– Nie wytrzyma! – Anna osunęła się na zwalony pień drzewa. Dygotała z przerażenia. – On bardzo cierpi. Wystarczy, że się mocniej poruszy i…
– To rozsądny chłopak – przekonywał ją Jonas, ale jego twarz była tak samo blada jak jej.
– On ma zaledwie osiem lat. I jest wyczerpany.
Wszyscy wiedzieli, że Anna ma rację. Szansa, że chłopak wytrzyma, była nikła.
Emily odetchnęła głęboko. Jak szeroki miał być najwęższy odcinek szybu?
– Muszę coś sprawdzić – powiedziała i, zanim Jim zdołał zaprotestować, zabrała mu latarkę i podczołgała się do szybu.
Wszystko było tak, jak mówił Jim. Zwężenie na wysokości czterech metrów w dół jest niedostatecznie szerokie, aby przepuścić mężczyznę, ale wystarczająco szerokie, aby chłopak zsunął się po nim do szerszej części poniżej, a potem do następnego zwężenia.
Niedostatecznie szerokie, aby zmieścił się w nim mężczyzna…
– Jim, jak szerokie jest to pierwsze zwężenie? – spytała. – Czy można to dokładnie zmierzyć?
– Myślę, że tak. Mamy w samochodzie odpowiednie przyrządy.
– A więc zrób to dla mnie. Jeśli jest szersze od moich ramion, to schodzę.
Minęło pół godziny, zanim Jim dał się przekonać.
– Zanim sprowadzisz sprzęt, miną godziny – tłumaczyła Emily – a Sam słabnie. Jest w szoku. Potrzebuje kroplówki, środków przeciwbólowych, a przede wszystkim kogoś, kto mógłby przy nim być. Mówiłeś, że przy jego głowie jest niewielki występ skalny…
– Nie wiemy, na ile jest stabilny.
– Nie będę tam stawiała ciężarów. Wykorzystam go jedynie do utrzymania odpowiedniej pozycji. Założę na głowę solidny kask, a drugi wezmę dla Sama. – Spojrzała na pełne napięcia twarze. – Proszę, to jedyna nadzieja, że on przeżyje.
Widziała, że nie byli tym zachwyceni, ale zmierzyli szerokość najwęższego odcinka szybu i wyglądało na to, że ramiona Emily będą miały jeszcze kilka centymetrów luzu.
– Sami widzicie – powiedziała. – Czasem opłaca się być chudym. A więc przygotujcie wszystko.
– Em… – odezwał się Jonas. Na jego twarzy malowało się ogromne napięcie. – Konstrukcja szybu na skutek podziemnych wstrząsów uległa naruszeniu. Bóg jeden wie, na ile jest stabilna. Do licha, nie możesz…
– A ma pan jakiś inny pomysł, doktorze Lunn?
– Czy zdajesz sobie sprawę, że to wszystko może się zawalić?
– No tak, tylko tego brakuje, żeby to usłyszała Anna
– burknęła. – Zresztą to się nie zdarzy. Obiecuję, że będę bardzo ostrożna.
– Narażasz dwa życia zamiast jednego.
– Wobec tego kopcie szybciej – rzuciła z pozorną nonszalancją…
– Och, Em! – Anna podeszła do niej i mocno ją uścisnęła. – Jeśli naprawdę chcesz zrobić to dla nas…
Emily oddała uścisk i spojrzała wymownie na Jima. Musi zacząć działać, zanim straci odwagę.
Tak naprawdę nie miała jej zbyt wiele!
– Potrzebuję ekwipunku – powiedziała do strażaków.
– Możecie zorganizować jakąś linę do wciągania i opuszczania różnych rzeczy: sprzętu medycznego, żywności, wody?
– Ja to załatwię – rzekł Jonas, a Emily odniosła wrażenie, że jest bliski łez. – Em, czy ty zdajesz sobie z tego sprawę, że zanim wyciągniemy Sama, może być już jutro? Będziesz na dole przez cały czas. Nie możemy ryzykować wyciągania cię i ponownego opuszczania.
– Nie musisz się obawiać. Kiedy się już tam znajdę, z pewnością zostanę do końca.
– Em…
– Tak?
Milczał. Było jasne, że bez niej Sam nie przeżyje.
Ale co będzie, jeżeli stracą ich oboje?! Jonas nie zniósłby tego. Oddałby wszystko, żeby znaleźć się na jej miejscu. Ale ona była jedyną osobą, która mogła tego dokonać i on musiał jej na to pozwolić.
