Выбрать главу

To było bardzo intymne…

Robby, zanosząc się od śmiechu, podskakiwał na kolanach Emily, a jego bandaże stawały się coraz bardziej wilgotne. Jednak Emily wcale się tym nie przejmowała. Dla tej ogromnej radości warto było zadać sobie trochę trudu. Poza tym to, co sama czuła, było nie do opisania. Obserwowała gromadkę dzieci, Robby'ego i Jonasa, fale pieściły jej nagie stopy, Jonas wkładał jej do ust frytki i przez chwilę bała się, że się rozpłacze. To dopiero byłoby idiotyczne!

– Ja… chyba już powinnam wracać do domu – powiedziała niepewnie. – Mam tyle pracy.

– Twój telefon przecież nie dzwonił.

– Ale czeka na mnie cała góra papierkowej roboty.

– Pomogę ci, kiedy dzieciaki pójdą spać – zaproponował.

– Nie musisz.

– Ale chcę – powiedział, wkładając jej do ust ostatnią frytkę, po czym pochylił się i wziął Robby'ego na ręce. – A teraz, dzieciaki – zawołał – pozbierajcie wszystkie śmieci, wrzućcie je do tamtego kosza i wracajcie.

– Dlaczego? – zapytał Sam, jak zwykle najbardziej ze wszystkich dociekliwy.

Miał takie jak wuj rude włosy i zielone oczy i Emily pomyślała, że chyba wygląda tak jak Jonas, gdy miał osiem lat.

– Ponieważ idziemy pływać – odparł Jonas. – Wszyscy. I każdy, kto tego nie zrobi, zostanie zdyskwalifikowany.

Dzieci spoglądały na niego okrągłymi ze zdumienia oczami. Nie znały tego słowa, ale brzmiało w ich uszach bardzo tajemniczo.

– Nie wierzę ci.

– Chcesz się przekonać? Chłopiec uśmiechnął się szeroko.

– Nie – odparł.

– To na co czekacie? Jazda!

Emily, siedząc na piasku, obserwowała, jak Jonas i dzieciarnia biegają po wodzie, jak chlapią się i wrzeszczą i czuła, jak coraz bardziej wsysa ją beznadziejna miłość.

Była prawie dziesiąta, gdy udało się wreszcie położyć dzieci do łóżek. Kiedy Emily po nakarmieniu Robby'ego weszła do pokoju, Jonas porządkował papiery porozrzucane na jej biurku.

– Co ty tu robisz? – zapytała, a Jonas, widząc przerażenie na jej twarzy, uśmiechnął się szeroko.

– Przygotowuję dla nas miejsce do pracy – odparł, patrząc na nią spod oka. Wciąż miała na sobie kąpielowy kostium, a jedynym do niego dodatkiem był przewiązany w talii sarong. Wygląda ślicznie, pomyślał. Po prostu ślicznie! – Chyba jednak powinnaś się przebrać – rzekł po chwili. – Nie wyobrażam sobie, abym mógł pracować, jeśli zostaniesz w tym stroju.

– Ja w ogóle nie wyobrażam sobie, abyś pracował ze mną – odparła z naciskiem. – To są moje papiery.

– Przecież jesteśmy partnerami, a partnerzy współpracują ze sobą.

– Ale nic nie wiesz o moich pacjentach.

– Mogę się zająć korespondencją prawną. Mam tu pisma od firm prawniczych. Mam informacje o twoich pacjentach dzięki twojemu komputerowi. Poza tym jest również mój laptop. Możemy przejrzeć twoje adnotacje, ty zdecydujesz, co odpowiedzieć, a ja to zredaguję i napiszę. Masz jakieś wątpliwości?

Żadnych, pomyślała, patrząc na ogromną stertę listów. Perspektywa pomocy kusiła ją coraz bardziej.

– Idź i weź chociaż prysznic. No i jednak się przebierz, bo nie ręczę za konsekwencje.

Spojrzała na roześmianą twarz Jonasa i bez słowa uciekła. Ona również sobie nie ufała.

W najmniejszym stopniu!

Był tylko jeden problem. Co zrobić z włosami?

Normalnie myła je raz w tygodniu. Były długie i bardzo gęste i suszyła je godzinami. Nie miała ochoty myć ich teraz. Było w nich jednak tyle piasku i soli, a także, jak przypuszczała, sporo jedzenia, które Robby z taką radością brał do rączek.

– Powinnam je obciąć – mruknęła, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

Jednak jej dziadek i Charlie tak bardzo je lubili. Ona zresztą również.

