– Szczęściarz z ciebie.
– Em, to chyba nie jest trzecia wojna światowa. Czy musisz aż tak dramatyzować?
– Wcale nie dramatyzuję. – Teraz była już wściekła.
Jak to on powiedział? „Ale to wcale nie znaczy, że nie angażuję się, jeśli kobieta jest naprawdę wyjątkowa"? Od ilu wyjątkowych kobiet już odchodził? Ona z pewnością nie będzie jedną z nich! Czuła, jak wzbiera w niej złość, i ta złość dodała jej siły.
– Idź do łóżka, Jonas! – powiedziała.
– Z tobą?
– Drzwi do mojej sypialni są tu, a do twojej tam. Idź więc do siebie i zostaw mnie w spokoju.
– Kłamiesz!
– Może, ale robię to w dobrej intencji – zauważyła cierpko – zważywszy na to, że wszędzie siejesz zniszczenie. I zaczynam już rozumieć, dlaczego Anna woli trzymać się od ciebie z daleka. Dajesz swój czas, swoje pieniądze i swoją pracę. Ale nie siebie, Jonas. A to nie wystarczy. Chcesz być potrzebny, ale nie dopuszczasz do siebie myśli, że sam również możesz czegoś potrzebować. Annie to nie wystarcza i nie wystarcza mnie! Dobranoc!
Weszła do swojego pokoju, z całej siły zatrzaskując za sobą drzwi.
Jak mogła po tym zasnąć? Leżała w ciemnościach, wsłuchując się w cichutkie posapywanie Robby'ego, i jej serce wyrywało się do czegoś, czego nigdy nie będzie miała. Męża i dziecka – dwóch wielkich miłości, które nigdy nie miały się ziścić.
W pokoju obok Jonas również nie mógł zasnąć. Myślał o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Anna odtrąciła go. „Nie potrzebuję cię. Nikogo nie potrzebuję", powiedziała, gdy zaproponował, że zostanie z nią na noc. I Emily…
„Dajesz swój czas, swoje pieniądze i swoją pracę. Ale nie siebie…" A co innego mógł zrobić?
Przyjechał tu, ponieważ uważał, że Anna go potrzebuje. I Emily… Ona przecież też go potrzebuje. Jako kobieta i… ponad miarę zapracowany lekarz.
Dlaczego więc obie go odrzuciły?
Dlatego, że potem chciał odejść!
To prawda. Mówił o tym otwarcie, uważając, że tak jest uczciwie. Nie chciał wykorzystać Emily. Nie potrzebuje jej. Nie potrzebuje nikogo. W rzeczywistości jednak straszliwie pragnął się z nią kochać.
Bez względu na wszystko! Cholera jasna!
Dzieciarnia wstała z łóżka znacznie wcześniej niż on. Ody się obudził, jego pierwszą myślą było, że klatkę piersiową przygniótł mu dziesięciotonowy ciężar. Tymczasem była to jedynie trójka urwisów Anny.
– Obudź się, wujku! Em robi grzanki, nawet Bernard już się obudził, i pytaliśmy Em, jak czuje się mama, ale ona powiedziała, żebyśmy zapytali ciebie.
Trzy małe twarzyczki spoglądały na niego z niepokojem. Jonas zamknął w niedźwiedzim uścisku tyle małych rączek i nóg, ile tylko zdołał. To są jego siostrzeńcy. Dotychczas nie dane mu było z nimi się zaprzyjaźnić, ale, jak się wydaje, dzieciaki nie miały uprzedzeń matki.
– Wasza mama dobrze zniosła operację – odparł. – Jeżeli wszystko będzie w porządku, karetka przewiezie ją do szpitala w Bay Beach i wtedy sami ją odwiedzicie.
Właściwie mogli ją przewieźć do Bay Beach jeszcze dziś, ale Anna nie wyraziła na to zgody. Oznajmiła, że chce poczekać na wyniki badań i w spokoju wszystko przemyśleć. I przygotować się na najgorsze, jeśli to najgorsze się wydarzy.
Proszę cię, Boże, tylko nie to, powtarzał w duchu Jonas, pocieszając się jednocześnie, że nie ma powodu obawiać się najczarniejszego scenariusza. Zmusił się, by o tym nie myśleć.
– Podobno Em robi grzanki? – zapytał, siląc się na uśmiech.
– Tak. Właśnie wróciła – odparł Sam. – Musiała zająć się jakimś farmerem, któremu krowa przygniotła stopę. Kiedy obudziliśmy się, przyszła do nas pielęgniarka i kazała być cicho, aż się obudzisz. Ale potem przyszła Em i powiedziała, że jesteś leniuchem. No to przyszliśmy tu cię obudzić.
