Przeczytała całą dostępną literaturę na temat raka piersi, a potem demonstracyjnie zostawiła ją w szpitalu. Z tej lektury wynikało, iż ponad dziewięćdziesiąt procent przypadków jest całkowicie uleczalnych, co zgadzało się z tym, co słyszała od lekarzy. Miała więc duże szansę. Oczywiście onkolog poinformował ją, że po chemioterapii jej szansę będą jeszcze większe, ale to oznaczało kolejne miesiące uzależnienia od pomocy innych i Anna bez wahania tę ewentualność odrzuciła.
Odrzuciła również propozycję Jonasa, by wynająć dom w Blairglen, i zdecydowała, że będzie jeździła na zabiegi autobusem.
– Będę w ten sposób niezależna – podkreśliła. – Lori mogłaby zajmować się dziećmi w ciągu dnia, a ja byłabym z nimi w nocy.
I Lori, która miała wrócić do Bay Beach lada dzień, chętnie się na to zgodziła.
– To nie jest dobre rozwiązanie – usiłowała ją przekonać Emily. – Ciągłe podróże są męczące. Jednak Anna nie zamierzała ustąpić.
– Nie chcę jeszcze bardziej uzależnić się od Jonasa – odparła zdecydowanym tonem i Emily mogła już tylko obserwować, jak Anna ponownie odsuwa się od brata.
Równie zdecydowanie odsuwała się od Jima.
Dowódca miejskiej straży odwiedził Emily w ośrodku pod pozorem skręcenia palca u ręki, ale w rzeczywistości chciał jej wyznać, że bardzo się martwi o Annę.
– Nie chce, żebym jej pomógł. Ucieka ode mnie. Cóż jednak Emily mogła mu powiedzieć? Jeśli w Annie istnieją jakieś bariery, to tylko ona sama może je przełamać.
Czas, jaki Emily spędziła z Jonasem i czwórką dzieci, teraz wydawał się cudownym snem. Przy pomocy Amy radziła sobie z opieką nad Robbym i Jonas wydawał się z tego zadowolony. W efekcie widywali się coraz rzadziej.
Jednak ta separacja ją bolała. Nawet jej pies wyraźnie osowiał i wrócił do dawnych przyzwyczajeń.
Jim cierpiał również.
– Czy ten palec rzeczywiście sprawia kłopot? – zapytała. – Wygląda, że był złamany wiele lat temu.
– No cóż, rzeczywiście – przyznał. – Ten palec to jedynie pretekst, żeby z panią porozmawiać.
– Wobec tego słucham.
– Czy pani lepiej się układa z doktorem Jonasem niż mnie z Anną?
Emily zmarszczyła brwi.
– Nie bardzo rozumiem.
– Chodzi mi o to, że obydwoje, i brat i siostra, robią wszystko, aby się z nikim nie związać. Ale pani i doktor Jonas przynajmniej mieszkacie i pracujecie razem…
Co przyniosło dosyć opłakane skutki, pomyślała ponuro. Co prawda zmniejszyło się o połowę jej obciążenie pracą, ale pod każdym innym względem Jonas zamienił jej życie w koszmar.
Lori wróciła do Bay Beach w doskonałym nastroju i natychmiast po przyjeździe odwiedziła Emily i Jonasa.
– Rayowi już nic nie zagraża – oznajmiła. – Operacja udała się nadzwyczajnie. Teraz pozostaje mu już tylko stosować się do zaleceń dietetyków i wkrótce będzie mógł wrócić do pracy. Tak jak ja zrobię jutro.
– Brakowało nam ciebie – oświadczył Jonas.
Skończyli właśnie jeść kolację i Emily stała przy oknie, kołysząc Robby'ego do snu, gdy przyszła Lori.
Brakowało nam ciebie…
Rzuciła Jonasowi gniewne spojrzenie i dodała z ironią:
– O tak! Pan doktor musiał się czasem zabawić w niańkę.
– I całkiem dobrze mi to szło – obruszył się Jonas.
Lori uśmiechnęła się, ale jej umysł przez cały czas intensywnie pracował. Instynktownie wyczuła jakieś dziwne napięcie, jakieś tajemnicze prądy, których nie była w stanie rozszyfrować.
– Czy chcesz, żebym już dziś zabrała Robby'ego? -zapytała przyjaciółkę i Emily zamarła.
To musiało się kiedyś zdarzyć, pomyślała, usiłując nie patrzeć na dziecko, które trzymała w ramionach. Cóż, dlaczego nie? To logiczne. To Lori jest opiekunką Robby'ego, a nie ona.
– Może tak będzie lepiej – powiedziała głucho.
