Выбрать главу

Rood zerknął na morgolę.

— Mogę cię o coś zapytać, pani? — odezwał się z niezwyczajnym u niego wahaniem.

— Naturalnie, Roodzie.

— Czy wiesz, gdzie jest harfista Najwyższego? Morgola nie odpowiedziała od razu. Patrzyła na ogromną, surową budowlę, której okna i drzwi mieniły się barwami szat stłoczonych w nich studentów. Po chwili spuściła wzrok na swoje dłonie.

— Nie. Nie miałam od niego żadnych wieści.

Na spotkanie morgoli wyszli Mistrzowie. Przypominali czarne kruki pośród wiru czerwieni i złota. Skrzynie wniesiono do biblioteki. Mistrzowie przeglądali z zachwytem księgi i z zapartym tchem słuchali opowieści morgoli o tym, jak otworzyła dwie z nich. Raederle spojrzała na jedną, rozłożoną na przygotowanym specjalnie pulpicie. Czarne litery było drobne i ascetyczne, ale przewróciwszy stronicę, zobaczyła na marginesie precyzyjne, delikatne szkice dzikich kwiatów. Przypomniała jej się znowu bosonoga świniopaska pykająca pod dębem z fajeczki. Raederle uśmiechnęła się mimowolnie i jej wzrok przyciągnęła jedyna nieruchoma osoba na sali: Lyra stała przy drzwiach w swojej zwykłej postawie — proste plecy, rozstawione lekko nogi. Można by pomyśleć, że pełni tu wartę. Jednak jej oczy zasnute były czernią, nic nie widziała.

Kiedy morgola poinformowała Mistrzów o ponownym pojawieniu się czarodzieja Iffa, na sali zaległa martwa cisza. Następnie Raederle, na prośbę morgoli, opowiedziała o świniopasce z Hel, dorzucając od siebie streszczenie wieści przyniesionych przez Elieu z Isig. Kiedy skończyła, na sali zawrzało. Posypały się pytania, na które nie umiała odpowiedzieć; Mistrzowie zadawali sobie nawzajem pytania, na które nikt z nich nie znał odpowiedzi. Potem głos znowu zabrała morgola. Raederle nie słyszała, co mówi, słyszała tylko ciszę przekazywaną, jak coś namacalnego, od Mistrza do Mistrza, od grupy do grupy, aż w końcu jedynym dźwiękiem, jaki ostał się na sali, był ciężki oddech jednego bardzo starego Mistrza. Wyraz twarzy morgoli nie uległ zmianie; tylko w jej oczach pojawiła się czujność.

— Mistrz Ohm — odezwał się filigranowy, skromny Mistrz imieniem Tel — był z nami aż do zeszłej wiosny, kiedy to wyruszył w podróż do Lungold, by spędzić tam rok na studiach i kontemplacji. Mógł się udać gdziekolwiek; wybrał to starożytne miasto czarodziejów. Kupcy przynosili nam z Lungold jego listy. — Mistrz Tel zawiesił głos. Nie odrywał spojrzenia beznamiętnych, doświadczonych oczu od twarzy morgoli. — Ty, El, jesteś znana ze swojej inteligencji i prawości, i szanowana za nią jak ten uniwersytet; jeśli masz wobec naszej uczelni jakieś krytyczne uwagi, nie wahaj się nam ich wyłuszczyć.

— Otóż, Mistrzu Tel — odezwała się cicho morgola — kwestionuję prawość uniwersytetu w osobie Mistrza Ohma, którego już raczej nie ujrzycie w tych murach. Kwestionuję też inteligencję nas wszystkich, ze mną włącznie. Na krótko przed opuszczeniem Herun złożył mi prywatną wizytę król Osterlandu. Chciał się dowiedzieć, czy mam jakieś wiadomości o księciu Hed. Powiedział mi, że książę Hed wyruszył do Isig, ale do góry Erlenstar na razie się nie wybierał, bo na przełęczy zalegały gęste mgły i szalały burze tak straszliwe, że nawet vesta nie zdołałaby tamtędy przejść. Dowiedziałam się też od niego czegoś, co utwierdziło mnie w podejrzeniach, jakich nabrałam, bawiąc tutaj poprzednio. Otóż Morgon opowiadał mu, że ostatnim słowem, jakie wypowiedział czarodziej Suth, umierając w jego ramionach, było imię Ohma. To jego, Ohma Ghisteslwchlohma, Założyciela Lungold, oskarżył Suth, wydając ostatnie tchnienie. — Zawiesiła głos i powiodła wzrokiem po stężałych twarzach. — Spytałam Hara, czy zwrócił się o wyjaśnienie tej sprawy do uniwersytetu, a on roześmiał się tylko i powiedział, że nie warto zawracać czymś takim głowy Mistrzom Wiedzy, którzy nie potrafili rozpoznać ani Naznaczonego Gwiazdkami, ani Założyciela Lungold.

