Lindros usiadł.
– Współczuję panu, szefie, ale mam coś…
– Być może nigdy mnie nie kochała, Martin. – Stary sięgnął po butelkę. – Ale skąd człowiek ma znać taką tajemnicę?
Lindros pochylił się i delikatnie zabrał mu bourbona. Stary nie wydawał się zaskoczony.
– Jeśli pan chce, szefie, popracuję nad tym dla pana.
Stary lekko skinął głową.
– Dobra.
Lindros odstawił butelkę.
– Ale na razie mamy inną pilną sprawę do omówienia. – Położył na stoliku akta od Ethana Hearna.
– Co to jest, Martin? Nie jestem teraz w stanie niczego czytać.
– Więc panu opowiem – odrzekł Lindros.
Kiedy skończył mówić, w domu zapadła dzwoniąca cisza. Po jakimś czasie Stary spojrzał na swojego zastępcę załzawionymi oczami.
– Dlaczego Alex to zrobił, Martin? Dlaczego złamał wszystkie zasady i porwał jednego z naszych ludzi?
– Myślę, że dostał cynk, na co się zanosi. Bał się Spalki. Jak się okazało, nie bez powodu.
Stary westchnął i odchylił głowę do tyłu.
– Więc to jednak nie była zdrada.
– Nie, szefie.
– Dzięki Bogu.
Lindros odchrząknął.
– Szefie, trzeba natychmiast odwołać wyrok na Bourne'a i ktoś musi z nim pogadać.
– Tak, oczywiście. Uważam, że ty się do tego najlepiej nadajesz, Martin.
– Tak jest, szefie. – Lindros wstał.
– Dokąd się wybierasz?
– Do komisarza policji stanowej w Wirginii. Chcę mu podrzucić drugą kopię tych akt. Zamierzam nalegać, żeby detektywa Harrisa przywrócono do służby z rekomendacją od nas. A co do pani doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego…
Stary wziął akta i pogładził je lekko. Ożywił się trochę, jego twarz odzyskała normalny kolor.
– Daj mi czas do jutra, Martin. – W jego oczach znów pojawił się dawny błysk. – Wymyślę coś odpowiedniego. – Roześmiał się po raz pierwszy od bardzo dawna. – Kara musi pasować do zbrodni, mam rację?
Chan był z Zina do końca. Ukrył NX 20 i jego straszliwy, zabójczy pocisk. Kiedy w stacji grzewczej zaroiło się od ludzi z sił bezpieczeństwa, uznali go za bohatera. Nic nie wiedzieli o broni biologicznej ani o nim.
Czuł się dziwnie. Trzymał za rękę umierającą młodą kobietę, która nie mogła mówić i ledwo oddychała, a jednak wyraźnie nie chciała go puścić. Może po prostu nie chciała umrzeć.
Kiedy Hull i Karpow uświadomili sobie, że Zina jest o krok od śmierci i nie dostarczy im żadnych informacji, przestali się nią interesować i zostawili ją samą z Chanem. A on, choć przyzwyczajony do śmierci, doznawał czegoś nieoczekiwanego. Każdy trudny i bolesny oddech Ziny był jej całym życiem. Widział to w jej oczach. Tonęła w ciszy, pogrążała się w ciemność. Nie mógł na to pozwolić.
Jej cierpienie sprawiło, że na powierzchnię wypłynęło jego własne i opowiedział jej o swoim życiu: o porzuceniu, uwięzieniu go przez wietnamskiego przemytnika broni, uczenia się na pamięć wersetów Biblii pod okiem misjonarza i o politycznym praniu mózgu, które robił mu jego rozmówca z Czerwonych Khmerów. A potem wyjawił jej najbardziej bolesny sekret.
– Miałem siostrę – powiedział cicho. – Lee- Lee byłaby teraz mniej więcej w twoim wieku, gdyby żyła. Była dwa lata młodsza ode mnie, wpatrzona we mnie… A ja… ja byłem jej obrońcą. Chciałem, żeby była bezpieczna. Nie tylko dlatego, że rodzice kazali mi jej strzec. Po prostu uważałem, że tak trzeba. Mój ojciec często był daleko. Więc kiedy szliśmy się bawić, kto miał ją chronić, jeśli nie ja? – Nie wiadomo dlaczego zapiekły go oczy i zaczął niewyraźnie widzieć. Zaczerwienił się ze wsty du i chciał odwrócić głowę, ale dostrzegł w oczach Ziny współczucie. Było dla niego liną ratunkową i wstyd zniknął. Mówił dalej, czując coraz większą bliskość między nimi. – Ale w końcu zawiodłem Lee- Lee. Została zabita razem z moją matką. Ja też powinienem był zginąć, ale ocalałem. – Odnalazł ręką Buddę wyrzeźbionego w kamieniu i zaczerpnął z niego siłę, jak tyle razy przedtem. – Długo się zastanawiałem, po co przeżyłem. Przecież ją zawiodłem.
