Kiedy przy niej uklękła, nieznajoma uniosła głowę i otworzyła oczy. Tliło się w nich coś w rodzaju gniewu, jakby dziewczyna obwiniała o swój stan morze i statek. Trzęsącą się ręką wzięła od Raederle kubek. Dłoń miała smukłą, silną, opaloną, pokrytą odciskami i jakby nieproporcjonalnie dużą w stosunku do reszty drobnego ciała. Opróżniła kubek i ponownie oparła się plecami o nadburcie.
— Dziękuję — szepnęła, zamykając znowu oczy. — Jeszcze nigdy się tak strasznie nie czułam.
— To przejdzie. Kim jesteś? Skąd się wzięłaś na tym statku?
— Weszłam… weszłam wczoraj w nocy. Ukrywałam się w szalupie pod pokrowcem, ale… ale nie mogłam już dłużej wytrzymać. Statek przechylał się w jedną stronę, szalupa w drugą… Myślałam, że umrę… — Przełknęła spazmatycznie ślinę, otworzyła oczy i szybko zamknęła je z powrotem. Od pobladłej twarzy odcinało się ostro kilka piegów. Raederle przyjrzała się lepiej regularnym rysom twarzy nieznajomej i nagle krtań się jej ścisnęła. Dziewczyna odetchnęła głęboko i podjęła: — Szukałam wczoraj wieczorem noclegu i podsłuchałam niechcący waszą rozmowę przy magazynach. No i… weszłam za wami na statek, bo wybierałyście się tam gdzie ja.
— Kim ty jesteś? — wyszeptała Raederle.
— Jestem Tristan z Hed.
Raederle drgnęła. Oczyma wyobraźni ujrzała zarys twarzy Morgona nakładający się na rysy Tristan. Trwało to tylko moment, ale wystarczyło, by zaschło jej w gardle. Tristan spojrzała na nią dziwnie i szybko odwróciła głowę, owijając się szczelniej prostą, obszerną opończą. Zajęczała cicho, kiedy statek przechylił się gwałtownie na bok.
— Chyba umrę — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Słyszałam, co mówiła ziemdziedziczka morgoli. Uprowadziłyście ten statek. Podsłuchałam w nocy rozmowę marynarzy. Nie mogli darować strażniczkom, że zmusiły ich do podniesienia kotwicy i obrania kursu na północ. Uradzili jednak, że lepiej już udawać, że płyną tam z własnej, nieprzymuszonej woli, niż protestować i stać się pośmiewiskiem całego królestwa. Potem zaczęli rozmawiać o Najwyższym, ale już ciszej; nie słyszałam, co mówią.
— Tristan…
— Jeśli wysadzicie mnie na brzeg, pójdę dalej piechotą. Jestem tak samo zdeterminowana jak ty. Musiałam słuchać po nocach płaczu Eliarda, kiedy śnił mu się Morgon. Musiałam go budzić. Pewnego ranka powiedział, że widział we śnie twarz Morgona i nie mógł… nie mógł go poznać. Chciał od razu ruszać do góry Erlenstar, ale był środek zimy, najsroższej od siedemdziesięciu lat na Hed, jeśli wierzyć staremu Torowi Oaklandowi, i nakłonili go, żeby się wstrzymał.
— Nie przebrnąłby przez przełęcz.
— Tak mu właśnie powiedział Grim Oakland. Ale jego to nie przekonało. Ustąpił dopiero, kiedy Cannon Master obiecał, że wiosną on też pójdzie. Nadeszła wiosna… — Tristan urwała. Siedziała przez chwilę w całkowitym bezruchu, wpatrzona w swoje dłonie. — Nadeszła wiosna i Morgon umarł. I od tego czasu w oczach Eliarda, bez względu na to, co akurat robił, widziałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”. Podążam więc do góry Erlenstar, żeby znaleźć na nie odpowiedź.
Raederle westchnęła. Słońce przebiło się wreszcie przez mgłę i zalało pokład. W jego ciepłych promieniach Tristan jakby się ożywiła. Na jej policzki zaczął wracać z wolna rumieniec.
— Nikt mnie od tego nie odwiedzie — dorzuciła.
— Jeśli o mnie chodzi, to możesz płynąć z nami, ale nie wiem, co na to Bri Corbett.
— Ciebie i Lyrę zabrał…
— Mnie zna, a ze strażniczkami morgoli lepiej nie wdawać się w dyskusje. Może się jednak zbuntować, kiedy wyjdzie na jaw, że ma na pokładzie ziemdziedziczkę Hed, zwłaszcza że nikt nie ma pojęcia, co się z tobą stało. Kto wie, czy nie zawróci statku i nie skieruje go z powrotem do Caithnard.
