Выбрать главу

Wymierzył Bourne'owi krótki, mocny cios w nerki. Jason opadł na kolana. Kiedy łapał oddech, Hull zamachnął się drugą ręką. Między wskazującym i środkowym palcem trzymał rodzaj sztyletu – krótkie, szerokie trójkątne ostrze pokryte ciemną substancją, bez wątpienia trucizną. Już miał je wbić w szyję Bourne'a, gdy w korytarzu rozległ się cichy strzał. Hull puścił Jasona, który błyskawicznie osunął się pod ścianę. Odwrócił głowę i zobaczył, że Hull leży martwy na brązowym dywanie. W ich kierunku biegł na krzywych nogach Borys Iljicz Karpow. Trzymał w dłoni pistolet z tłumikiem.

– Muszę przyznać – powiedział po rosyjsku, kiedy pomagał Bourne'owi wstać – że w głębi duszy zawsze pragnąłem zabić agenta CIA.

– Chryste… dzięki – wysapał Bourne w tym samym języku.

– Wierz mi, że to była przyjemność. – Karpow spojrzał na Hulla. – CIA odwołała wyrok na ciebie, ale jego to nie obchodziło. Wygląda na to, że wciąż masz wrogów we własnej agencji.

Bourne wziął kilka głębokich oddechów. Każdy powodował straszliwy ból. Zaczekał, aż rozjaśni mu się w głowie.

– Skąd wiedziałeś, Karpow?

Rosjanin wybuchnął dudniącym śmiechem.

– Widzę, gaspadin Bourne, że pogłoski o twojej pamięci są prawdziwe. – Otoczył Jasona ramieniem w pasie i podtrzymał. – Pamiętasz…? Jasne, że nie pamiętasz. Spotkaliśmy się kilka razy. Ostatnim razem ocaliłeś mi życie. – Na widok zdumionej miny Bourne'a znów się roześmiał. – To fajna historia, mój przyjacielu. W sam raz do opowiedzenia przy butelce wódki. Albo może przy dwóch, co? Po takiej nocy jak ta, kto wie?

– Byłbym wdzięczny za wódkę – odrzekł Boume – ale najpierw muszę kogoś znaleźć.

– Chodźmy – powiedział Karpow. – Każę moim ludziom sprzątnąć to ścierwo i razem zrobimy co trzeba. – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i jego rysy straciły brutalny wygląd. – Cuchniesz jak tygodniowa ryba, wiesz o tym? Ale co tam, do cholery, jestem przyzwyczajony do smrodu! – Znów się roześmiał. – Cieszę się, że cię widzę! Przekonałem

się, że niełatwo zdobyć przyjaciół, zwłaszcza w naszej branży. Musimy uczcić to spotkanie, no nie?

– Jasna sprawa.

– A kogo musisz znaleźć tak pilnie, mój przyjacielu, że nie możesz najpierw wziąć gorącego prysznica i skorzystać z dobrze zasłużonego odpoczynku?

– Młodego człowieka imieniem Chan. Chyba już go spotkałeś.

– Fakt – przyznał Karpow i poprowadził Bourne'a korytarzem. – Wyjątkowy facet. Wiesz, że został do końca z umierającą Czeczenką? A ona do końca nie puściła jego ręki. – Pokręcił głową. – Niebywałe.

Zacisnął wargi.

– Nie zasługiwała na jego troskę. Bo kim była? Zabójczynią. Wystar czy zobaczyć, co tu chcieli zrobić, żeby się przekonać, jaką była kanalią.

– A jednak – odrzekł Bourne – potrzebowała, żeby trzymał ją za rękę.

– Nigdy nie zrozumiem, jak on mógł się na to zgodzić.

– Może on też jej potrzebował. – Bourne spojrzał na Karpowa. – Naprawdę uważasz ją za kanalię?

– Owszem – odparł Rosjanin. – Ale w końcu sami Czeczeńcy doprowadzają do tego, że tak o nich myślę.

– Nic się nie zmienia, co? – zapytał Bourne.

– Tak zostanie, dopóki ich nie wytępimy. – Karpow zerknął na niego z ukosa. – Posłuchaj, mój przyjacielu idealisto. Oni mówią o nas to samo, co inni terroryści mówią o was, Amerykanach. "Bóg wypowiedział wam wojnę". Dostajemy gorzką nauczkę, żeby traktować takie oświadczenia poważnie.

Okazało się, że Karpow wie, gdzie jest Chan – w głównej restauracji, która znów jako tako działała, choć menu było mocno ograniczone.

– Spalko nie żyje – powiedział Jason, żeby ukryć przypływ uczuć na widok syna.

Chan odłożył hamburgera i przyjrzał się szwom na spuchniętym policzku Bourne'a.

