Amy wyszła do domu o szóstej, ale wszystko zostało zorganizowane tak, że jeśli zarówno ona, jak i Jonas zostaną wezwani do chorego, to drzwi prowadzące do części szpitalnej zostaną otwarte, a ich dom traktowany wtedy będzie jak dodatkowa sala dziecięca nadzorowana przez dyżurną pielęgniarkę.
Jakie to proste, pomyślała Emily. Szkoda, że jej relacje z Jonasem nie mogą być równie proste.
Niełatwe były również jej relacje z tym maluchem, który leżał w łóżeczku obok. Uznała za logiczne, że jej sypialnia to najwłaściwsze dla niego miejsce, lecz nie było żadnej logiki w tym, że drżała z niepokoju za każdym razem, gdy tylko malec się poruszył. Nie zamierzała mieć dzieci, przynajmniej nie w dającej się określić przyszłości. Nie powinna wiec zbytnio przywiązywać się do Robby'ego. Nie miała też zamiaru wychodzić za mąż. W jej życiu nie ma miejsca na rodzinę.
Jednak kochała tego malca. Nie mogła tego ignorować. I jakaś część niej była szczęśliwa, że w tym za dużym dla niej domu była teraz gromadka dzieci, jej ukochany pies i…
I Jonas.
To wszystko jest jednak zbyt skomplikowane!
I teraz oto wrócił Jonas i jej serce ponownie zachowało się w ten niezrozumiały dla niej sposób. Powinna była nakryć głowę poduszką i zmusić się do spania, ale zamiast tego ruszyła mu na spotkanie.
Nie wyglądał najlepiej, toteż przeraziła się. Czyżby coś z Anną? Ale na jej widok twarz Jonasa, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozpogodziła się.
– Jak Anna się czuje? – zapytała.
Postąpił krok w jej kierunku, ale ton jej głosu sprawił, że nagle się zatrzymał. I taki właśnie był jej zamiar. Jej emocjonalne zaangażowanie stało się zbyt widoczne. Najwyższy czas, by się trochę cofnąć. Nie mogła przyjąć wyciągniętych w jej kierunku rąk. Zrobiła więc wszystko, by jej głos zabrzmiał jak głos lekarza pytającego o stan zdrowia pacjenta.
– Ja… Anna czuje się dobrze. Złagodniała nieco.
– Ale ty chyba nie najlepiej – zauważyła. – Chodź, napijesz się herbaty i opowiesz mi, co się stało.
– A nie może być brandy?
– Aż tak źle?
– Nie. – Na jego twarzy pojawił się blady uśmiech. – Jestem tylko okropnie zmęczony. Mało spałem w nocy.
To prawda, pomyślała. Ona miała przynajmniej czas przespać się trochę w pociągu. Jej serce znowu zabiło mocniej. Z głosem dała sobie jakoś radę, ale zupełnie nie wiedziała, jak opanować te biegnące przez ciało dziwne dreszcze. Podeszła do kredensu, wyjęła butelkę i nalała brandy do kieliszka, jednak podanie go Jonasowi uznała za zbyt ryzykowne. Cofnęła się więc i przysiadłszy na krześle, obserwowała go z bezpiecznej odległości.
– Ja nie gryzę – powiedział nieoczekiwanie.
– Wiem, ale dobrze mi tu. – Uśmiechnęła się i wskazała ręką fotel. – Siadaj i opowiedz mi wszystko. Usiadł, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku.
– Wyglądasz jak bladoniebieski ogrodowy krasnal tuż po pokryciu farbą w sprayu – zauważył. – W ogóle nie wyglądasz na lekarza.
Emily obrzuciła krytycznym wzrokiem swój dres i ponownie się uśmiechnęła.
– Hm. Nie podoba ci się moja nocna wersja? Może wobec tego przejdziemy do gabinetu, gdzie będę mogła ubrać się w biały fartuch?
Roześmiał się szeroko.
– Chyba jednak wolę wersję ogrodowego krasnala.
Znowu się uśmiechnęła, po czym w pokoju zaległo milczenie. Pewne sprawy zostały między nimi wyjaśnione. Prawie.
– Więc co z Anną? – zapytała.
Spojrzał na nią uważnie, jakby niezupełnie wierzył, że naprawdę ją to interesuje. Nie był przyzwyczajony do lekarzy na prowincji, którzy troszczą się nie tylko o zdrowie swych pacjentów, ale także o ich sprawy osobiste.
