Выбрать главу

Spalko usłyszał strzały i powiedział do Ziny:

– To nie może być tylko Arsienow.

Zina obróciła swój pistolet maszynowy i kiwnęła głową do wartownika, który rzucił jej drugi.

Za ich plecami Spalko podszedł do ściany z rurami systemu ogrzewania. Na każdej rurze był zawór, a obok wskaźnik ciśnienia. Znalazł rurę biegnącą do skrzydła dla dygnitarzy i zaczął odkręcać zawór.

Hasan Arsienow wiedział, że miał zginąć razem z innymi w podstacji klimatyzacyjnej. "To pułapka! Ktoś zamienił przewody!" – wyjęczał Karim tuż przed śmiercią. Spalko je zamienił. Nie chodziło mu tylko o odwrócenie uwagi, jak mówił. Potrzebował kozłów ofiarnych. Na tyle ważnych, żeby ich śmierć zajęła agentów bezpieczeństwa dość długo, a on w tym czasie dotrze do prawdziwego celu i uwolni wirusa. Spalko go wystawił i był w zmowie z Zina.

Jak szybko miłość przerodziła się w nienawiść… Trwało to nie dłużej niż uderzenie serca. Teraz wszyscy jego rodacy są przeciwko niemu, mężczyźni i kobiety, towarzysze broni, z którymi śmiał się i płakał, modlił do Allaha, miał wspólne cele. Czeczeni! Stiepan Spalko omotał ich swoją siłą i charyzmą.

Okazało się, że Halid Murat we wszystkim miał rację. Nie ufał Spalce; nie dałby mu się wciągnąć w to szaleństwo. Arsienow zarzucił mu kiedyś, że jest stary, zbyt ostrożny i nie rozumie nowego świata, który otwiera się przed nimi. Ale teraz myślał tak samo jak Murat: nowy świat to iluzja stworzona przez człowieka nazywającego siebie Szejkiem. Arsienow wierzył w to złudzenie, bo chciał wierzyć. Spalko żerował na tej słabości. Ale dosyć tego, przysiągł sobie Arsienow. Dosyć! Jeśli ma dziś umrzeć, to na własnych warunkach, nie jak bydło zapędzone na rzeź przez Spalkę.

Przywarł do krawędzi wejścia, wziął głęboki oddech i nagle zrobił salto na tle otwartych drzwi. Grad pocisków powiedział mu wszystko, co chciał wiedzieć. Przetoczył się po betonowej podłodze i podpełzł na brzuchu do otworu. Zobaczył wartownika z pistoletem maszynowym wycelowanym na wysokość pasa. Strzelił mu cztery razy w pierś.

Kiedy Bourne zobaczył dwie terrorystki w skafandrach ochronnych strzelające na przemian z pistoletów maszynowych zza betonowej kolumny, zmroziło mu krew w żyłach. Ukrył się z Chanem za rogiem rozgałęzienia w kształcie litery T i odpowiedział ogniem.

– Spalko jest w tamtym pomieszczeniu z bronią biologiczną. Musimy się tam dostać.

Chan wyjrzał zza jego pleców za róg.

– Dopóki tamtym dwóm nie skończy się amunicja, nic z tego. Pamiętasz schematy? Około sześciu metrów za nami jest panel wejściowy. Będziesz musiał mnie podsadzić.

Bourne wystrzelił jeszcze jedną serię i wycofali się.

– Będziesz mógł coś zobaczyć na górze? – zapytał.

Chan skinął głową i wskazał swoją kurtkę.

– Oprócz różnych innych rzeczy mam w rękawie latarkę ołówkową.

Bourne wetknął pistolet maszynowy pod pachę i splótł palce, żeby Chan

mógł postawić na nich nogę. Miał wrażenie, że od ciężaru trzasną mu kości. Napięte mięśnie ramienia przeszył ból. Chan odsunął panel i podciągnął się do włazu.

– Czas? – zapytał Bourne.

– Piętnaście sekund – odrzekł Chan i zniknął.

Bourne odwrócił się. Policzył do dziesięciu, skręcił za róg i znów otworzył ogień. Ale niemal natychmiast przerwał ostrzał. Poczuł, jak serce wali mu boleśnie w żebra. Dwie Czeczenki zdjęły skafandry ochronne. Wyszły zza kolumny i stały teraz przed nim. Zobaczył wokół ich talii połączone ładunki C4.

– Jezu Chryste – powiedział. – Chan! To samobójczynie! Mają na sobie pasy z materiałami wybuchowymi!

W tym momencie zapadła ciemność. Chan przeciął przewody elektryczne w suficie.

Arsienow poderwał się po oddaniu strzałów i popędził przed siebie. Wbiegł do stacji i chwycił padającego wartownika. W pomieszczeniu były dwie osoby: Spalko i Zina. Arsienow użył martwego wartownika jako tarczy i strzelił do przeciwnika z pistoletami maszynowymi w obu rękach. Zina! Dostała i zatoczyła się do tyłu, ale nacisnęła spusty i pociski podziurawiły ciało wartownika.

