Выбрать главу

Osuszył ustami jej łzy.

– Zina, musisz być teraz silniejsza niż kiedykolwiek przedtem. – Objął ją czule i poczuł, że wolno otacza go ramionami. – To chwila naszego wielkiego triumfu. – Odsunął się i wcisnął jej do rąk NX 20. – Tak, tak, wybrałem ciebie do strzału z tej broni, do urzeczywistnienia przyszłości.

Nie mogła mówić. Oddychała z trudem. Znów przeklął ciemność, bo nie widział jej oczu i nie był pewien, czy go rozumie. Ale musiał zaryzykować. Ujął jej ręce i umieścił lewą na lufie biodyfuzora, a prawą za osłoną na łożysku. Położył jej palec wskazujący na głównym spuście.

– Musisz tylko nacisnąć – szepnął jej do ucha. – Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie. Potrzebuję czasu.

Tak, potrzebował czasu, żeby uciec. W ciemności czuł się osaczony. Teraz nie mógł nawet zabrać ze sobą NX 20. Musiał uciekać, i to szybko. Schiffer wyraził się jasno – po naładowaniu broń nie może być przenoszona. Pocisk i jego pojemnik są zbyt delikatne.

– Zina, zrobisz to, prawda? – Pocałował ją w policzek. – Masz w sobie dość siły, wiem to. – Próbowała odpowiedzieć, ale położył jej rękę na ustach. Bał się, że nieznani przeciwnicy na zewnątrz usłyszą jej zduszony płacz. – Będę w pobliżu, Zina. Pamiętaj o tym.

Potem odsunął się tak wolno i delikatnie, że jej przytępione zmysły nie były w stanie tego zarejestrować. Odwrócił się w końcu, potknął o ciało Arsienowa i rozdarł swój skafander ochronny. Na moment znów się przeraził, że będzie tu uwięziony, kiedy Zina naciśnie spust i przez dziurę w skafandrze dosięgnie go wirus. W wyobraźni zobaczył wyraźnie, ze wszystkimi makabrycznymi szczegółami, martwe miasto, które stworzył w Nairobi.

Ale wziął się w garść i zdjął skafander krępujący ruchy. Podkradł się do drzwi cicho jak kot i wymknął na korytarz. Żywe bomby natychmiast wyczuły jego obecność, przesunęły się lekko i stężały.

– La illaha ill Allah – szepnął.

– La illaha ill Allah – odpowiedziały szeptem.

Zagłębił się w ciemność.

Obaj jednocześnie zobaczyli tępy wylot biodyfuzora doktora Feliksa Schiffera wycelowany prosto w nich. Zamarli.

– Spalko uciekł – stwierdził Bourne. – Tu jest jego skafander ochronny. Ta stacja ma tylko jedno wejście. – Przypomniał sobie, jak w korytarzu wyczuł ruch, usłyszał szept i skradające się kroki. – Musiał się wy mknąć w ciemności.

– Tego znam – powiedział Chan. – To Hasan Arsienow. Ale tej kobiety z bronią nie znam.

Terrorystka leżała do połowy uniesiona i podparta zwłokami mężczyzny. Nie mieli pojęcia, jak zdołała się podciągnąć do tej pozycji. Była ciężko ranna, być może śmiertelnie, choć z tej odległości nie potrafili tego stwierdzić. Patrzyła na nich wzrokiem pełnym cierpienia, ale Bourne był pewien, że widzi w jej oczach nie tylko ból fizyczny.

Chan zabrał wcześniej kałasznikowa jednej z żywych bomb i teraz celował w kobietę.

– Nie wyjdziesz stąd – ostrzegł.

Bourne wpatrywał się w jej oczy. Podszedł bliżej i opuścił kałasznikowa.

– Zawsze jest wyjście – odrzekł. Przykucnął obok niej. – Możesz mówić? – zapytał, nie odrywając od niej wzroku. – Możesz mi powiedzieć, jak się nazywasz?

Przez moment panowało milczenie i Bourne zmusił się, żeby patrzeć na jej twarz, nie na palec zagięty na spuście.

Rozchyliła wargi. Zaczęły drżeć. Szczękała zębami i po jej brudnym policzku spłynęła łza.

– Co cię obchodzi, jak ona się nazywa? – odezwał się pogardliwie Chan. – To nie człowiek, tylko maszyna do zabijania.

– Ktoś mógłby powiedzieć to samo o tobie – odparł Bourne. W jego łagodnym głosie nie było wyrzutu, lecz współczucie całkiem obce jego synowi. Z powrotem skupił uwagę na terrorystce. – To ważne, żebyś mi powiedziała, jak się nazywasz, mam rację?

Otworzyła usta i z wielkim wysiłkiem wyrzęziła:

– Zina.

