Выбрать главу

Przecinając pastwiska Hallarda, dostrzegła grupkę konnych wyjeżdżających z lasu na łąkę, by przeciąć jej drogę. Z walącym sercem ściągnęła cugle. Po chwili odetchnęła z ulgą, rozpoznając w tym, który jechał na czele, czarnowłosego Hallarda Blackdawna. Jego ludzie byli uzbrojeni, ale lekko; było coś z rezygnacji w ich odkrytych głowach i krótkich mieczach u boku. Niespodziewanie wyczuła, że są zdenerwowani i niepewni. Hallard spoglądał w jej kierunku. Nie widziała z tej odległości oczu lorda, ale wyczuwała jego zaskoczenie i swoje imię rozbrzmiewające w umyśle Blackdawna.

Puścił się ku niej galopem. Stała niezdecydowanie, ściskając cugle w rękach. Nie szukała z nim zwady, chciała tylko zasięgnąć języka. Osadził przed nią konia, wielki i spocony. Przez chwilę szukał słów.

— Ktoś powinien wychłostać tego kapitana — wybuchnął nagle. — Najpierw zabrał cię do Isig, a teraz puszcza tu z Caithnard samą? Masz jakieś wieści o ojcu?

Pokręciła głową.

— Nie. Aż tak źle?

— Źle. — Hallard zamknął oczy. — Te psy już całe dwa dni tak się miotają. Zniknęła połowa mojej trzody; łany pszenicy wyglądają tak, jakby ktoś turlał po nich młyńskie kamienie, a kurhany na południowych połach zrównało z ziemią coś nieludzkiego. — Otworzył oczy; były przekrwione z niewyspania. — Nie wiem, jak jest na reszcie terytorium An. Pchnąłem wczoraj posłańca do wschodniego Aum, do Cyna Croega. Nie był nawet w stanie przekroczyć granicy. Wrócił, bełkocząc coś o szepczących drzewach. Pchnąłem drugiego do Anuin; nie wiem, czy tam dotarł. A jeśli nawet, to co Duac na to poradzi? Jak tu walczyć z umarłymi? — Zamilkł i z błaganiem w oczach czekał na odpowiedź. Nie doczekawszy się jej, potrząsnął głową. — Przeklinam twojego ojca! — wyrzucił z siebie. — Postąpił nierozważnie i teraz znowu będzie musiał toczyć wojny Oena. Sam wydarłbym ziemi królowanie, gdybym tylko wiedział jak.

— Może im właśnie o to chodzi — odezwała się Raederle. — Umarłym królom. Widziałeś któregoś z nich?

— Nie, ale wiem, że tu są. Coś knują. — Przesunął wzrokiem po skraju puszczy. — Na co im, na Hel, moje bydło? Ich zęby rozsiane są po moich polach. A czerep króla Farra od wieków szczerzy je znad kominka w wielkiej sali; czym on chce jeść?

Raederle przeniosła wzrok z niewzruszonych drzew z powrotem na twarz Hallarda.

— Masz jego czaszkę? — Zaświtał jej pewien pomysł. Hallard kiwnął z roztargnieniem głową.

— Na to wygląda. Legenda głosi, że jacyś zbuntowani śmiałkowie wykradli jego głowę Oenowi, kiedy ten nasadził na nią koronę i zatknął na włóczni na śmietnisku. Po latach trafiła tu znowu, ale z koroną na nowo przekutą i dopasowaną do nagiej kości. Mag Blackdawn, którego ojciec poległ w tej wojnie, i który nadal nie mógł tego przeboleć, zawiesił ją wraz z koroną nad kominkiem jako trofeum wojenne. Z biegiem stuleci złoto stopiło się z kością; nie rozdzielisz ich już. I tego właśnie nie rozumiem — dodał. — Dlaczego niepokoją moje ziemie; są przecież mymi przodkami.

— Są też lordami An, którzy tu zginęli — zauważyła Raederle. — Może to oni buszowali w twoich łanach pszenicy. Hallardzie, potrzebna mi ta czaszka.

— Co ci potrzebne?

— Czaszka Farra.

Wybałuszył oczy. Patrząc w nie, zauważyła, że stracił na chwilę wątek, że stara się ją umiejscowić na powrót w znanym sobie świecie.

— Do czego?

— Daj mi ją, nie pytaj.

— Na co ci ona, na Hel?! — krzyknął, ale zmiarkował się zaraz i zmrużył powieki. — Przepraszam. Jakbym słyszał twojego ojca; on ma dar prowokowania mnie do krzyku. No dobrze. Spróbujmy porozmawiać racjonalnie…

— Nigdy w życiu nie byłam bardziej racjonalna. Muszę mieć tę czaszkę. Chcę, żebyś wszedł do swojej wielkiej sali, zdjął ją ze ściany, nie uszkadzając przy tym, zawinął w aksamit i przekazał ją mnie…

— W aksamit! — wybuchnął Hallard. — Oszalałaś?

