezpieczeństwem. Może ruda czupryna i rysy twarzy nie były dla niego dostatecznym dowodem, ale charakter małego powodował ściskanie w żołądku.

Ojciec Flynna – Aaron McGannon – był kiedyś projektantem, ważną figurą w branży samochodowej w Detroit. Był naprawdę świetnym fachowcem. Zarabiał dużo, a mimo to, kiedy Flynn był dzieckiem, jego rodzina z trudem wiązała koniec z końcem. Ojciec nie mógł oprzeć się pokerowi i wyścigom konnym. Był hazardzistą.

Przez całe życie Flynn bał się, bo wiedział, że odziedziczył po ojcu skłonności do tego nałogu. Nigdy nie siadał do pokera ani nie zbliżał się do ruletki, bo czuł, że to w nim siedzi. Lubił hazard i wyzwanie. Im większe niebezpieczeństwo, tym lepiej. Szybkie samochody, skoki ze spadochronem, surfing – kochał to wszystko – i nawet finansowe sukcesy nie były wyłącznie efektem jego zdolności. Stawiał cały swój majątek na jakiś nowy pomysł raz, drugi, trzeci i wiedział, że zrobi to znowu. Wprawdzie pomagał finansowo matce i siostrze już od wielu lat, ale to nie zmieniło jego charakteru. W głębi serca był hazardzistą.

Dlatego trzymał się z dala od kobiet marzących o małżeństwie. I dlatego nigdy nie zamierzał mieć dzieci. Żyjąc samotnie, ryzykował tylko własne życie. Możliwe, że nałóg ten nie był dziedziczny, ale Flynn czuł w sobie to fatalne dziedzictwo i postanowił, że nie przekaże swojemu synowi tego, co otrzymał od ojca.

– Niemożliwe, żebyś był moim synem, malutki – szepnął do Dylana.

Chłopczyk podniósł się na nóżki za pomocą barierki i z radosnym śmiechem rzucił się na Flynna.

Upadłby, gdyby Flynn go nie złapał. Zleciałby ze schodów. Ale to dziecko zupełnie nie dostrzegało niebezpieczeństwa.

Flynn wciągnął głęboko powietrze, gdy podnosił malca. Dylan pachniał zasypką, mlekiem i innymi nie znanymi Flynn owi rzeczami. Ciężar jego ciałka na ramieniu też był mu obcy, choć mała pulchna rączka natychmiast otoczyła jego szyję, jakby tam było jej miejsce.

– Nie – rzekł stanowczym głosem Flynn, niosąc dziecko do kuchni. – Nie zamierzam przyzwyczaić się do ciebie. A tobie nie wolno przywiązać się do mnie, więc wybij to sobie z głowy. Nie jestem twoim tatą i nie należysz do mnie. Musimy sobie po prostu jakoś ułożyć życie do czasu, aż się to wszystko wyjaśni. Czy to ci odpowiada? Chyba jesteś już gotów zjeść trochę buraczków i papki z indyka, które kupiła dla ciebie Molly?

Molly… nie będzie teraz o niej myślał. Ma inny problem do rozwiązania – i to dość poważny. Nie jest istotne, czy kocha Molly i czy ona czuje to samo do niego, czy ich związek ma szansę rozwoju…

Ona się go wstydzi.

Całe swoje życie Flynn podświadomie spodziewał się katastrofy. Zawsze miał wrażenie, że nieustannie ku niej dąży. To miało być zderzenie dwóch natur. Jego i ojca. Nigdy nie ryzykował w związkach z kobietami, ale będąc z Virginią, mylnie założył, że mówi ona prawdę. Zaryzykował. Prawdziwy mężczyzna tak nie postępuje.

Popełnił błąd.

Musi ponieść jego konsekwencje.

Przerażały go kłopoty piętrzące się przed nim. Nie miał pojęcia, co zrobić z dzieckiem ani jak odzyskać sympatię i szacunek Molly. Przecież sam do siebie nie czuł szacunku i nie wiedział, czy kiedykolwiek go poczuje.

Jednej rzeczy był jednak pewien. Nie jest w stanie zająć się dzieckiem. Nie ma na świecie gorszego ojca niż on.

Dylan uderzył go rączką w nos. Flynn chwycił małą piąstkę.

– No cóż. Zrobię wszystko, żeby się z tego wykaraskać. Ciebie też wyciągnę i dopilnuję, żeby było ci dobrze. Cokolwiek się stanie, nie musisz się o nic martwić, słyszysz? Poza obiadem, oczywiście. Czy jesteś gotowy zjeść buraczki?