– Wszystko przebiegło w miarę dobrze – odparł.
– To znaczy?
– To był złośliwy guzek i miał rzeczywiście niespełna centymetr średnicy. Wycieli go wraz z fragmentami przylegającej do niego tkanki. Na szczęście nie było śladów dyspersji. Jeśli patologia potwierdzi, że obrzeża są czyste, Anna wyjdzie z tego jedynie z jedną piersią nieco mniejszą.
– To wspaniale? A węzły chłonne?
– Usunęli je. Jeden był trochę powiększony, ale patologia poda wyniki jutro późnym wieczorem albo następnego dnia.
– Och, Jonas…
– To cholerne czekanie!
– Annie jest z pewnością trudniej niż tobie. – Ale on też jest przybity, pomyślała i nieoczekiwanie zmieniła taktykę. Zdecydowała się opuścić bezpieczne jak dotąd miejsce i stanąwszy za nim, położyła mu dłonie na karku i zaczęła powoli rozmasowywać napięte mięśnie. Jonas westchnął i przechylił się do tyłu, lecz wiedziała, że jego myśli były wciąż przy Annie.
– Nawet jeśli węzły są zaatakowane, to przy drugim stopniu zaawansowania prognozy są nadal dobre.
– Wiem o tym. – Umilkł na chwilę, po czym dodał z wahaniem: – Tam był jeszcze jakiś facet. Siedział i czekał, tak jak ja, aż operacja się skończy.
Zmarszczyła brwi.
– Czy to był Kevin? – spytała. Pokręcił głową.
– On by się nie odważył. Wie, że udusiłbym go gołymi rękami. Ten facet nazywa się Jim Bainbridge. Wielkie chłopisko. Około czterdziestki.
– Znam Jima. – Nie przerywając masażu, czuła, jak napięcie w mięśniach karku powoli ustępuje. – Jest dowódcą straży miejskiej. To bardzo miły człowiek, a przy tym nieśmiały. Jest najbliższym sąsiadem Anny.
– Ach, tak.
– Myślisz, że coś ich łączy?
– Był zdenerwowany. Chyba mu na niej zależy.
– To przyzwoity człowiek. Ma złote serce.
– Musi być dobrym człowiekiem, skoro mimo wszystko tak się o nią troszczy. Troje dzieci i teraz ten nowotwór…
Emily zamarła.
– Uważasz, że Anna nie ma już nic do zaoferowania? – zapytała chłodno. – Tylko dlatego, że straciła kawałek piersi?
– Nie to miałem na myśli. – Uśmiechnął się blado, przechylił do tyłu i chwycił ją za ramiona. – Cóż, troje dzieci to już duży bagaż, a do tego ten jej paniczny lęk…
– Tak jak u ciebie.
– Nie czuję żadnego lęku.
– A przed związaniem się? – Uwolniła ręce z jego dłoni i podjęła masaż. – Przed przyznaniem się, jak bardzo potrzebujesz innych? Nie wmówisz mi tego.
– Przecież wiesz, że to nieprawda.
– A więc nie boisz się związku?
– Nie.
– I marzysz o tym, żeby kogoś pokochać, nawet w tej chwili?
– Mógłbym się dać skusić – przyznał z podejrzaną żarliwością. – Na przykład – ciągnął – gdybyś mi właśnie teraz powiedziała, że chcesz iść do łóżka ze mną…
– Prezerwatywę wyciągnąłbyś z kieszeni szybciej, niż ja wypowiedziałabym słowo obrączka – wyrzuciła z niezamierzoną goryczą. – Problem w tym, że to zupełnie nierealne, ponieważ tak naprawdę, żadne z nas tego nie chce.
– Wcale nie musisz mieć łóżka, prezerwatyw i obrączki jednocześnie. To przecież można oddzielić.
– Co takiego, iść do łóżka bez prezerwatywy? -Uniosła brwi z udanym oburzeniem, nie przerywając jednak masażu. – O nie, dziękuję. Mamy już czworo dzieci. Czyżbyś miał ochotę na piąte?
– Chodziło mi o małżeństwo. – Odwrócił się i, patrząc jej w oczy, dodał z powagą: – Em, musisz wiedzieć, że chciałbym się z tobą kochać.
A ona, czyż nie chciała? Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek na świecie. Chciała, by ją porwał na ręce, zaniósł do łóżka i sprawił, by uwierzyła… przez te kilka magicznych chwil, że jest młoda, pożądana i że tylko od niej zależy, jaką podejmie decyzję.