Выбрать главу

Chan uwolnił się od tych niepokojących myśli, powracając do tego, co on i Bourne znali najlepiej.

– Dręczy mnie tamten obiekt – powiedział. – To bomba zegarowa. Mówiłeś, że Spalko planuje użyć biodyfuzora doktora Schiffera.

Bourne przytaknął.

– Powiedziałbym, że to było klasyczne odwrócenie uwagi, gdyby nie fakt, że jest teraz tuż po północy. Szczyt rozpocznie się dopiero za osiem godzin.

– Dlatego użyli bomby zegarowej.

– Ale dlaczego podkładali ją z takim wyprzedzeniem?

– Luźniejsza ochrona – podsunął Chan.

– To prawda, ale jest również większa szansa wykrycia bomby pod czas jednej z cyklicznych kontroli pomieszczeń – odrzekł Bourne i po kręcił głową. – Czegoś nie dostrzegamy. Wiem to. Spalko kombinuje coś innego. Tylko co?

Spalko, Zina i reszta grupy dotarli do celu. Tutaj, z dala od części konferencyjnej hotelu, ochrona – choć szczelna – miała luki, które Spalko potrafił wykorzystać. Ludzi z sił bezpieczeństwa było dużo, ale nie mogli być wszędzie jednocześnie. Po unieszkodliwieniu dwóch z nich Spalko i jego zespół szybko zajęli pozycje.

Byli teraz trzy poziomy poniżej ulicy w wielkim betonowym pomieszczeniu bez okien. Prowadziły tu tylko jedne drzwi. Wzdłuż przeciwległej ściany biegły potężne czarne rury. Na każdej widniało oznaczenie, którą część hotelu obsługuje.

Grupa włożyła skafandry ochronne i dokładnie je uszczelniła. Dwie Czeczenki stanęły na straży w korytarzu tuż przed drzwiami. Wspierał je mężczyzna w środku.

Spalko otworzył większy z dwóch metalowych pojemników, które przyniósł. Wewnątrz był NX 20. Starannie połączył obie połowy i sprawdził, czy wszystkie mocowania dobrze trzymają. Wręczył całość Zinie i otworzył chłodziarkę dostarczoną przez Petera Sido. Szklana fiolka w środku była mała, niemal miniaturowa. Choć w Nairobi widzieli efekt, trudno było uwierzyć, że tak mała ilość wirusa może być zabójcza dla tak wielu osób.

Tak jak w Nairobi, Spalko otworzył komorę ładowniczą dyfuzora i umieścił w niej fiolkę. Zamknął i zaryglował komorę, wyjął NX 20 z objęć Ziny i zagiął palec wokół mniejszego z dwóch spustów. Po ściągnięciu go zawartość fiolki miała być wtryśnięta do komory ogniowej. Potem wystarczyło wcisnąć przycisk z lewej strony łożyska, który ryglował komorę ogniową, i po prawidłowym wycelowaniu ściągnąć główny spust.

Trzymał biodyfuzor w objęciach, jak przedtem Zina. Ta broń wymagała szacunku, nawet od niego.

Spojrzał Zinie w oczy. Błyszczała w nich miłość do niego i fanatyczny patriotyzm.

– Teraz zaczekamy na alarm włączony czujnikiem – powiedział.

Wtedy go usłyszeli. Dźwięk był słaby, ale wyraźny. Wibracje potęgowały nagie ściany betonowych korytarzy. Szejk i Zina uśmiechnęli się do siebie. Spalko czuł napięcie w pomieszczeniu, podsycane słusznym gniewem i oczekiwaniem na długo odkładaną zemstę.

– Chwila nadeszła – powiedział. Wszyscy go usłyszeli i zareagowali.

Niemal słyszał, jak zaczynają zawodzić pieśń zwycięstwa.

Niepowstrzymana siła przeznaczenia popchnęła go naprzód. Ściągnął mały spust i ładunek z groźnym sykiem trafił do komory ogniowej, by czekać na wystrzelenie.

Rozdział 29

– Wszyscy są Czeczenami, zgadza się, Borys? – zapytał Hull. Karpow przytaknął.

– Według kartotek, członkami grupy terrorystycznej Hasana Arsienowa.

– Mistrzowskie rozegranie i punkty dla dobrych facetów – ucieszył się Hull.

Fejd al- Saud drżał w wilgoci i chłodzie.

– Ilość C4 w tej bombie zegarowej zmiotłaby niemal całą konstrukcję nośną budynku – powiedział. – Sala obrad nad nami zawaliłaby się pod własnym ciężarem i zginęliby wszyscy wewnątrz.

– Mieliśmy szczęście, że nadziali się na czujnik ruchu – odrzekł Hull.