Kiedy Zina lekko rozchyliła wargi, Chan zobaczył na jej zębach krew. Jej ręka, którą mocno trzymał, ścisnęła jego dłoń i zrozumiał, że Zina chce, żeby mówił dalej. Nie tylko ją uwalniał od cierpienia; również siebie. Choć Zina nie mogła mówić i powoli umierała, jej mózg jeszcze funkcjonował. Słyszała słowa Chana i wzrokiem mówiła, że coś dla niej znaczą.
– Zina – powiedział – na swój sposób jesteśmy pokrewnymi duszami. Widzę w tobie siebie – wyobcowanego, porzuconego, całkiem samotnego. Wiem, że to nie będzie miało dla ciebie wielkiego sensu, ale poczuciem winy, że nie ochroniłem siostry, wywołało u mnie bezpodstawną nienawiść do ojca. Widziałem tylko to, że nas porzucił, że mnie porzucił. -
W tym momencie dokonał zdumiewającego odkrycia: uświadomił sobie, że rozpoznał w Zinie siebie tylko dlatego, że się zmienił. Była taka jak on kiedyś. O wiele łatwiej planować zemstę na ojcu, niż zmierzyć się z własną winą. Ta świadomość wywołała w nim pragnienie, żeby pomóc Zinie. Chciał jej uratować życie.
Ale jak nikt inny znał tajemnicę śmierci. Wiedział, że kiedy się zbliża, nawet on nie może jej zatrzymać. Gdy nadszedł czas, gdy usłyszał jej kroki i zobaczył w oczach Ziny jej bliskość, pochylił się nad dziewczyną i uśmiechnął do niej uspokajająco.
Wrócił do tego, co mówił Boume, jego ojciec, i przypomniał Zinie:
– Pamiętaj, co masz powiedzieć Indagatorom. "Moim bogiem jest Allah, moim prorokiem Mahomet, moją wiarą islam, moja kibla jest tam, gdzie świątynia Kaaba". – Zdawało się, że Zina chce mu tyle powiedzieć i nie może. – Jesteś prawa, Zina. Uznają cię za godną chwały.
Poruszyła powiekami i życie zgasło w jej oczach jak płomień, który je ożywiał.
Droga powrotna zajęła Bourne'owi trochę czasu. Dwa razy omal nie zemdlał i musiał zjechać na bok. Siedział z czołem przyciśniętym do kierownicy, potwornie obolały i zmęczony, ale chciał znów zobaczyć Chana i to go mobilizowało. Nie zważał na służby bezpieczeństwa; nie obchodziło go nic poza tym, żeby być z synem.
W hotelu Oskjuhlid czekał na niego Jamie Hull. Kiedy Bourne skończył krótką opowieść o roli Stiepana Spalki w zamachu, Hull uparł się, że zaprowadzi go do lekarza, żeby opatrzono mu świeże rany.
Ambulatorium było pełne poszkodowanych. Leżeli na pospiesznie przygotowanych łóżkach. Ciężko rannych karetka zabrała do szpitala. O zabitych nikt nie miał ochoty rozmawiać.
Hull usiadł obok Bourne'a.
– Spalko ma na całym świecie taką reputację, że nawet kiedy wydobędziemy ciało, będą tacy, którzy nie uwierzą. Wiemy, jaki miałeś udział w tej sprawie i jesteśmy ci wdzięczni. Oczywiście chce z tobą porozmawiać prezydent, ale to później.
Zjawiła się lekarka i zaczęła zszywać Bourne'owi rozcięty policzek.
– To się ładnie nie zagoi – uprzedziła. – Chyba będzie potrzebna konsultacja z chirurgiem plastycznym.
– To nie będzie moja pierwsza blizna – rzekł Bourne.
– Widzę – odparła sucho lekarka.
– Mamy problem, jak wyjaśnić obecność skafandrów ochronnych – ciągnął Hull. – Nie znaleźliśmy broni chemicznej ani biologicznej. A wy?
Bourne musiał szybko myśleć. Zostawił Chana samego z Zina i biodyfuzorem. Poczuł nagłe ukłucie strachu.
– Też nie. Byliśmy tak samo zaskoczeni jak wy, Ale nie przeżył nikt, kogo można by zapytać.
Hull skinął głową. Kiedy lekarka skończyła, pomógł Bourne'owi wstać i wyjść na korytarz.
– Wiem, że chciałbyś wziąć gorący prysznic i się przebrać, ale muszę cię natychmiast przesłuchać. – Uśmiechnął się uspokajająco. – To sprawa bezpieczeństwa narodowego. Mam związane ręce, ale przynajmniej możemy to zrobić w cywilizowany sposób przy gorącym posiłku, okej?