I znowu siadła do komputera. Minęła godzina, potem druga. Monika nudziła się jak mops. Ech, gdyby był tu Laszlo… Pomógłby w poszukiwaniach, a przynajmniej byłoby z kim pogadać. Choć nie, pogadać lepiej z Pawłem.
– To beznadziejne – westchnęła agentka, patrząc tępo w fusy na dnie szklanki, jakby tam szukała rozwiązania. – Jeśli nawet mistrz jeszcze żyje, i tak nie zdołamy go odnaleźć. Bazy danych o zarejestrowanych samochodach chyba w ogóle są odcięte od ogólnej sieci… Nie znalazłam nawet dojścia.
– Jak zdołali go namierzyć? Wiedzą, gdzie mieszkamy? – Księżniczka zastanawiała się na głos.
– Musieli podsłuchać jego telefon komórkowy – wyjaśniła. – To banalnie proste. Wezwał taksówkę, podając numer domu… Musieli być na to przygotowani i zaraz podstawili swoją. Myślę, że nie wiedzą, z którego mieszkania wyszedł, bo włamaliby się, żeby pogrzebać wjego rzeczach.
– A może się włamali?
– Nie.
– Jesteś pewna?
– Absolutnie. Mieszkanie jest chronione trzema niezależnymi systemami kontroli. Każde przekręcenie klucza w zamku uruchamia zapis obrazu z mikrokamery. Ale musimy uważać.
– Na taksówkę czeka się nie więcej niż dziesięć minut. Jeśli zdołali w tak krótkim czasie zorganizować porwanie…
– Też już nad tym myślałam. Sądzę, że podsłuchiwali go już od jakiegoś czasu. Zadzwonił na lotnisko rezerwować bilety, poznali datę odlotu, a potem już tylko czekali…
Monika pokręciła głową. W ustach przyjaciółki to, co jej wydało się czarną magią, okazywało się takie proste…
– Wiesz, tak sobie myślę… – powiedziała. – Skoro przy użyciu tradycyjnej dedukcji i analizy nic nie udało się ustalić, to może pora użyć metod niekonwencjonalnych?
– Co masz na myśli?
– Gdyby był z nami Arminius… – Zamyśliła się. – To telepata, choć z tego, co wiem, stosował swoje zdolności wyłącznie do szukania wampirów.
– Telepatia? Mamy iść do wróżki? Albo do jasnowidza?
– Większość z nich jest diabła warta – parsknęła księżniczka. – Ale może…? Żeby mnie odnaleźć, użyto golema. A gdybyśmy zbudowały własnego i wysłały, aby uwolnił mistrza…?
Agentka wzdrygnęła się na samo wspomnienie.
– Ale jak mu powiemy, gdzie ma szukać Alchemika jeśli same tego nie wiemy?
– Nie musimy wiedzieć. Golem to jakby inteligentna maszyna. Bystry sługa. Wydajemy tylko rozkaz, a on go wykonuje. Nas interesuje wyłącznie efekt końcowy i on o tym wie. Musi wypełnić polecenie i nieważne, jak tego dokona.
– Hmmm… – zadumała się agentka. – Wybacz głupie pytanie. Budowałaś kiedyś golemy?
– Nie. Ale mistrz Michał wspominał, że jest to dziecinnie łatwe. Trzeba tylko znać zaklęcie, które je ożywia.
– To faktycznie proste – rzekła ironicznie Katarzyna. – W tym celu musimy zapewne odnaleźć jednego z… eee, ilu miało być tych sprawiedliwych świątobliwych żydów w każdym pokoleniu?
– Trzydziestu sześciu – podpowiedziała Monika. – Ale to chyba nie oni go tworzą. Choć zapewne niektórzy umieją.
– A więc z tych trzydziestu sześciu mamy wybrać jednego i… Zaraz. – Zmarszczyła brwi. – Znasz hebrajski?
– Trochę.
– Jak myślisz, czy w bibliotece cadyka Salomona Storma znajdzie się, jakby to powiedzieć, „podręcznik budowy golemów”? Bo skoro wiemy, gdzie biblioteka została ukryta…
Monika zamyśliła się.
– Może i mają tam takie księgi. Problem w tym, czy pozwolą nam skorzystać. To nie jest księgozbiór publiczny, tam nie wystarczy wejść, pokazać dowód osobisty i wypisać rewers, żeby zostać obsłużonym.