– Czyż Em nie jest wspaniała! – Jonas roześmiał się od ucha do ucha i odrzucił okrycie. W głębi duszy czuł się winny. Emily pracuje, a on śpi. Ma aparat telefoniczny przy łóżku, pomyślał. Wprawdzie drugi jest w holu, ale jeśli już po pierwszym sygnale podniosła słuchawkę, mógł go nie słyszeć. To trzeba zmienić.
– Wiesz, mamy dżem truskawkowy, malinowy i marmoladę – rzekła z przejęciem Ruby. – Bernard najbardziej lubi marmoladę, a Robby upaćkał się dżemem truskawkowym.
– Wyobrażam sobie!
– Chodź, wujku!
– Poczekajcie, aż się ubiorę.
Ale najwyraźniej nie było mu to pisane.
– Grzanki gotowe! – zawołała Emily i ubrany w piżamę Jonas został z triumfem pociągnięty do kuchni.
W progu zatrzymał się, urzeczony niezwykłą atmosferą tego, co zobaczył. Emily trzymała w ramionach Robby'ego i zanosiła się śmiechem, patrząc na jego umorusaną buzię. Bernard, o dziwo, zapomniał o drzemce i węszył wokół, znęcony zapachem grzanek. Jonasowi jednak nie dane było długo stać bezczynnie. Niespodziewanie Robby znalazł się w jego ramionach.
– Potrzymaj go chwilę. Muszę znaleźć jakiś mały ręcznik – powiedziała Emily. – Piękna piżama – zauważyła, mierząc go uważnym wzrokiem.
Piżama była uszyta z jedwabiu ozdobionego maleńkimi pandami. Prezent od pewnej przyjaciółki…
Do licha! Czuł, że się czerwieni.
Dzieciaki zaczęły chichotać.
– Nie wiedzieliśmy, że wujkowie też mogą mieć pandy na piżamach – oznajmiła z powagą Ruby.
Jonas porwał ją do góry i po chwili miał już na rękach dwoje dzieci.
– Jeśli chodzi o tego wujka, wszystko jest możliwe. Nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłby zrobić.
– Zmienić pieluszki też potrafisz? – zakpiła Emily, a Jonas wykrzywił się komicznie.
– To umiejętność wymagająca studiów – odparł. -Musiałem zostać chirurgiem, żeby się nauczyć zakładać plastry. Trzeba wielu lat praktyki, abym mógł uzyskać dyplom z pieluch.
– I odrobiny zwyczajnej odwagi. – Śmiała się z niego i to zbiło go z tropu. Była taka… nadzwyczajna.
Em jest nadzwyczajna, pomyślał, obserwując, jak wyciera Robby'ego maleńkim ręczniczkiem. Miała na sobie dżinsy i T-shirt, włosy splecione w warkocz, a na twarzy ani odrobiny makijażu, i była przepiękna!
Tak bardzo jej pragnął…
A ona odepchnęła go, ponieważ obawiała się, że mógłby ją zranić. Nie to nie, powiedział sobie, siadając do śniadania. Ta pani nie chce ciebie, Jonas. Mógłbyś skomplikować jej życie, a ostatnią rzeczą, której pragniesz, to komplikować życie komukolwiek.
Nieprawdaż?
Hm.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wyniki badań nadeszły jeszcze tego samego dnia i były bardzo dobre. Jonas wracał z Blairglen szczęśliwy i rozpromieniony, jakby ktoś podarował mu cały świat.
Kiedy zatrzymał się przed ośrodkiem, Emily skończyła właśnie popołudniowy dyżur i wychodziła do domu. Na jej widok rozpromienił się jeszcze bardziej. Nie mógł się doczekać, kiedy podzieli się z nią wspaniałą nowiną.
Nagle w cieniu werandy zauważył jakiegoś mężczyznę, który wyglądał na kogoś, kto czeka bardzo długo i kto jest gotów czekać jeszcze dłużej. Po chwili Jonas rozpoznał w nim Jima, szefa straży pożarnej, którego spotkał dzień wcześniej w szpitalu i który dzielił z nim jego niepokój. Pomyślał, że ten człowiek, tak samo jak Em, zasługuje na to, aby teraz dzielić z nim radość. Zatrzymał się więc, chociaż, widząc idącą w jego kierunku Emily, miał ogromną ochotę rzucić się do niej, chwycić ją w ramiona i wirować z nią do utraty tchu.
– Mam nadzieję, że nie macie mi państwo za złe tej wizyty – odezwał się nieśmiało Jim. – Dzwoniłem do szpitala przez cały dzień, ale nie chcieli mi nic powiedzieć. Jonas, przyjacielu… ja muszę znać prawdę.