Morgola znowu zawiesiła głos, ale nie doczekała się od słuchających jej mężczyzn słowa protestu, słowa wyjaśnienia. Pochyliła lekko głowę.

— Mistrz Ohm przebywał w Lungold od zeszłej wiosny. Od tamtego czasu nie widziano harfisty Najwyższego, milczał również w tym czasie sam Najwyższy. Śmierć księcia Hed wyzwoliła czarodziejów spod klątwy, którą na nich rzucono. Uważam, że zdjął ją z nich Założyciel Lungold, bo pozbywszy się Naznaczonego Gwiazdkami, nie musi już się obawiać ich mocy ani ingerencji. Uważam również, że jeśli ten uniwersytet chce zachować autorytet, powinien bardzo wnikliwie i bardzo szybko zbadać ów niepojęty, zawikłany splot zagadek.

Po sali poniosło się westchnienie; to morski wiatr trzepotał się jak ptak między murami, szukając drogi ucieczki. Lyra odwróciła się gwałtownie; drzwi zamknęły się za nią, nim ktokolwiek zdał sobie sprawę, że się poruszyła. Morgola zerknęła na drzwi, a następnie z powrotem na Mistrzów, którzy zaczęli rozmawiać między sobą przyciszonymi głosami i gromadzić się wokół niej. Pobladły Rood stał nieruchomo, wsparty dłońmi o jedno z biurek, i wpatrywał się w leżącą na nim księgę, ale Raederle wiedziała, że nie widzi liter. Postąpiła krok w stronę brata, ale zmieniła zamiar. Odwróciła się na pięcie, przecisnęła między Mistrzami do drzwi i wyszła z sali.

W korytarzu tłoczyli się studenci, nie mogący się doczekać, kiedy wreszcie będzie im dane choć rzucić okiem na księgi. Raederle przeszła między nimi, nie słysząc nawet ich głosów. Idąc przez dziedziniec, nie czuła chłodnego wiatru, który przybrał na sile wraz z wczesnym wiosennym zmierzchem. Wypatrzyła Lyrę stojącą między drzewami na skraju urwiska, plecami do gmachu uniwersytetu. Coś w napiętych ramionach i opuszczonej głowie dziewczyny przyciągało do niej Raederle. Skręciła w tamtym kierunku i w tym samym momencie Lyra poderwała w górę włócznię, zatoczyła nią w powietrzu świetlisty krąg i wbiła grotem w ziemię.

Słysząc za sobą kroki, odwróciła się. Raederle stanęła. Przez chwilę patrzyły na siebie w milczeniu. Potem Lyra, dając upust żalowi i gniewowi, malującym się w jej oczach, niemal wyzywająco powiedziała:

— A chciałam mu towarzyszyć. Chronić za cenę własnego życia.

Raederle oderwała wzrok od jej twarzy i spojrzała na morze daleko pod nimi, na półksiężyc portu, na wypustkę lądu na północy, za którą leżały inne krainy, inne porty. Zacisnęła pięści.

— W Caithnard cumuje statek mojego ojca. Mogę nim dopłynąć aż do Kraal. Zamierzam dotrzeć do góry Erlenstar. Pomożesz mi?

Lyra rozchyliła usta. Raederle zauważyła, jak przez jej twarz przemykają zaskoczenie i niepewność. Potem dziewczyna wyrwała z ziemi włócznie i kiwnęła głową.

— Jestem z tobą.

3

Kiedy tego samego wieczoru Lyra schodziła ze strażniczkami morgoli do Caithnard, by poszukać dla nich kwater, Raederle podążyła za nimi. W stajni uniwersytetu, obok konia Rooda zostawiła kawałek splątanej złotej nitki, którą wypruła sobie z mankietu. W kłębuszku tym zawarła siłą umysłu swoje imię oraz wizję, w której Rood, albo jego koń, następuje na nitkę, potem zaś krąży bezmyślnie po ulicach Caithnard trasą wyznaczaną jej załamaniami i zapętleniami, a dotarłszy do końca, otrząsa się z czaru i stwierdza, że nie czeka na niego ani statek, ani przypływ. Wiedziała, że na nią pierwszą padnie jego podejrzenie, ale nie pozostanie mu nic innego, jak tylko wracać do Anuin konno, podczas gdy Bri Corbett pod presją strażniczek morgoli będzie już żeglował na północ.