— Być może! — krzyknęła. — Ale wszystko mi jedno. Tak, w aksamit! Chciałbyś widzieć swoją czaszkę zawiniętą w byle gałgan?

Koń Hallarda zarzucił łbem, jakby dosiadający go jeździec szarpnął mimo woli cugle, by się od niej odsunąć. Hallard usta miał rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, a nie mógł. Raederle słyszała jego krótki oddech. Po chwili wyciągnął wolno rękę i położył dłoń na jej przedramieniu.

— Raederle — powiedział z naciskiem. — Co ty chcesz z nią zrobić?

Przełknęła z trudem ślinę. Od kontemplowania tego, co zamierzała, zaschło jej w ustach.

— Hallardzie, przez twoje ziemie wędruje Naznaczony Gwiazdkami…

— Teraz?! — krzyknął z niedowierzaniem. Kiwnęła głową.

— A za nim… za mną, jego śladem, podąża coś… być może jest to Założyciel Lungold. Nie potrafię uchronić przed nim Morgona, ale może uda mi się powstrzymać umarłych z An przed zdradzeniem jego obecności…

— Za pomocą tej czaszki?!

— Byłbyś łaskaw zniżyć nieco głos?! Hallard przetarł dłońmi twarz.

— Na kości Madir. Naznaczony Gwiazdkami sam potrafi się o siebie zatroszczyć.

— Kiedy ma przeciwko sobie Założyciela i rozpętane moce An naraz? — Głos miała już spokojny. — Kieruje się do Anuin; muszę dopilnować, by tam dotarł. Jeśli…

— Nie.

— Jeśli nie dasz mi…

— Nie. — Hallard kręcił powoli głową. — Nie.

— Hallardzie. — Patrzyła mu prosto w oczy. — Jeśli nie dasz mi teraz tej czaszki, rzucę klątwę na twój próg i odtąd nie przekroczy go żaden z twoich przyjaciół, rzucę klątwę na twoją główną bramę, na furty, na wrota stajni i te nigdy już się nie domkną, na pochodnie w twoim dworze i te nigdy już nie zapłoną, na kamienie, z których wzniesiony jest twój kominek, i te nigdy już się nie rozgrzeją pod spojrzeniem pustych oczodołów Farra. Przysięgam na swoje imię. Jeśli nie dasz mi tej czaszki, sama wskrzeszę umarłych z An i w imieniu króla An poprowadzę ich na wojnę ze starożytnymi królami Hel, która toczyć się będzie na twoich ziemiach. Przysięgam na swoje imię. Jeśli nie dasz mi…

— No dobrze już, dobrze!!!

Wściekły, zdesperowany wrzask Hallarda potoczył się echem po polach. Twarz pobladła mu pod opalenizną; dysząc ciężko, przewiercał Raederle płomiennym wzrokiem. W górze kołowały kruki, które spłoszone jego krzykiem zerwały się z drzew, jego ludzie, trzymający się wciąż z dala, poprawiali się niespokojnie w siodłach.

— Dobrze — wyszeptał. — Co mi tam? Całe An i tak pogrążone jest w chaosie, jedna dziewczyna z czaszką pod pachą nic tu nie zmieni. Mam tylko nadzieję, że wiesz, co czynisz, kobieto. Bo jeśli coś ci się stanie, to ze złości i poczucia krzywdy rzucisz pewnie na mój próg taką klątwę, że do śmierci nie ogrzeję się już przy własnym kominku. — Nie czekając na odpowiedź, zawrócił konia; ruszyła za nim przez pastwiska. Krew pulsowała jej w uszach w rytm kroków wierzchowca. Przeprawili się brodem przez rzekę i stanęli przed wrotami dworu Hallarda.

Kiedy się otworzyły, wjechali na dziedziniec. Hallard zniknął od razu w domu, a Raederle, nie zsiadając z konia, omiotła wzrokiem pusty dziedziniec. Ogień nie palił się nawet w kuźni; po majdanie nie włóczyło się ani jedno zwierzę, nie słychać było pisków dokazującej dziatwy, wyły tylko nieprzerwanie pochowane gdzieś psy. Hallard pojawił się wkrótce w drzwiach, trzymając w rękach obły przedmiot owinięty w kosztowny, czerwony aksamit. Wręczył go jej bez słowa. Rozchyliwszy fałdy materiału, zobaczyła białą kość i wtopione w nią złoto.