Zgodziła się jednak na to, ale dokąd ją to zaprowadzi? – pytała siebie z goryczą. Zbliża się do trzydziestki i jak wygląda jej życie? Śpi w łóżku z psem, który budzi się jedynie wtedy, gdy jest głodny! Nagle zapragnęła rozpuścić włosy i wyrzucić chrapiącego Bernarda z pokoju.
– Nie zrobię tego – powiedziała, głaszcząc po łbie swego ulubieńca. – Jesteś moim oparciem, Bernardzie. Bay Beach potrzebuje oddanego lekarza i wie, że może na mnie liczyć. Teraz, kiedy odszedł Charlie, ty jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu, i tak już zostanie. Na zawsze.
Na zawsze…
ROZDZIAŁ CZWARTY
Emily wybrała się do Blairglen następnego dnia rano, aby zobaczyć się z Anną, kiedy już będą znane wyniki badań.
Mała umowę z Chrisem, lekarzem, który pracował na południe od Bay Beach. Wprawdzie obydwoje byli bardzo przeciążeni pracą, ale pomagali sobie w nagłych przypadkach i zastępowali się podczas choroby. Ustalili ponadto, że w każdy wtorek Chris będzie pełnił dyżur pod telefonem za Emily, a ona w każdy czwartek za Chrisa.
Dzięki temu mogli odwiedzać swoich pacjentów tam, gdzie telefonia komórkowa nie miała zasięgu, mając pewność, że w nagłych przypadkach personel ośrodka będzie wiedział, z kim się skontaktować. Na szczęście był właśnie wtorek i Emily, po porannym obchodzie w szpitalu i odwiedzeniu pacjenta w domu, skierowała się do szpitala w Blairglen.
Mammografia była wyznaczona na dziesiątą trzydzieści, tak więc, gdy Emily dotarła na miejsce, Anna była już po badaniu. Przed spotkaniem z Anną Emily poprosiła o pokazanie sobie zdjęcia rentgenowskiego i serce w niej zamarło na widok tego, co ujrzała. To wcale nie wyglądało jak torbiel.
– Gdzie jest teraz Anna? – zwróciła się do pielęgniarki.
– Pacjentka jest już po ultrasonografii i w tej chwili ma robioną biopsję – odparta pielęgniarka. – Widziała to zdjęcie, a jej brat wszystko już jej wyjaśnił. To bardzo sympatyczny facet, nie uważa pani? Cały czas jest przy niej.
– Czy mogę do niej wejść?
– Oczywiście.
Anna leżała na stole zabiegowym, a zespół medyków miał właśnie przystąpić do pobrania wycinków. Doskonale, nie tracą czasu, pomyślała Emily. Do końca dnia będą znali prawdę. To już coś, nawet jeśli ta prawda będzie smutna.
Stojąc przy drzwiach, nie mogła widzieć Anny, ale Jonasa zauważyła od razu. Podniósł głowę, gdy wchodziła do sali. Na jego twarzy malował się ból i Emily pomyślała, że ciężko być lekarzem i bratem jednocześnie. Zbliżyła się do stołu i kiedy pielęgniarka odsunęła się, by zrobić jej miejsce, wzięła Annę za rękę.
– Jak się masz – powiedziała cicho. – Niezbyt pomyślne wiadomości, co?
Anna skinęła głową, po jej policzku spłynęła łza. Wyglądała źle. Zielona szpitalna koszula sprawiała, że jej twarz robiła wrażenie jeszcze bledszej niż zwykle, a rude włosy stanowiły na tym tle jedyny barwny akcent. Lekarz pobierał właśnie wycinek i Anna zagryzła wargi.
– Już po wszystkim – rzekła Emily, gdy operujący lekarz wyszedł z sali. – To było ostatnie badanie.
– To rak.
– Tak, Anno. To niedobra wiadomość, ale to przecież nie tragedia. – Spojrzała spod oka na dyżurnego radiologa, kobietę w wieku około pięćdziesiątki. – Nie będzie nawet potrzebna mastektomia, prawda, Margaret?
– Na podstawie tego, co dotąd wiemy, to nie – odparła Margaret White. – Chcecie, żeby operował Patrick?
– Myślałam o nim – odparła Emily, ujmując rękę Anny i uśmiechając się. – Anno, Patrick May jest jednym z najlepszych chirurgów, jakich znam. Jeśli zdecydujecie się na niego i operacja odbędzie się w tym szpitalu, na rekonwalescencję można cię będzie zabrać do Bay Beach prawie natychmiast.
– Ale chemioterapia… radioterapia… jak ja to wszystko zniosę?
