Выбрать главу

Doskonale. Mógł się tego spodziewać. Po tym, jak odrzuciła jego propozycję małżeństwa, jest to jedyne sensowne wyjście. Słysząc dobiegające spod łóżka sapanie, wyciągnął rękę i wtedy szorstki, wilgotny jęzor przesunął się po jego dłoni. Bernard! Jak mógł opuścić wygodne łóżko Em?

– Jesteś głupi, piesku – mruknął. – Opuściłeś miejsce, w którym ja bardzo chciałbym być.

I nagle zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.

Czyżby to była prawda?

Niestety, tak. Emily jest najwspanialszą z kobiet, jakie znał. Mężczyzna musi być niespełna rozumu, jeśli nie chce się z nią przespać. Albo jeśli nie chce… się z nią ożenić.

Kto by tu jednak mówił o miłości?

– Nie mogę jej kochać – wyjaśnił Bernardowi. – Jestem niezależny. Całe życie walczyłem o to i nie mam zamiaru tego zmieniać. – Bernard polizał go znowu i Jo-nas westchnął. – Chcesz powiedzieć, piesku, że wcale nie jestem taki niezależny, że nie mogę sobie tak po prostu odejść i wszystkich zostawić? Nie chodzi przecież wyłącznie o Em. Jest jeszcze Anna i jej dzieci. Jest Robby. I nawet ty, wstrętny kundlu. Wiesz, ta twoja pani ma rację. Muszę się stąd wynieść. Muszę być wreszcie sam.

Tylko dlaczego ta myśl wydała mu się nagle taka smutna?

Do radioterapii Anny pozostały już tylko dwa dni. Potem jeden.

– Czy chcesz, żebym był z tobą przy pierwszym zabiegu? – spytał po raz kolejny Jonas. – Uważam, że nie powinnaś być wtedy sama.

– Dlaczego? Czy to bolesne?

– Nie, to nie boli. To przecież zwyczajne prześwietlenie.

– Wobec tego…

– Nie zapominaj, że będą tam ludzie znacznie bardziej chorzy niż ty, pacjenci z zaawansowanym rakiem, a to może na ciebie bardzo źle wpłynąć.

– Dam sobie radę – odparła. – Nigdy od nikogo nie zależałam i nie zamierzam zależeć. Był właśnie u mnie Jim. Prosił, żebym mu pozwoliła jechać ze mną, i też mu odmówiłam. Daj mi więc spokój, Jonas, i przestań mnie dręczyć.

Cóż mógł wiec zrobić? Musiał zaakceptować jej decyzję.

Najważniejsze, że Emily i Robby potrzebują go. Chcą, by został w Bay Beach. I to jest w porządku. Oni zależą od niego. Natomiast on nie zależy od nikogo i nie będzie. Nigdy!

Dochodziła druga po południu. Emily przyjmowała pacjentów w ośrodku, a Jonas pojechał z wizytą do chorego. Kiedy około szóstej skończy dyżur, pójdzie do domu i zajmie się Robbym. Później Jonas będzie miał nocny dyżur pod telefonem, a ona spokojnie wcieli się w rolę matki.

To jest wspaniała perspektywa.

Tymczasem do gabinetu weszła kolejna pacjentka i kiedy Emily zaczęła słuchać długiej litanii jej dolegliwości, nieoczekiwanie odezwał się telefon. Zanim zdążyła podnieść słuchawkę, wiedziała, że to coś nagłego. Kiedy w gabinecie był pacjent, Lou nigdy nie dzwoniła bez ważnej potrzeby.

Tym razem też tak było. W głosie tak zwykle opanowanej recepcjonistki brzmiało przerażenie.

– Em! – zawołała. – Chodzi o Sama, synka Anny Lunn.

Emily czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Głos Lou nie wróżył niczego dobrego.

– Co się stało?

– Przed chwilą dzwoniła Anna. Jest w szoku. Wygląda na to, że Sam poszedł na teren starych wyrobisk, gdzie kiedyś kopano złoto. Najwyraźniej jeden z szybów nie został zasypany, czy też, jak twierdzi Anna, zawalono jedynie jego wylot. Zabezpieczenie zarwało się i chłopak wpadł do środka. Anna powiedziała, że kiedy była tam z Mattem, głos Sama dochodził gdzieś z głębokości stu metrów, nic jednak nie mogli zrobić. Wezwałam już służby ratownicze, ale czy ty nie mogłabyś też tam pojechać?

Oczywiście. Bez chwili wahania wybiegła z gabinetu.