Arsienow wytrzeszczył oczy, gdy poczuł przeszywający ból w piersi, a potem dziwne odrętwienie. Zgasło światło. Upadł na podłogę. Rzęził – miał krew w płucach. Jak we śnie usłyszał krzyk Ziny. Zapłakał nad wszystkimi swoimi marzeniami i przyszłością, która już nie nadejdzie. Wydał ostatnie tchnienie i uszło z niego życie – gwałtownie, brutalnie i boleśnie.

W korytarzu zapadła śmiertelna cisza. Czas jakby się zatrzymał. Bourne stał z pistoletem maszynowym wycelowanym w ciemność. Słyszał płytkie oddechy żywych bomb. Czuł ich strach i determinację. Gdyby wyczuły, że robi krok w ich kierunku, gdyby się zorientowały, że w suficie przemieszcza się Chan, z pewnością zdetonowałyby opasujące je ładunki wybuchowe.

Nasłuchiwał tego, więc złowił uchem dwa bardzo ciche stuknięcia Chana nad swoją głową, które szybko umilkły. Wiedział, że mniej więcej w tym samym miejscu co drzwi do stacji grzewczej jest panel wejściowy. Do myślał się, co zamierza Chan. Ta akcja wymagała od nich obu stalowych nerwów i bardzo pewnej ręki. AR- 15 w dłoniach Bourne'a miał krótką

lufę, ale kompensował nieprecyzyjność potężną siłą ognia. Strzelał amunicją kaliber.223, a pociski opuszczały wylot lufy z szybkością ponad siedmiuset trzydziestu metrów na sekundę. Bourne bezszelestnie podkradł się bliżej, rozpoznał lekką zmianę w ciemności przed sobą i zamarł. Miał serce w gardle. Wydało mu się, że coś usłyszał. Syk, szept, kroki? Znów zupełna cisza. Wstrzymał oddech i skoncentrował się na celowaniu wzdłuż lufy AR- 15. i

Gdzie jest Spalko? Załadował już broń biologiczną? Zostanie, żeby dokończyć misję, czy zrezygnuje i ucieknie? Wiedząc, że nie ma odpowiedzi na te niepokojące pytania, Bourne przestał o tym myśleć. Skoncentruj się, powiedział sobie. Odpręż się. Oddychaj głęboko i równo. Rytmicznie. Połącz się z bronią w jedną całość.

Wtedy to zobaczył. Błysk latarki Chana. Światło padło na twarz kobiety i oślepiło ją. Nie było czasu na myślenie. Bourne trzymał palec na spuście i zadziałał instynktownie. Błysk z lufy oświetlił korytarz i Bourne zobaczył, jak głowa kobiety rozpryskuje się na krwawą miazgę kości i mózgu.

Pobiegł naprzód w poszukiwaniu drugiej Czeczenki. Rozbłysło światło i zobaczył ją. Leżała z podciętym gardłem obok pierwszej. Moment później z otwartego włazu skoczył na dół Chan. Obaj wpadli do stacji grzewczej.

Chwilę wcześniej, w ciemności cuchnącej kordytem, krwią i śmiercią, Spalko opadł na kolana i szukał na ślepo Ziny. Ciemność go pokonała. Bez światła nie był w stanie wykonać precyzyjnej operacji połączenia lufy NX 20 z zaworem systemu ogrzewania.

Wyciągnął rękę i macał podłogę. Nie zwrócił uwagi, gdzie stała Zina, nie był pewien jej pozycji. Zresztą zmieniła ją, kiedy do pomieszczenia wpadł Arsienow. Sprytnie użył ludzkiej tarczy, ale Zina była sprytniejsza i zabiła go. A sama przeżyła. Słyszał jej krzyk.

Teraz czekał, wiedząc, że żywe bomby ochronią go przed tym, kto jest na zewnątrz. Bourne? Chan? Poczuł wstyd, gdy zdał sobie sprawę, że boi się nieznanego przeciwnika w korytarzu. Ktokolwiek to był, rozgryzł jego plan odwrócenia uwagi i zorientował się, że celem ataku jest niezabezpieczony system ogrzewania. W Spalce narastała panika, ale ulżyło mu, gdy usłyszał nierówny oddech Ziny. Przeczołgał się szybko przez kałużę lepkiej krwi do miejsca, gdzie leżała.

Miała mokre, zlepione włosy. Pocałował ją w policzek.

– Piękna Zina – szepnął jej do ucha. – Potężna Zina.

Poczuł spazm jej ciała i przestraszył się.

– Zina, nie umieraj. Nie możesz umrzeć. – Potem rozpoznał po słonym smaku jej mokrego policzka, że płacze. Jej piersią wstrząsało ciche łka nie.