– Okej, Zina, to koniec gry – powiedział Bourne. – Nic już nie zostało, tylko życie albo śmierć. Wygląda na to, że wybrałaś śmierć. Jeśli naciśniesz spust, trafisz w chwale do nieba i zostaniesz houri. Ale zastanawiam się, czy tak będzie. Bo co po sobie zostawisz? Martwych rodaków, z których przynajmniej jednego sama zastrzeliłaś. Jest jeszcze Stiepan Spalko. Ciekawe, dokąd uciekł. Ale to bez znaczenia. Ważne jest to, że w decydującym momencie opuścił cię. Zostawił cię, żebyś zginęła. Uciekł. Więc domyślam się, że musisz zadawać sobie pytanie, co będzie, jeśli naciśniesz spust. Okryjesz się chwałą czy zostaniesz potępiona? Biorąc pod uwagę twoje życie, co im odpowiesz, kiedy cię zapytają, kto jest twoim Stwórcą, kto jest twoim Prorokiem? Tylko ludzie prawi pamiętają, wiesz o tym.

Zina płakała. Ale jej pierś dziwnie się unosiła i opadała i Bourne obawiał się, że nagły spazm spowoduje odruchowe ściągnięcie spustu. Musiał do niej dotrzeć natychmiast.

– Jeżeli naciśniesz spust, jeżeli wybierzesz śmierć, nie będziesz mogła im odpowiedzieć. Wiesz o tym. Zostałaś opuszczona i zdradzona przez najbliższe ci osoby. I w zamian ty je zdradziłaś. Ale jeszcze nie jest za późno. Odkupienie jest możliwe. Zawsze jest wyjście.

W tym momencie Chan zdał sobie sprawę, że Bourne mówi to również do niego. Doznał uczucia podobnego do porażenia prądem. Rozeszło się błyskawicznie po jego ciele, dotarło do kończyn i mózgu. Poczuł się jak nagi, w końcu odsłonięty, i przestraszył się samego siebie – własnego prawdziwego ja, które pogrzebał tyle lat temu w dżungli południowowschodniej Azji. Tak dawno, że już nie pamiętał dokładnie, gdzie i kiedy to zrobił. Był dla siebie obcy. Nienawidził swojego ojca za to, że uświadomił mu tę prawdę, ale nie mógł dłużej zaprzeczać, że również go za to kocha.

Przyklęknął obok człowieka, którego znał jako swojego ojca, odłożył kałasznikowa tak, żeby Zina go widziała, i wyciągnął do niej rękę.

– On ma rację – powiedział zupełnie innym tonem niż zwykle. – Jest sposób, żebyś się zrehabilitowała za swoje grzechy, zabójstwa i zdradę tych, którzy cię kochali, choć być może nawet o tym nie wiedziałaś.

Przysuwał się centymetr po centymetrze, aż zamknął dłoń na jej ręce. Wolno i delikatnie odgiął jej palec wskazujący na spuście. Puściła broń i pozwoliła, żeby wyjął biodyfuzor z jej objęć.

– Dziękuję, Zina – powiedział Bourne. – Chan zajmie się tobą. Wstał, ścisnął krótko ramię syna, odwrócił się i pobiegł cicho korytarzem za Spalką.

Rozdział 30

Stiepan Spalko pędził nagim betonowym korytarzem z ceramicznym pistoletem Bourne'a gotowym do strzału. Wiedział, że strzelanina ściągnie ochronę do głównej części hotelu. Przed sobą zobaczył szefa saudyjskich sił bezpieczeństwa, Fejda al- Sauda, i jego dwóch ludzi. Ukrył się. Jeszcze go nie zauważyli, więc wykorzystał element zaskoczenia. Zaczekał, aż się zbliżą, i otworzył do nich ogień, zanim zdążyli zareagować.

Przez moment stał bez tchu nad leżącymi mężczyznami. Fejd al- Saud jęknął. Spalko dobił go z bliskiej odległości strzałem w czoło. Szef saudyjskich sił bezpieczeństwa szarpnął się i znieruchomiał. Spalko zabrał identyfikatory jednemu z jego ludzi, przebrał się w mundur i pozbył kolorowych szkieł kontaktowych. Kiedy to zrobił, pomyślał o Zinie. Była bardzo odważna, to fakt, ale miała fatalną wadę – fanatyczną lojalność wobec niego. Chroniła go przed wszystkimi, zwłaszcza przed Arsienowem. Musiał przyznać, że to mu się podobało. Ale jej ślepa miłość, odrażająca słabość do poświęceń, sprawiła, że ją zostawił.

Usłyszawszy odgłos szybkich kroków z tyłu, ruszył dalej. Spotkanie z Arabami było jak miecz obosieczny – wprawdzie zapewniło mu przebranie, ale i spowolniło go. Kiedy zerknął przez ramię, zobaczył postać w mundurze sił bezpieczeństwa. Zaklął. Poczuł się jak Achab, który ścigał swoje przeznaczenie, dopóki nie nastąpił nieoczekiwany zwrot i ono nie zaczęło ścigać jego. Człowiekiem w mundurze był Jason Bourne.