– Odszukaj Jonasa – rzuciła recepcjonistce, kierując się w stronę wyjścia. – I przeproś pacjentkę.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Szyb, do którego wpadł Sam, znajdował się około poi mili od domu Anny. Kiedy mniej więcej sto lat temu odkryto tu złoto, kopalnie zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu. Z czasem, gdy zasoby złota się wyczerpały, większość z nich została zasypana. Niektóre z głębszych szybów zabezpieczono bardzo profesjonalnie, ale ten…

– Ktoś go zabezpieczył – powiedziała Anna, szlochając – ale użył do tego surowych drewnianych belek. Z czasem belki pokryła gruba warstwa ściółki, drewno spróchniało i zawaliło się pod nogami Sama. I nigdy bym go nie znalazła, gdyby nie Matt. Był z Samem i to on mnie o wszystkim zawiadomił.

Anna, oparta na ramieniu Emily, ponownie zalała się łzami. Kiedy Matt z krzykiem wpadł do domu, natychmiast pobiegła z nim na miejsce wypadku, po czym wróciła do domu, by zadzwonić do Emily i Jima. Teraz siedziała w szoferce pędzącego z maksymalną szybkością wozu strażackiego, wciśnięta pomiędzy Jima i Emily.

Twarz Jima była spięta. Podobnie jak Emily, zjawił się u Anny natychmiast po jej telefonie. Dobrze wiedział, jak groźne potrafią być takie szyby.

– Jesteś pewna, że chłopak tam jest? – zapytał.

– Matt widział, jak spadł. Jest przytomny. Rozmawiałam z nim, ale jego głos brzmiał tak głucho, jakby dochodził z bardzo daleka. – Znowu zaczęła szlochać. – Matt został tam – wyszeptała przez łzy – bo ja musiałam iść po pomoc i bałam się, że możemy później tego miejsca nie znaleźć, i że Sam może przestać wołać.

Głos Anny załamał się i Emily ścisnęła jej rękę, aby jej dodać odwagi. Tyle ostatnio wycierpiała.

– Dobrze zrobiłaś, Anno – powiedziała. – Teraz resztę pozostaw nam!

Anna nie miała wyboru. Powierzyła Ruby opiece sąsiadki. Po raz kolejny musiała prosić o pomoc, ale ty razem się nie cofnęła. Potrzebowała Emily i potrzebowała Jima. Potrzebowała każdego, kto mógłby pomóc. A szczególnie…

– Jonas – szepnęła. – Gdzie jest Jonas? Potrzebuję go.

– Pojechał do chorego. Lou usiłuje się z nim skontaktować. Zaraz tu pewnie będzie.

– Jak tylko dotrzemy na miejsce, wyślę jednego z moich ludzi, żeby mu wyszedł naprzeciw – rzucił Jim, nie odwracając głowy. Wciąż pędzili z maksymalną szybkością i Jim musiał dokonywać nadludzkich wysiłków, aby koła nie straciły przyczepności. Wkrótce jazda samochodem stanie się niemożliwa i dalej trzeba będzie iść pieszo.

– Dzieci wiedziały, że tu nie jest bezpiecznie – ciągnął Jim. – Powtarzałem im to setki razy.

– Ja również. – Anna odetchnęła głęboko. – Ale chłopcy się na mnie obrazili.

– Dlaczego?

– Podsłuchali, jak Jim pytał mnie, czy może ich zabrać w przyszłym tygodniu na wyścigi motocyklowe -powiedziała cicho. – Słyszeli, że się nie zgodziłam.

– I dlatego poszli na wyrobiska?

– Sam ma charakter – odparła Anna.

– A do tego jest uparty jak osioł – dodał Jim. – Zupełnie jak jego matka. – Zerknął kątem oka na Annę. – Ich wuj również – mruknął pod nosem. – Dlaczego, u licha, ja i Em musieliśmy zakochać się w…

Nie dokończył. Teren był już na tyle niebezpieczny, że musieli wysiąść z samochodu. Anna, Jim i Emily oraz sześciu członków drużyny strażackiej zaczęli przedzierać się przez zarośla. Anna szła przodem i pokazywała im drogę.

Po chwili dotarli do Matta. Mały, sześcioletni chłopczyk siedział samotnie na zwalonym pniu drzewa. Był śmiertelnie przerażony, a po jego twarzy spływały strumienie łez.

Serce Emily ścisnęło się. Chciała do niego podbiec i wziąć go w ramiona, ale Anna zrobiła to pierwsza. Rzuciła się do synka i, nie bacząc na wciąż bolące ramię, mocno go do siebie przytuliła.

– Już dobrze, skarbie – powiedziała cicho. – Już dobrze. Mamy pomoc. Spójrz tylko, jest tu doktor Mainwaring… i Jim… i ci wszyscy panowie. Oni wyciągną Sama.