Выбрать главу

— Ty wybierasz się do góry Erlenstar — powiedziała. — Żeby zapytać o księcia Hed. Błagam. Zabierz mnie ze sobą.

— Nie — padła łagodna, ale stanowcza odpowiedź. Elieu kręcił powoli głową.

— Mathomie — odezwał się cicho. — Nie rób tego. Nawet półgłówek zdaje sobie sprawę…

— Zwyczajna wyprawa do góry Erlenstar i z powrotem — wpadł mu w słowo Duac — to bynajmniej nie wszystko, co on planuje. — Wstał tak gwałtownie, że nogi odsuwającego się krzesła zaszurały protestacyjnie po posadzce. — Dobrze mówię?

— Duacu, nie zamierzam rozgłaszać moich planów całemu światu w czasach, kiedy samo powietrze jest jednym wielkim uchem.

— Nie jestem całym światem. Jestem twoim ziemdziedzicem. Nie przypominam sobie, żeby coś cię kiedyś zaskoczyło. Zachowałeś kamienną twarz na wieść, że Morgon zwyciężył w tej grze z Pevenem, taka sama była twoja reakcja, kiedy usłyszałeś od Elieu o przebudzeniu się dzieci Panów Ziemi. Myślisz precyzyjnie jak szachista, ale nie wydaje mi się, żebyś wiedział, kto w tej grze jest twoim przeciwnikiem. Gdybyś zamierzał wybrać się tylko do góry Erlenstar, nie posyłałbyś po Rooda. Sam nie wiesz, dokąd się udajesz, prawda? Ani co tam odkryjesz, ani kiedy wrócisz? I przewidywałeś, że gdyby byli tutaj i słuchali tego lordowie Trzech Prowincji, podniósłby się krzyk, od którego runąłby strop. Zostawiasz mnie, żebym stawił temu niezadowoleniu czoło, i poświęcasz pokój we własnym kraju dla czegoś, co zupełnie ciebie nie dotyczy, co jest sprawą Hed i Najwyższego.

— Najwyższy. — Jakaś zgrzytliwa, nieprzyjemna nuta w głosie króla sprawiła, że imię to zabrzmiało niemal obco. — Mieszkańców Hed mało obchodzi świat poza granicami ich wyspy. I gdyby nie jeden przypadek, zastanawiałbym się, czy Najwyższy słyszał w ogóle o istnieniu Morgona.

— To nie twoja sprawa! Odpowiadasz przed Najwyższym za porządek w An i jeśli dopuścisz do rozluźnienia więzów między Trzema Prowincjami…

— Nie trzeba mi przypominać, za co odpowiadam! — I to mówi ktoś, kto nosi się z zamiarem opuszczenia An nie wiadomo na jak długo?!

— A czy zaufasz mi, jeśli powiem, że rozważyłem wszystkie za i przeciw i uznałem, że mimo wszystko warto zaryzykować chwilowym rozprzężeniem w An?

— Chwilowym rozprzężeniem! — żachnął się Duac. — Jeśli wyruszysz na tak daleką wyprawę i zostawisz An na tak długo bez władcy, zapanuje tu chaos. Jeśli podczas twojej nieobecności rozluźni się więź spajająca Trzy Prowincje, to, wracając, zastaniesz tu umarłych królów Hel i Aum oblegających Anuin, i sam Peven wkroczy do tej sali, by upomnieć się o swoją koronę. Jeśli w ogóle wrócisz. Bo jeśli przepadniesz jak Morgon, to w tym kraju rozpęta się terror.

— Istnieje taka możliwość — przyznał Mathom. — Ale w swojej długiej historii An nie raz wychodziło już obronną ręką z podobnych terminów. Da sobie jakoś radę beze mnie.

— Cóż gorszego może się przytrafić temu krajowi niż chaos, jaki powstaje, kiedy umarli mieszają się w sprawy żywych? — Duac podniósł głos, rozsierdzony niezmąconym spokojem króla. — Jak możesz robić to swojemu krajowi?! Nie masz prawa! A skoro opuściła cię rozwaga, to nie przysługuje ci już ziemwładztwo.

Elieu nachylił się do Duaca i chwycił go za ramię. Raederle wstała, szukając słów, które by ich ostudziły. I w tym momencie przechwyciła spojrzenie jakiegoś obcego, który wszedł niepostrzeżenie do sali i zatrzymał się w progu, speszony krzykiem Duaca. Był to młody mężczyzna, ubrany prosto — w owczą skórę i zgrzebną wełnę. Rozejrzał się z podziwem po pięknej sali i zatrzymał wzrok na Raederle. Straszny smutek malujący się w jego oczach sprawił, że dziewczynie serce się ścisnęło. Postąpiła kilka kroków w jego stronę z dziwnym odczuciem, że oto nieodwracalnie opuszcza przewidywalny świat. Mathom i Duac, zaintrygowani wyrazem jej twarzy, przerwali kłótnię. Mathom spojrzał na obcego. Mężczyzna przestąpił niepewnie z nogi na nogę i odchrząknął.