– Na co więc czekasz – burknęła. – Umyj je i szybko wysusz. To potrwa przynajmniej godzinę, a Jonas zdąży w tym czasie sporo zrobić.

Umyła je wiec i rozczesała, po czym, wciągnąwszy na siebie dres – tak malowniczo nazwany przez Jonasa strojeni ogrodowego krasnala – weszła do saloniku z rozpuszczonymi włosami.

Jonas wstał. Przez chwilę gapił się na nią w milczeniu, po czym przeciągle zagwizdał.

– Jak ty się zachowujesz – prychnęła. – Przed tobą wciąż ten sam ogrodowy krasnal, tyle że przybyło mu włosów.

– Podobają mi się takie krasnale – odparł i widać było, że mówi prawdę. Rzeczywiście podobały mu się. I to bardzo! Jednak chłodny głos Emily szybko przywołał go do porządku.

– Jeśli chcesz mi pomóc, to bierzmy się do roboty.

– Twoje włosy ociekają wodą.

– Nie szkodzi!

– Może pomogę ci je wytrzeć?

– Jonas, jeśli zbliżysz się do mnie na odległość mniejszą niż pół metra, będę krzyczeć – odparła i w jego zielonych oczach znowu pokazały się wesołe iskierki.

– Boi się mnie pani, pani doktor?

– Tak – przyznała z zaskakującą szczerością.

– Nie ma powodu – rzekł poważnie.

– Wręcz przeciwnie. Burzysz mój spokój i to zaczyna być groźne. Lepiej więc zostawmy sprawy osobiste i weźmy się do tej korespondencji.

– Tak jest, proszę pani.

Musiał jakoś poradzić sobie z tym, że siedział obok najbardziej pociągającej kobiety, z jaką kiedykolwiek miał do czynienia, i wziąć się do pracy.

Nadejdzie taka chwila, kiedy Emily rozpuści włosy specjalnie dla niego. Zastanawiał się tylko, jak to, u licha, osiągnie.

Pracowali bez przerwy przez dwie godziny. Emily ze zdumieniem obserwowała, że góra piętrzącej się przed nią korespondencji maleje w szybkim tempie. Za każdym razem, gdy proponowała Jonasowi, by szedł spać, odmawiał i sięgał po kolejny list. Nie powinna mu na to pozwolić, ale pomyślała, że jutro będzie miał czas się wyspać, a perspektywa uporania się z zaległą korespon-dencją jest taka nęcąca…

I nagle obudził się Robby. Nie był płaczliwym dzieckiem, ale gojące się po oparzeniach rany czasem, gdy energicznie się poruszył, sprawiały mu ból. Budził się wtedy z płaczem, ale już po chwili uspokajał się i leżał cichutko, czekając, aż ból ustąpi. To było tak, jakby wiedział, że nie ma matki, która mogłaby go utulić, i Emily nie mogła tego znieść. Pobiegła więc szybko do sypialni, gdzie stało łóżeczko malca, i po chwili wróciła, trzymając go w ramionach.

– Co się stało? – zapytał Jonas, odsuwając na bok papiery.

– Nie mam pojęcia. – Mocniej przytuliła do siebie Robby'ego. – Chciałabym, żebyś mi powiedział, ale przecież nie możesz, prawda, skarbie? Ma mokro – zauważyła. – Zazwyczaj to go nie budzi, ale skoro otworzył oczka… – Położyła go na kanapie i przewinęła, po czym znowu przytuliła. Po chwili odwróciła się i zmieszała, widząc spojrzenie Jonasa. – Wolałabym, żebyś tego nie robił – powiedziała.

– Czego?

– Nie gapił się tak. Robby i ja nie jesteśmy jakąś turystyczną atrakcją.

– A mogłabyś być. Jesteś wspaniała – powiedział szczerze i Emily z trudem powstrzymała się, by nie rzucić w niego poduszką.

– To Robby jest wspaniały, nie ja. Chcesz go potrzymać? – I zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, położyła mu malca na kolanach i ruszyła w stronę kuchni. – Zrobię sobie filiżankę czekolady i myślę, że tobie chyba też się przyda. Przygotuję także butelkę dla Robby'ego.

Kiedy po pewnym czasie wróciła do pokoju, Robby wciąż leżał na kolanach Jonasa i wpatrzony w niego gaworzył wesoło, a Jonas wyglądał jak człowiek, który nagle doznał olśnienia. I chociaż starał się tego nie pokazać, Emily wiedziała, że Robby go oczarował.

– On jest… on jest zupełnie normalnym dzieckiem – zauważył ze zdumieniem.