– Radioterapia to tak, jakbyś codziennie robiła sobie rentgen klatki piersiowej. A w sytuacji, kiedy guz jest niewielki, jak w twoim przypadku, ewentualna chemioterapia byłaby jedynie dodatkową asekuracją. To wszystko. Zrób to i zacznij normalnie żyć.
Anna przymknęła oczy.
– Nie oszukujesz mnie? – zapytała cicho. – Czy wszyscy mnie nie oszukujecie?
Ręce Emily zacisnęły się na dłoniach Anny.
– Absolutnie nie!
– Jak to, u diabła, zrobiłaś? Annie zakładano opatrunek i Jonas wyciągnął Emily na korytarz, by siostra nie mogła go słyszeć.
– Jak to się stało, że tu przyjechałaś? – powtórzył, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Omal nie dostałem zawału, kiedy tak nagle pojawiłaś się w drzwiach.
– Cuda czasem się zdarzają – rzuciła lekko Emily i spojrzała na zegarek. – Ten cud, niestety, zaraz się skończy. Nie mam zbyt wiele czasu.
– Zrobiłaś więcej, niż mogłaś. Nawet nie wiesz, jak Anna na ciebie czekała.
– Wyobrażam sobie. Strach przed takim badaniem wynika przede wszystkim z tego, że jest przeprowadzane przez kogoś obcego. Tak więc, jeśli tylko mogę, staram się przy tym być.
– Zrobiłabyś to dla każdego?
– Myślisz, że mogłabym to zrobić jedynie dla twojej siostry? – spytała zdumiona. Uśmiechnął się przepraszająco.
– Anna jest dla mnie kimś szczególnym, ale dla ciebie to tylko jedna z wielu pacjentek.
– Dla mnie nikt nie jest tylko pacjentem – odparła.
– Gdybym tak uważała, odeszłabym od praktykowania medycyny. Na zawsze.
– Lekarze w mieście nie robią tego dla pacjentów
– zauważył Jonas, a Emily pokręciła głową z dezaprobatą.
– To nie w porządku. Ilu lekarzy rodzinnych znasz?
– To nie jest nie w porządku. To prawda.
– W takim razie twoja wiedza o medycynie rodzinnej jest bardzo nieobiektywna. Jakie to szczęście, że zapoznasz się z nią bliżej podczas tych kilku miesięcy.
– Kilku miesięcy…
– Powiedzmy trzech – dodała szybko. – Tak długo będziesz Annie potrzebny.
– Jeśli mi na to pozwoli.
– Pozwoli. Przez trzy miesiące spróbujesz być dobrym bratem i dobrym lekarzem rodzinnym. To będzie dla ciebie doskonały trening. – Znowu spojrzała na zegarek. – Jonas, naprawdę muszę już iść.
– Wiem.
Ale tak naprawdę wcale nie chciała wychodzić i czuła, że Jonas również nie miał ochoty się z nią rozstawać.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Nagle, zanim zdołała mu przeszkodzić, ujął jej dłonie.
– Dziękuję, Emily – powiedział, po czym, nie bacząc na to, że stali w zatłoczonym szpitalnym korytarzu, wziął ją w ramiona i pocałował.
Emily zaś wiedziała, że od tej chwili nic już nie będzie takie jak było, że jej życie uległo radykalnej zmianie.
Nie zależy mi na tym facecie! Te słowa powtarzała w duchu jak zaklęcie w ciągu całego dnia. Ten pocałunek to jedynie wyraz wdzięczności i poza tym nie znaczył nic. A nawet gdyby tak nie było… nawet gdyby podobała mu się, tak jak on podoba się jej, to przecież on zostanie tu jedynie do czasu wyzdrowienia siostry, a potem wyjedzie, a ona będzie musiała żyć jak dawniej!
Jednak słowa te powtarzane jak w modlitwie najwyraźniej nie działały. Nie działały, ponieważ…
– On jest wspaniały! – zawołała Lori, gdy Emily wpadła wieczorem, aby zająć się jak zwykle swym małym pacjentem, ale to nie jego miała na myśli, lecz Jonasa. – To najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam – dodała i nagle ze zdumieniem zauważyła, jak policzki Emily oblewają się rumieńcem. – Widzę, że i ty tak uważasz.
– Owszem, ale ja jestem spragniona seksu! – odparła Emily, z desperacją usiłując obrócić wszystko w żart. -Mój stary Bernard ciągle tylko śpi, a jego chrapanie staje się ostatnio nieznośne. W porównaniu z nim Jonas wypada całkiem nieźle.