– Em – powtórzył i w tym słowie były wszystkie od dawna tłumione uczucia: tęsknota, lęk i miłość. – Moja kochana…
Podszedł do niej, wziął ją w ramiona i mocno pocałował, po czym odsunął od siebie jak ktoś, kto szykuje się do koszmaru, jakiego nikt nie był w stanie sobie wyobrazić.
– Trzymaj się! – wyszeptał, a Emily nie miała wątpliwości, że te słowa kierował do siebie, a nie do niej.
Opuszczenie Emily w głąb szybu zostało przygotowane z wielką starannością. Przykryto cały wlot deskami i zabezpieczono go siatką przed osypywaniem się gruzu. Następnie poszerzono otwór tak, by Emily mogła się przez niego przedostać.
– Zmontowaliśmy specjalną uprząż, w której będziesz opadała pionowo w dół – wyjaśnił Jonas. – Kiedy już dotrzesz na miejsce, podciągniemy uprząż do góry, tak żebyś znalazła się w pozycji siedzącej. Cały czas musisz jednak pamiętać, że podczas opadania nie wolno ci się kołysać ani dotykać ścian. Jeśli ci się to nie uda, możesz spowodować osypanie się gruzu lub nawet oderwanie się jakiegoś kamienia…
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Dobrze wiedziała, czym ryzykuje.
Tak więc, ubrana w kombinezon i kask, z lekami rozmieszczonymi wokół pasa, została umieszczona w specjalnej uprzęży i po chwili rozpoczęła się jej podróż w głąb szybu. Ostatnia rzecz, jaką zapamiętała, zanim osunęła się w mroczną czeluść, była twarz Jonasa.
Malowała się na niej rozpacz.
– Sam…
Chłopiec był na wpół przytomny. Mówiła do niego szeptem, obawiając się, by się nie przestraszył i nie wykonał jakiegoś nagłego ruchu. Ale Sam nie reagował. Była zaledwie parę centymetrów od niego. Skierowała na niego światło latarki, chcąc sprawdzić, w jakim jest stanie, i serce się jej ścisnęło. Jak to się stało, że nie spadł niżej? Wystarczył jeden nieopatrzny ruch…
Widziała jego głowę, jego rude włosy i właściwie tylko po tym można go było poznać. Jego śmiertelnie blada twarz była pokrwawiona i zalana łzami.
– Sam…
Jego niewidzące oczy nagle ożyły. Emily położyła mu dłoń na głowie i zaczęła delikatnie wodzić palcami po włosach.
– Sam – szeptała – jestem przy tobie, ale nie wolno ci wykonać żadnego ruchu. Inaczej spadniesz, rozumiesz?
– Ja… Tak, rozumiem.
– Najważniejsze, że jestem przy tobie, i że cię nie zostawię.
– Mama… wujek Jonas – wyszeptał. – Chcę, żeby tu byli.
– Ja też bym chciała. – Jej zduszony śmiech rozszedł się echem w ciemności. – Niestety, są za grubi, żeby się tu zmieścić.
To było ogromnie stresujące, starać się siedzieć w uprzęży nieruchomo i mówić w ciemność. Emily miała reflektor przymocowany do kasku i snop światła chwiał się na wszystkie strony, gdy rozglądała się dookoła. W ręku trzymała małą latarkę, którą posługiwała się podczas badania Sama.
– Wpakowałeś się w niezłą kabałę, co, Sam?
– Ja… ja okropnie się boję…
– Obydwoje się boimy, ale jesteśmy razem i musimy się wspierać.
Jeden z bardziej optymistycznych scenariuszy zakładał, że uda się jej opleść Sama pasami tak, aby można go było wyciągnąć. Okazało się to jednak mało prawdopodobne. Jedna ręka chłopca była niewidoczna, a druga, wypchnięta w górę, była wciśnięta pod dziwnym kątem między ramię chłopca a ścianę szybu. I to właśnie dzięki temu doszło do zaklinowania. Gdyby Sam chciał tę rękę wyciągnąć…
Nie było jednak wyjścia. Muszą czekać. Emily pomyślała, że jeśli Sam zacznie się zsuwać, to chwyci go za szyję i tę jedną, widoczną rękę, i zacznie go ciągnąć do siebie. Zdawała sobie sprawę, że może mu przy tym złamać kark, ale w tej sytuacji będzie to jedyna szansa, aby go uratować.
Boże, nie dopuść do tego!
– Czy ta ręka cię boli? – zapytała i leciutko dotknęła jego palców.
– Tak, okropnie boli.
Nie musiała go badać, by wiedzieć, że mówi prawdę. Sądząc po głosie, musiał bardzo cierpieć.