— Zostawiłam Eliardowi wiadomość. Zresztą strażniczki mogą zmusić kapitana, żeby płynął dalej na północ.
— Nie na otwartym morzu. Skąd wzięłybyśmy tutaj kogoś na jego miejsce?
Tristan spojrzała z odrazą na wiszącą obok szalupę.
— To może znowu się tam schowam. Oprócz ciebie nikt mnie nie widział.
— Nie. Zaczekaj. — Raederle zamyśliła się. — Możesz ukryć się w mojej kabinie. Będę ci przynosiła posiłki.
Tristan skrzywiła się.
— Przez jakiś czas nie zamierzam brać czegokolwiek do ust.
— Możesz chodzić?
Tristan skinęła z wysiłkiem głową. Raederle rozejrzała się szybko po pokładzie, pomogła dziewczynie wstać i sprowadziła ją po schodkach do swojej małej kajuty. Poczęstowała ją winem, a kiedy statek zakołysał się gwałtownie i Tristan, tracąc równowagę, upadła na koję, przykryła ją jej opończą. Dziewczyna leżała z przymkniętymi oczami i oddychała z trudem, ale zamykając z sobą drzwi, Raederle usłyszała zduszone „Dzię… kuję…”.
Lyra, opatulona w obszerną opończę, stała przy sterniku i obserwowała wschód słońca. Na widok wynurzającej się spod pokładu Raederle uśmiechnęła się.
— Mamy kłopot — mruknęła cicho Raederle. — Z Bri?
— Nie. Z Tristan z Hed.
Lyra zrobiła wielkie oczy i ze ściągniętymi brwiami wysłuchała relacji Raederle.
— Nie możemy jej ze sobą zabrać — orzekła stanowczo.
— Wiem.
— Mieszkańcom Hed i tak dała się już dostatecznie we znaki nieobecność Morgona; ona jest ziemdziedziczką Hed i musi… Ile ma lat?
— Nie wiem, chyba około trzynastu. Zostawiła im wiadomość. — Raederle przetarła palcami oczy. — Jeśli zawrócimy teraz do Caithnard, to Bri nie da się już nakłonić do podróży na północ, choćbyśmy go przypiekały rozpalonym żelazem.
— Jeśli zawrócimy — podchwyciła Lyra — możemy natknąć się po drodze na statek morgoli. Ale Tristan musi wrócić na Hed. Powiedziałaś jej to?
— Nie. Zastanówmy się. Bri powiedział, że powinniśmy zawinąć do jakiegoś portu, by uzupełnić zapasy. Może tam znajdziemy jakiś statek kupiecki, który odwiezie ją na wyspę?
— A ona na niego wsiądzie?
— Nie będzie miała wyboru. Nigdy jeszcze nie opuszczała Hed; wątpię, czy w ogóle wie, gdzie szukać góry Erlenstar. Prawdopodobnie nie wie nawet, jak wygląda góra. Ale jest… jest tak samo uparta jak Morgon. Jeśli uda nam się przesadzić ją na inny statek, póki cierpi na chorobę morską, to może dopiero u wybrzeży Hed zorientuje się, że płynęła w przeciwną stronę. Może to bezduszne, ale gdyby… gdyby coś jej się stało w drodze do góry Erlenstar, nikt by nam tego nie wybaczył. Kupcy nam pomogą.
— Wtajemniczymy Bri Corbetta?
— Zawróci, jeśli się dowie.
— Powinnyśmy zawrócić — powiedziała z wahaniem Lyra zapatrzona w spieniony przybój u wybrzeży Ymris. Przeniosła wzrok na Raederle. — Nie potrafiłabym spojrzeć w oczy morgoli, gdyby Tristan coś się stało.
— Ja nie wracam do Anuin — powiedziała cicho Raederle. — Być może Tristan nigdy nam nie wybaczy, ale swoją odpowiedź będzie miała. Przysięgam na kości umarłych z An. Przysięgam na Naznaczonego Gwiazdkami.
Lyra potrząsnęła głową.
— Nie mów tak. Można by pomyśleć, że to cel twojego życia.
Tristan przespała niemal cały dzień. Wieczorem Raederle przyniosła jej miskę zupy; dziewczyna wmusiła w siebie parę łyżek, a potem schowała się znowu pod opończą, bo z zachodu nadleciały pachnące poruszoną ziemią wieczorne wiatry i ponownie rozkołysały statek. Tristan cierpiała, za to Bri Corbett zacierał w sterówce ręce z zadowolenia.