– Pan jest chirurgiem? – W głosie Emily brzmiało niedowierzanie. – Chce pan powiedzieć, że brat Anny Lunn jest chirurgiem? – Anna nigdy nie miała pieniędzy. To jakiś absurd.
– Chirurgiem jestem przez cały czas – odparł. – Bratem Anny Lunn jedynie wtedy, kiedy mi na to pozwala. – Roześmiał się z goryczą. – Ale moje problemy nie są w tej chwili najważniejsze. Zapewniam, że może mi pani powierzyć pacjentów. Pożegnamy Charliego, a potem napijemy się kawy lub herbaty. Chodzi tylko o to…
– Tak? Zawahał się.
– Długo trwało, zanim zdołałem namówić siostrę na tę wizytę. Musieliśmy zostawić jej dzieci w pogotowiu opiekuńczym przy domu dziecka w Bay Beach. Jeśli teraz stąd odejdzie, to z pewnością już tu nie wróci. Czy zgodzi się pani ją przyjąć?
– Naturalnie.
– Oczywiście pod warunkiem, że ja zajmę się pozostałymi pacjentami.
– To nie jest konieczne.
– Jest.
Przez chwilę przyglądał się jej z zatroskaniem i Emily poczuła się nieswojo. Zawsze była blada i, na skutek ciągłego jedzenia w biegu i rezygnowania z wielu posiłków, bardzo szczupła, a splecione w warkocz długie, ciemne włosy i pociągła twarz o wystających kościach policzkowych jeszcze bardziej tę szczupłość podkreślały. Jednak teraz głębokie cienie pod oczami nadawały jej twarzy chorobliwy wygląd. Tak, z pewnością zauważył, jak bardzo jest wyczerpana.
– Czy nikt pani nie pomaga? – zapytał, jakby dla potwierdzenia jej przypuszczeń.
Emily rozłożyła ręce w wymownym geście.
– Do licha, dlaczego? Przecież Bay Beach to wystarczająco duża miejscowość nie tylko dla dwóch, ale nawet dla trzech lekarzy…
– Ja tu się urodziłam i kocham to miejsce – odparła. – Jednak w Australii jest wiele uroczych nadmorskich miejscowości, i do tego niezbyt odległych od wielkich miast, lekarze mają więc w czym wybierać. Chcą chodzić do restauracji i posyłać dzieci do prywatnych szkół i dobrych uczelni. Od dwóch lat, kiedy mój ostatni partner odszedł, bez przerwy się ogłaszamy, ale bez rezultatu.
– A wiec jest pani sama?
– Niestety.
– Cholera!
– Nie jest tak źle. – Przesunęła ręką po włosach i westchnęła, patrząc ze smutkiem na Charliego. – Tylko czasem… Jakie to szczęście, że był pan przy tym. Przynajmniej wiem, że nie można było zrobić nic więcej.
– Nie można było – potwierdził, podążając za jej wzrokiem.
– Przyszedł na niego czas – powiedziała miękko.
– Tak jak na panią, żeby trochę odpocząć.
– Nie ma mowy, doktorze Lunn, a może powinnam była powiedzieć, panie Lunn?
– Może być Jonas.
Jonas… Ładne imię, pomyślała.
– Zgoda, Jonas – powiedziała, widząc, że samochód zakładu pogrzebowego zatrzymuje się przed ośrodkiem. – Pożegnamy Charliego, a później zacznę przyjmować.
– Chyba słyszałaś, co powiedziałem – mruknął. -Przyjmiesz moją siostrę, a potem ja cię zastąpię.
Pokusa była silna. Miała dwóch pacjentów na oddziale szpitalnym i powinna ich odwiedzić. Jeśli się zgodzi, by doktor Lunn ją zastąpił, będzie mogła do nich pójść, zjeść śniadanie razem z lunchem i być może nawet trochę się przespać przed popołudniowym dyżurem.
– Zgódź się – powtórzył i Emily musiała przyznać, że jej opór słabł. – Mam pełne kwalifikacje – dodał. -Błyskawiczny telefon do kliniki w Sydney może to potwierdzić.
– No dobrze – przyznała w końcu. – Ale najpierw zbadam twoją siostrę.
Pół godziny później Emily ponownie siedziała za biurkiem. Miejsce po drugiej stronie zajmowała Anna Lunn, blada i milcząca. Jonas trzymał ją za rękę, jakby w ten sposób chciał jej dodać odwagi.
– Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje – zaczaj. -Anna nie wtajemnicza mnie w swoje sprawy. Nasze drogi właściwie dawno się rozeszły i Anna nigdy nie chciała mojej pomocy, chociaż wychowywanie dzieci musi być dla niej zadaniem ponad siły. Ale ostatnio… Kiedy parę tygodni temu ją odwiedziłem, coś mnie zaniepokoiło. Anna, oczywiście, nie chciała mi nic powiedzieć, jednak znam ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że coś jej dolega. Po powrocie do Sydney bez przerwy do niej dzwoniłem i zadręczałem pytaniami. W końcu skłoniłem ją, żeby zapisała się na wizytę.
– Anno? – zwróciła się Emily do siedzącej przed nią kobiety.
Podobnie jak brat Anna miała ognistorude włosy, ale na tym ich podobieństwo się kończyło. Młodsza od brata o parę lat, sprawiała wrażenie znacznie od niego starszej. Krótkie, niestarannie ostrzyżone włosy, worki pod oczami i malujący się na twarzy wyraz rezygnacji sprawiały, że wyglądała, jakby życie nie szczędziło jej ciężkich doświadczeń, i jakby tego ostatniego nie była już w stanie udźwignąć.
– T…tak? – Jej głos zabrzmiał jak szept, ale słychać w nim było śmiertelne przerażenie.
– Czy chciałabyś porozmawiać ze mną sam na sam?
– Wyjdę, jeśli chcesz. – Jonas zrobił ruch, jakby chciał wstać, ale ręka Anny wysunęła się nagle i zatrzymała go. – Chcę ci pomóc, Anno. Obydwoje tego chcemy – rzekł. – Ale musisz nam powiedzieć, co się dzieje.
Anna odetchnęła głęboko i podniosła głowę. W jej oczach, jak w oczach królika, który nagle znalazł się w świetle samochodowych reflektorów, czaił się strach.
– Powiedz nam, Anno – powtórzyła Emily i Anna zadrżała.
– Ja… nie wiem, czy dam sobie z tym radę. Moje dzieci…
– Po prostu powiedz nam.
– Mam guzek w piersi. Boję się, że to rak. Guzek był wielkości ziarenka grochu i lekko przesuwał się pod dotykiem palców.
– Jak dawno to zauważyłaś? – zapytała Emily, dokładnie badając pierś. Poza tym jednym guzkiem nic nie stwierdziła.
– Cz…cztery tygodnie temu.
– To doskonale – powiedziała Emily. – Guzek jest bardzo mały i dobrze, że tak wcześnie się z tym zgłosiłaś.
– Wcześnie?
– Niektóre kobiety zwlekają z poddaniem się badaniu rok, a nawet więcej. Nie masz pojęcia, jakie mogą być tego konsekwencje. Na szczęście ty okazałaś więcej rozsądku. Guzek jest mały, o średnicy nie większej, jak sądzę, niż centymetr.
– A więc to rak? – zapytała drżącym głosem Anna.
– Istnieje takie ryzyko. Ale równie dobrze może to być jedynie nieszkodliwa torbiel. Torbiele piersi występują bardzo często, znacznie częściej niż rak, a dają podobne objawy. Musimy zrobić biopsję.
– A więc… – Oczy Anny rozbłysły nadzieją. -A więc może to tylko strata czasu. Jeśli to tylko torbiel, mogę spokojnie wrócić do domu i o wszystkim zapomnieć.
– Nie możesz o wszystkim zapomnieć – odparła Emłly. – Nie możesz, ponieważ prawdziwe mogą się okazać twoje pierwsze przypuszczenia. Co prawda, z uwagi na wiek, znajdujesz się grupie niskiego ryzyka, jednak musimy wykluczyć je całkowicie.
– Ale ja nie chcę wiedzieć. – Anna podniosła dłoń do ust, jakby chciała zdusić łkanie. – Jeśli to… rak… to chcę żyć w miarę normalnie tak długo, jak tylko się da. Mam troje dzieci i jestem im potrzebna. Jonas zmusił mnie, żebym tu przyszła, ale jeśli to rak, to lepiej nie wiedzieć.
– I tu się mylisz. – Emily poczekała, aż pacjentka się ubierze, i odsunęła parawan. – Znacznie lepiej jest wiedzieć.
– Dlaczego? Żeby mi usunąć pierś?
– To zdarza się coraz rzadziej – mruknął Jonas, po czym podszedł do Anny i wziął ją w objęcia. – Na litość boską… głuptasie. Dlaczego mi nic nie mówiłaś? Dawno już mógłbym rozwiać twoje obawy.
– Uprzedzając, że mogę mieć raka? – zawołała bliska histerii. – Jestem przerażona i nikt już tego nie zmieni.