Выбрать главу

– No jasne.

– Dlaczego powiedziałaś, że jego ciotka go nie chce?

– Ma trójkę własnych.

– Dla mnie nie miałoby to znaczenia – odparł i w jego głosie było tyle żaru, że spojrzała na niego ze zdumieniem. – Miałem na myśli… gdyby to było dziecko mojej siostry.

– Oczywiście – przytaknęła, chociaż wcale nie była pewna, czy Jonas naprawdę tak myśli. Znowu spojrzała na Robby'ego. Maluch gaworzył wesoło, a jego maleńkie rączki tonęły w ogromnych dłoniach Jonasa.

Cud dzisiejszego wieczoru trwa, pomyślała.

– Pozwolisz, że dam mu jego butelkę? – spytała.

– Nie – odburknął. – Ja to zrobię. Skończ swoją czekoladę.

– Ale twoja wystygnie.

– Nie szkodzi.

Siedziała więc, piła czekoladę i przyglądała się, z jaką troskliwością Jonas karmi Robby'ego i czuła, jak jej z takim trudem osiągnięta równowaga zaczyna się chwiać i wiedziała, że nigdy już nie będzie jej w stanie odzyskać.

Anna została przewieziona do szpitala w Bay Beach następnego dnia. Emily zbadała ją po przyjeździe, upewniła się, że wzięła odpowiednie środki przeciwbólowe i pomogła wygodnie ułożyć się na poduszkach.

– Przyślę ci później brata – obiecała, widząc, że Anna przymyka ze znużenia oczy. – Po podróży karetką ma prawo cię boleć, ale wkrótce ten ból ustąpi. Jeśli będziesz się dobrze czuła, Jonas przyprowadzi dzieci. Bardzo chcą cię zobaczyć.

– Ja także tego pragnę – szepnęła Anna. – Ale się cieszę, że mam to już za sobą.

– Wszyscy się cieszymy – zapewniła ją Emily, po czym zwróciła się do stojącej obok pielęgniarki: – Zadzwoń, proszę, do doktora Lunna, do przychodni. Powiedz mu, że właśnie podałam Annie morfinę i że teraz pośpi z godzinę, ale później… niech przyprowadzi dzieci, a ja przejmę za niego dyżur.

I tak się stało. Emily nie widziała Jonasa przez cały dzień i właściwie było to jej na rękę.

Rozpaczliwie potrzebowała czasu. Kiedy wróciła wieczorem do domu, Jonasa i dzieci Anny wciąż nie było. Być może Jonas również potrzebował czasu. To wszystko wcale nie jest takie proste. Najwyraźniej muszą jeszcze wiele przemyśleć.

Chwilę bawiła się z Robbym, a potem położyła go spać. Jonas wciąż nie wracał, zostawiła więc Robby'ego pod opieką dyżurnej pielęgniarki i udała się na wieczorny obchód. Spodziewała się, że Anna będzie sama, ale gdy weszła do jej pokoju, zauważyła Jonasa i przeklęte emocje znowu doszły do głosu.

– Co zrobiłeś z dziećmi? – zapytała, po czym ze złośliwym uśmiechem dodała: – Świetna opiekunka, nie uważasz, Anno?

– Nie porzuciłem ich – odparł spokojnie Jonas. – Jim zabrał dzieciarnię na pizze.

– Jim? – Emily uniosła brwi. – Jim Bainbridge? Ku jej zdumieniu twarz Anny oblała się rumieńcem. No, no! A więc to wcale nie jest jednostronne.

– Sam to zaproponował – wyjaśniła nieśmiało Anna.- Dzieci dobrze go znają. Mieszka po sąsiedzku. On…

– rumieńce na jej twarzy jeszcze bardziej pociemniały – przyjechał do Blairglen, ale nie chciałam go widzieć. Dziś czekał tu na mnie parę godzin, i tak bardzo chciał coś dla mnie zrobić.

– Myślę, że to był dobry pomysł. – Emily wzięła do ręki wiszącą przy łóżku kartę. – Czasem trzeba dużej odwagi – dodała – by zaakceptować ofiarowaną przez innych pomoc. Myślę, że często łatwiej jest dawać, niż brać.

Anna kiwnęła głową.

– Nie jestem przyzwyczajona do… brania.

– Skąd ja to znam! – Emily zerknęła na Jonasa. -Wszystko jest w porządku, Anno. Podróż nie odbiła się na twoim stanie zdrowia. Zostawię cię teraz z bratem -powiedziała cicho, lecz Anna pokręciła głową.

– Chciałabym, żeby Jonas wyszedł również. Proszę… Chcę zostać sama.