Z upływem minut Karpow miał coraz bardziej ponurą minę.

– Ale po co podkładać bombę z takim wyprzedzeniem? – powtórzył jak echo pytanie Bourne'a. – Była duża szansa, że ją znajdziemy przed rozpoczęciem szczytu.

Fejd al- Saud odwrócił się do jednego ze swoich ludzi.

– Nie można tu podkręcić ogrzewania? Będziemy na dole przez jakiś czas i już zamarzam.

– Mam! – powiedział Bourne i odwrócił się do Chana. Wziął laptopa, włączył go i przeglądał schematy, dopóki nie znalazł tego, którego szukał. Prześledził trasę od ich obecnej pozycji z powrotem do głównej części budynku i zatrzasnął komputer. – Chodźmy!

– Dokąd idziemy? – zapytał Chan w drodze przez labirynt podziemi.

– Pomyśl. Widzieliśmy furgonetkę z ciepłowni wjeżdżającą do hotelu. Ten budynek jest ogrzewany przez system, który obsługuje całe miasto.

– Dlatego Spalko posłał tych zabitych Czeczenów do podstacji klimatyzacyjnej – odrzekł Chan, gdy skręcili biegiem za róg. – Podłożenie bomby nie miało się udać. Mieliśmy rację, że to było odwrócenie uwagi, ale nie na później, kiedy rano zacznie się szczyt. On uaktywni biodyfuzor teraz!

– Zgadza się – przytaknął Bourne. – I nie przez podsystem klimatyzacyjny. Jego celem jest główny system grzewczy. O tej porze wszyscy dygnitarze są w swoich pokojach, dokładnie tam, gdzie uwolni wirusa.

– Ktoś idzie – ostrzegła jedna z Czeczenek.

– Zabij go – rozkazał Szejk.

– Ale to Hasan Arsienow! – krzyknęła druga.

Spalko i Zina wymienili zaskoczone spojrzenia. Co poszło nie tak? Czujnik zadziałał, alarm się włączył i wkrótce potem usłyszeli serie z broni automatycznej. Jak Arsienow zdołał uciec?

– Powiedziałem, zabij go! – krzyknął Spalko.

To, co prześladowało Arsienowa, co kazało mu zawrócić, kiedy tylko wyczuł pułapkę – dzięki czemu uniknął nagłej śmierci, która spotkała jego rodaków – to był strach czający się w nim od tygodnia i przyprawiający go o koszmarne sny. Mówił sobie, że to poczucie winy, bo musiał zdradzić Halida Murata – poczucie winy bohatera, który musiał dokonać trudnego wyboru, żeby ocalić swój naród. Ale w rzeczywistości jego strach miał związek z Zina. Nie był w stanie przyznać, że widzi, jak Zina się wycofuje stopniowo, lecz nieubłaganie, jak tworzy emocjonalny dystans, który – w retrospekcji – stał się oziębłością. Oddalała się od niego już od jakiegoś czasu, jednak do ostatniej chwili nie chciał w to uwierzyć. Ale teraz Ahmed uświadomił mu to wyraźnie. Zina żyła za szklaną ścianą, zawsze trzymała się na uboczu i ukrywała część siebie. Im bardziej się starał, tym dalej się wycofywała.

Zina go nie kocha. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek go kochała. Na-. wet jeśli ich misja zakończy się sukcesem, nie zostaną razem, nie będą mieli dzieci. Ich ostatnia intymna rozmowa była farsą!

Natychmiast poczuł wstyd. Jest tchórzem – kocha ją bardziej niż swoją wolność. Ale wiedział, że bez niej nie będzie wolny. Po jej zdradzie zwycięstwo będzie miało gorzki smak.

Teraz, kiedy zbliżał się zimnym korytarzem do stacji grzewczej, zobaczył, że jedna z jego rodaczek unosi pistolet maszynowy, jakby chciała go zastrzelić. Może w skafandrze ochronnym nie mogła rozpoznać, kto nadchodzi.

– Zaczekaj! – krzyknął. – Nie strzelaj! To ja, Hasan Arsienow!

Otworzyła ogień. Jeden z pocisków trafił go w lewe ramię. Obrócił się w szoku i dał nura za róg, by ukryć się przed rykoszetującą serią.

W tym nagłym obłędzie nie było już czasu na pytania czy spekulacje. Usłyszał następne strzały, ale nie w jego kierunku. Wyjrzał zza rogu. Dwie kobiety były odwrócone do niego plecami i ostrzeliwały w półprzysiadzie dwie postacie zbliżające się korytarzem.

Arsienow wykorzystał okazję. Podniósł się i pobiegł do drzwi stacji grzewczej.