– Lepiej dla kogo? – rzucił Jonas obojętnym tonem i Emily miała ochotę go uderzyć.
– Dla Robby'ego, oczywiście.
– Myślisz tylko o Robbym?
– A o kim miałabym myśleć?
– O sobie – odrzekł, uważnie obserwując jej twarz.
– Dlaczego…
– Ponieważ kochasz tego malucha – odparł tonem, jakim przemawia się do kogoś niezbyt rozgarniętego.
– Nie rozumiem, dlaczego nie miałabyś go adoptować. Przecież to jasne, że nie widzisz poza nim świata.
– Uważasz, że to byłoby w porządku? – Emily się uniosła. – Ostatnio mogłam mu poświęcić dużo czasu jedynie dlatego, że wykonywałeś za mnie sporo pracy. Wkrótce wyjedziesz i będę musiała zdać się na pomoc Amy, która w każdej chwili może zacząć żyć własnym życiem. To nie są żadne podstawy do adopcji. Ja w roli matki przez kilka chwil wieczorem? To zły pomysł!
– Ale będziesz go kochała, a to najważniejsze.
– Tom się na to nie zgodzi – zauważyła Lori.
– Tom? – zdziwił się Jonas.
– Nasz dyrektor – odparła Lori. – To on podejmuje ostateczną decyzję, ale musze ci wyznać, jest bardzo wymagającym sędzią.
– Chcesz przez to powiedzieć, że Emily nie byłaby dobrą matką?
– Mówię jedynie, że nie ma szans na uzyskanie prawa do adopcji – wyjaśniła Lori. – Zapracowana samotna matka… Tom z pewnością powie, że Emily nie da sobie rady.
– Ponieważ jest samotna, tak?! To przecież jawna dyskryminacja.
– Nie. Gdyby pracowała na pół etatu, to co innego. Ale Emily pracuje przez osiemdziesiąt godzin w tygodniu, a czasem nawet więcej.
– A gdyby była mężatką… – rzekł w zamyśleniu Jonas. – Czy to miałoby znaczenie?
– Oczywiście, że tak – odparła Lori, patrząc na niego ze zdumieniem. – Czy ja na pewno dobrze słyszę? Nasza Em wychodzi za mąż?
– Kto wie… – odparł Jonas takim tonem, jakby ta myśl dopiero przyszła mu do głowy.
– Jak to?
– Mogłaby wyjść za mnie.
Na chwilę zapadła absolutna cisza. Umilkło nawet tykanie zegara. Świat wstrzymał oddech, czekając, aż rzucona przez Jonasa bomba rozpryśnie się na milion części i zniszczy wszystko dookoła.
I być może już to się stało, ponieważ, gdy Emily odzyskała oddech, odniosła wrażenie, że jej świat został wytrącony z równowagi do tego stopnia, iż teraz trudno jej będzie na jego powierzchni się utrzymać.
Co on powiedział?
– Słucham? – odezwała się w końcu Lori i Emily spojrzała na nią z wdzięcznością. Ona sama nie była w stanie wydusić słowa. A cała sprawa wymagała natychmiastowego wyjaśnienia.
– Myślę, że Em i ja moglibyśmy się pobrać – powtórzył Jonas. – Małżeństwo z rozsądku to chyba nic nowego.
– Tak, ale…
– To przecież proste – ciągnął. – Nie interesuje mnie małżeństwo. Nigdy mnie nie interesowało. A Em nie chce, a właściwie nie ma czasu dla… prawdziwego męża. Jednakże chce mieć Robby'ego. – Uśmiechnął się tym tak dobrze znanym, zniewalającym uśmiechem, który tyle spustoszenia poczynił w sercu Emily. – Nie potrafię patrzeć, jak cierpi, nie mogąc zatrzymać Robby'ego, a w ten sposób go zatrzyma.
– W jaki sposób? – zdziwiła się Lori.
– Prosty.
– To wcale nie jest proste. Jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteś chirurgiem. Nie chcesz chyba przenieść praktyki do Bay Beach?
– No, nie. Niezupełnie, ale…
– Ale? – powtórzyła Lori.
Rzuciła niepewne spojrzenie na Emily, po czym znowu odwróciła się do Jonasa. Ten facet musi być chyba idiotą, jeśli tego nie widzi, pomyślała. Ona go kocha. Patrzy na niego, jakby był dla niej kimś bardzo drogim, tak drogim jak to dziecko, które trzyma w ramionach. Natomiast on zachowuje się, jakby tu chodziło jedynie o interes.
– Tom zapyta, kto będzie zajmował się Robbym -zwróciła mu uwagę Lori. – Nie chcesz być ojcem dla Robby'ego?