– Zawsze chciała być sama – powtarzał Jonas, miotając się po pokoju jak tygrys w klatce. – Do diabła! Jak mam jej udowodnić, że pragnę być przy niej?

Emily obserwowała go w milczeniu. Trzymała w ramionach Robby'ego, który obudził się przed chwilą i teraz uszczęśliwiony mruczał coś cichutko. Współczuła Jonasowi, ale współczuła również Annie.

– Rodzice bardzo ją skrzywdzili – powiedziała miękko. – Tak jak skrzywdzili ciebie. Wiele wycierpiała, zanim stała się niezależna.

– Gdybym to ja znalazł się w takiej sytuacji…

– Chciałbyś być zależny od innych? – Spojrzała na niego z powątpiewaniem. – Nie sądzę.

– Oczywiście, że bym chciał.

– Emocjonalnie? – Wstała i mocniej przytuliła do siebie Robby'ego. – Nie jestem pewna, czy rozumiesz znaczenie określenia „zależność emocjonalna".

Na twarzy Jonasa widać było zakłopotanie.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

– Oczywiście, że nie masz. – Odetchnęła głęboko, zastanawiając się, jak mu to wytłumaczyć. – Jonas, czy ty potrzebujesz Anny?

– To moja siostra.

– Wiem o tym. Ale czy ty jej potrzebujesz? Czy kiedykolwiek dałeś jej to odczuć?

– Nie, oczywiście że nie potrzebuję. Nikogo nie potrzebuję. Zawsze byłem silny i niezależny.

– Ponieważ musiałeś. Ale zależność emocjonalna działa w obydwie strony. – Spojrzała na Robby'ego -Weź chociażby mnie i tego malca.

– To coś zupełnie innego…

– Robby potrzebuje mnie – ciągnęła, ignorując jego uwagę. – A przynajmniej potrzebuje kogoś, kto by go choć trochę kochał. Co mnie przychodzi bez żadnego trudu. Jednak mam odwagę przyznać, że ja potrzebuję Robby'ego również.

– Nie możesz go potrzebować. To przecież dziecko.

– Ale on nie tylko bierze, on także daje. – Spojrzała z czułością na tulącego się do niej malca. – Za każdym razem, gdy się do mnie śmieje; gdy nie płacze, chociaż czasem muszę mu zadać ból, ponieważ wie, że zaraz po bólu przyjdzie pieszczota; gdy się do mnie tuli, ta potrzeba rośnie. Mówię o miłości, Jonas. Anna nauczyła się żyć bez niej. I ty też.

– To śmieszne.

– Nie, mój drogi, to prawda. – Ktoś zapukał do drzwi i przerwał im rozmowę. – To pewnie Jim przyprowadza dzieci – powiedziała. – To ktoś podobny do mnie. Ktoś, kto kocha i" kto potrzebuje miłości.

Twarz Jonasa była bez wyrazu, jakby słowa Emily zupełnie do niego nie dotarły. Ależ on jest ślepy!

– Za bardzo dramatyzujesz – zauważył.

Jednak Emily, idąc otworzyć drzwi, wiedziała, że wcale nie dramatyzuje. Ona kochała i potrzebowała. I rozpaczliwie pragnęła być kochaną i potrzebną. I wcale nie chodziło jej o tego malca, którego tuliła w ramionach.

Chodziło jej o Jonasa!

ROZDZIAŁ ÓSMY

Od operacji Anny minął tydzień, potem dwa.

W końcu, gdy wyjęto jej dren, zabrała dzieci i wróciła do domu. Nie zgodziła się, oczywiście, by Jonas z nią zamieszkał, więc musiał pozostać z Emily. Bardzo to przeżywał. Wymógł jedynie, że będzie codziennie spędzał trochę czasu z siostrzeńcami, argumentując, że chciałby zacieśnić łączące ich więzy. Zaangażował się także w pracę dla miasta, dając z siebie tyle, ile tylko mógł.

Pomagał siostrze i pomagał Emily. Pracując u jej boku, nie mógł nie dostrzec, jak znakomitym jest ona lekarzem. Nie wątpił, że i bez niego dałaby sobie radę, ale nie miałaby wtedy czasu dla Robby'ego. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie nie miałaby go dla siebie.

Nie uważał, aby sensem jej istnienia miała być praca. Emily po prostu nie potrafiła odrzucić prośby o pomoc, bez względu na to, jak bardzo była zmęczona.

Tak więc chronił ją – chwilowo. Ale im częściej z nią przebywał, im więcej wiedział o jej stosunku do pacjentów, tym częściej zastanawiał się, jak będzie mógł wyjechać, kiedy Anna zakończy już radioterapię.

Fizycznie Anna zdrowiała bardzo szybko. Gorzej natomiast było z jej psychiką.