— Jestem… nazywam się Cannon Master. Uprawiam ziemie księcia Hed. Mam wiadomość dla króla An od… od księcia Hed.

— Jam jest Mathom, król An. Raederle postąpiła kolejny krok.

— A ja jestem Raederle — wyszeptała ze ściśniętą krtanią. — Czy Morgon… kto jest teraz księciem Hed?

Cannon Master patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, a potem bardzo cicho powiedział:

— Eliard.

— Jak to?! — wyrzucił z siebie król, burząc ciszę, jaka zaległa.

— Nikt… nikt nie wie dokładnie, jak to się stało. — Cannon Master urwał, żeby przełknąć ślinę. — Eliard wie tylko, że Morgon umarł przed pięcioma dniami. Nie wiemy jak ani gdzie. Wiadomo tylko, że w bardzo dziwnych i strasznych okolicznościach. Eliard wie to, bo przez ostatni rok śnił o Morgonie i wyczuwał coś… jakąś nienazwaną siłę wciskającą się w umysł Morgona. Morgon nie potrafił… nie mógł się od niej uwolnić. Pod koniec nie był już chyba nawet sobą. Nie mamy pojęcia, co to mogło być. Pięć dni temu ziemwładztwo przekazane zostało Eliardowi. Pamiętaliśmy naturalnie powód, dla którego Morgon opuścił Hed, i zadecydowaliśmy… Eliard zadecydował… — Cannon Master znowu urwał; na jego zmęczoną twarz wypłynął blady rumieniec. Zwrócił się nieśmiało do Raederle: — Nie wiem, czy zgodziłabyś się przyjechać na Hed, pani. W każdym razie my powitalibyśmy tam ciebie z otwartymi ramionami. Uznaliśmy, że wypadałoby cię zaprosić. Byłem raz w Caithnard, zgłosiłem się więc na ochotnika.

— Rozumiem. — Raederle odchrząknęła, żeby stłumić łaskotanie w krtani. — Powiedz mu… powiedz mu, że przyjadę. Przyjadę.

Cannon Master skłonił się.

— Dziękuję, pani.

— Rok — szepnął Duac. — Wiedzieliście, co się z nim dzieje. Wiedzieliście. Dlaczego nikomu nic nie powiedzieliście? Dlaczego wcześniej nie daliście nam znać?

Cannon Master splótł dłonie.

— Sami… — wybąkał — … sami zadajemy sobie teraz to pytanie. Po prostu… żyliśmy nadzieją. Nikt z Hed nie szukał dotąd pomocy poza wyspą.

— Czy Najwyższy się do was odzywał? — spytał Elieu.

— Nie. Cisza. Ale za jakiś czas pojawi się u nas bez wątpienia harfista Najwyższego, żeby złożyć w imieniu swego pana kondolencje z powodu śmierci… — Cannonowi głos się załamał. — Przepraszam. Nie możemy… nie możemy go nawet pochować w rodzimej ziemi. Poza Hed jestem bezradny jak owca; nie wiem nawet, w którą stronę się zwrócić po wyjściu z tego zamku, żeby trafić do domu. Chciałem więc was spytać, czy poza granicami Hed podobne rzeczy przytrafiają się ziemwładcom tak często, że nawet Najwyższy nie jest nimi poruszony?

Duac otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale ubiegł go Mathom:

— Nigdy — powiedział.

Cannon, przyciągany wyrazem oczu króla, postąpił krok w jego stronę.

— Jak to się zatem stało? — zapytał łamiącym się głosem. — Kto go zabił? Gdzie możemy szukać odpowiedzi, jeśli Najwyższego to nie interesuje?

Król An wyglądał tak, jakby całą siłą woli powstrzymywał krzyk, od którego, gdyby wyrwał mu się z krtani, powypadałyby szyby w oknach sali.

— Przysięgam na kości niepokonanych królów An, że znajdę wam tę odpowiedź, nawet jeśli będę musiał ją wydobyć od umarłych.

Duac ukrył twarz w dłoniach.

— A więc słowo się rzekło! — krzyknął, ściągając na siebie zdumione spojrzenie Cannona. — A jeśli mrok, który zabił Morgona, wyrwie cię z czasu i przestrzeni, kiedy będziesz przemierzał to królestwo jak wędrowny kramarz, nie zadręczaj mnie swoimi snami, bo nie mam zamiaru cię szukać!