– Jesteś ranny?

Bourne skrzywił się, kiedy siadał.

– Drobiazg.

Chan skinął głową, ale nie odrywał wzroku od ojca. Karpow usiadł obok Bourne'a i zawołał do przechodzącego kelnera, żeby podał butelkę wódki.

– Rosyjskiej – dodał ostro. – Nie tych polskich pomyj. I przynieś szklanki. Tu są prawdziwi mężczyźni, Rosjanin i bohaterowie prawie tak dobrzy jak rosyjscy! – Odwrócił się do swoich towarzyszy. – No dobra. Jest coś, o czym nie wiem?

– Nie – odpowiedzieli jednocześnie Bourne i Chan.

Borys uniósł krzaczaste brwi.

– Czyżby? W takim razie pozostaje się napić. In vino veritas, w winie prawda, jak mawiali starożytni Rzymianie, a kto by im nie wierzył? Byli cholernie dobrymi żołnierzami i mieli wspaniałych dowódców, ale byliby jeszcze lepsi, gdyby zamiast wina pili wódkę! – Ryknął śmiechem i rechotał, dopóki obaj mu nie zawtórowali. Nie mieli wyboru.

Kelner przyniósł wódkę i szklanki. Karpow odprawił go gestem.

– Pierwszą butelkę trzeba otworzyć samemu – wyjaśnił. – Taka jest tradycja.

– Bzdura – odparł Bourne, zwracając się do Chana. – To zwyczaj z dawnych czasów, kiedy rosyjska wódka była tak kiepsko destylowana, że często pływała w niej ropa.

– Nie słuchaj go. – Karpow zacisnął wargi, ale w oczach miał wesoły błysk. Napełnił szklanki i bardzo oficjalnie postawił przed nimi. – Wspólne wypicie butelki dobrej rosyjskiej wódki oznacza przyjaźń; mimo ropy. Bo przy butelce dobrej rosyjskiej wódki rozmawia się o starych czasach, o towarzyszach i wrogach, którzy odeszli.

Uniósł szklankę. Poszli w jego ślady.

– Na zdarowje! – zawołał i wypił potężny łyk.

– Na zdarowje! – powtórzyli jak echo.

Bourne'owi łzy napłynęły do oczu. Wódka paliła w całym przewodzie pokarmowym, ale moment później po żołądku rozeszło się ciepło i uśmierzyło ból.

Karpow był lekko zaczerwieniony od mocnego alkoholu i z zadowolenia, że jest z przyjaciółmi.

– Teraz się upijemy i zdradzimy sobie wzajemnie nasze tajemnice. Przekonamy się, co to znaczy być przyjaciółmi. – Wziął następny duży łyk. – Ja zaczynam. Oto moja pierwsza tajemnica. Wiem, kim jesteś, Chan. Choć nigdy nie zrobiono ci zdjęcia, znam cię. Dwadzieścia lat w branży wyostrza szósty zmysł. Wiedząc swoje, wymanewrowałem cię na bezpieczną odległość od Hulla, bo gdyby coś podejrzewał, aresztowałby cię, mimo twojego statusu bohatera.

– Dlaczego pan to zrobił?

– Oho, teraz byś mnie zabił? Tu, przy tym stole przyjaźni? Myślisz, że odizolowałem cię we własnym interesie? Czy nie powiedziałem, że jesteśmy przyjaciółmi? – Pokręcił głową. – Musisz się jeszcze dużo nauczyć o przyjaźni, mój młody przyjacielu. – Pochylił się do przodu. – Zapewniłem ci bezpieczeństwo ze względu na Jasona Bourne'a, który zawsze pracuje sam. Byłeś z nim, więc wiedziałem, że jesteś dla niego ważny.

Karpow znów napił się wódki i wskazał Bourne'a.

– Twoja kolej, mój przyjacielu.

Jason wpatrywał się w swoją wódkę. Czuł na sobie badawcze spojrzenie Chana. Wiedział, jaką tajemnicę chce ujawnić, i bał się, że jeśli to zrobi, Chan wstanie i wyjdzie. Ale musiał im powiedzieć. W końcu podniósł wzrok.

– Kiedy dopadłem Spalkę, w ostatniej chwili omal nie straciłem odwagi. Spalko o mało mnie nie zabił, ale prawda jest taka… prawda jest taka…

– Będzie dla ciebie lepiej, jeśli to powiesz – przynaglił Karpow.

Bourne wlał wódkę do ust, przełknął ten "płyn na odwagę" i odwrócił się do syna.

– Pomyślałem o tobie. Pomyślałem, że jeśli teraz zawiodę, jeśli dam mu się zabić, już nie wrócę. Nie mogłem cię opuścić. Nie mogłem pozwolić, żeby tak się stało.