– Sędziwojowi się udało – mruknęła Katarzyna.
– Ale on posiada znajomości, których my nigdy mieć nie będziemy.
– Spróbujemy? Przecież nas za to nie zabiją.
– No nie wiem… Nie zapominaj, że biblioteki pilnuje jeden z nich. Automat, stwór ulepiony z gliny, obdarzony pozorami życia. Istota pozbawiona duszy, woli i empatii. Każą mu zabić, to zabije. Nawet nie będzie się nad tym zastanawiał.
Agentka wyciągnęła z torebki pistolet i przeładowała.
– Jeśli zaatakuje, to strzelać w zgrubienie na prawej łydce?
– Można. Wtedy się wykrwawi. Ale zanim do tego dojdzie, minie dość czasu, żeby zdążył po pierwsze, pourywać nam głowy, a po drugie, opatrzyć sobie ranę.
– Do licha. Myślałam, że to jak z Achillesem, wystarczy raz dziabnąć i już… – Zasępiła się. – Idziemy czy nie?
– Chyba trzeba.
Gdy wędrowały już ulicą, Katarzynie przyszła do głowy pewna myśclass="underline"
– Wiesz, tak się zastanawiam. Może nie trzeba od razu budować całego golema? Może wystarczy zrobić sobie pieska z gliny? I ożywić. Weźmiemy go na smycz i niech nas doprowadzi do celu.
– Ty to masz pomysły – zdumiała się księżniczka. – Ale zapytamy, czy tak się da. Nie wiem. Może musi mieć kształt człowieka? Jak do tej pory wszystkie legendy, ta z Lublina, z Chełma i ta z Pragi, mówiły o istotach człekokształtnych.
– W takim razie może uda nam się popchnąć naukę do przodu – uśmiechnęła się agentka. – O ile można to w ogóle nazwać nauką.
Podeszły do antykwariatu. Nie zmienił się, na wystawie nadal spoczywał starodruk, kilka innych książek oraz piękna, wielka kula armatnia.
– Boisz się? – Katarzyna przytrzymała Monikę za łokieć.
– Trochę. Zapytamy, jeśli się nie zgodzi, po prostu przeprosimy i idziemy.
– To brzmi rozsądnie.
Trzy schodki do góry, drzwi i… Spodziewały się, że za ladą będzie siedział znajomy staruszek, a tymczasem jego miejsce zajmowała jakaś dziewczyna, mniej więcej w wieku Katarzyny.
– Czym mogę służyć? – zagadnęła.
– Chciałybyśmy się zobaczyć z tym panem, który tu był poprzednio – powiedziała księżniczka. – Z takim starym, z blizną na czole.
– A, to chyba wiem. – Sprzedawczyni zmarszczyła brwi. – Tylko że on już tu nie pracuje. Mój szef kupił ten antykwariat dwa miesiące temu. Ale może ja zdołam w czymś pomóc.
– Był tu bogaty księgozbiór na zapleczu. – Agentka gestem wskazała miejsce, gdzie kiedyś znajdowały się drzwi prowadzące w głąb.
Obecnie zastawione były regałem.
– Mamy tylko to jedno pomieszczenie, wszystkie książki, które kupiliśmy razem ze sklepem, są wyeksponowane.
Pożegnały się.
– A niech to! – jęknęła Katarzyna, patrząc na kamienicę, którą dopiero co opuściły.
– Myślisz, że mówiła prawdę?
– Dlaczego nie? – Wzruszyła ramionami. – Żydzi zamurowali przejście, sprzedali antykwariat i po problemie. Nie wiem, kto jeszcze oprócz nas wie, że tam jest biblioteka. Ale może stwierdzili, że za dużo osób poznało tę tajemnicę? A tak odczekają, powiedzmy, dwadzieścia lat. Golem nie musi jeść, ba, nie musi nawet oddychać, może siedzieć tam zamurowany i pilnować książek.
– Jeśli biblioteka w ogóle jeszcze tam jest – mruknęła księżniczka. – A może po prostu przebili inne wejście?
– Sądzisz?
– Sprawdzimy?
Katarzyna patrzyła w zadumie na kwartał zabudowy.
– Dwie klatki schodowe. Wejście na obie z podwórza.
– Wszystkie bramy zamknięte na głucho i wyposażone w domofony – zauważyła Monika. – Może od strony ulicy Poselskiej?
– Nie wiemy, czy trafimy na właściwe podwórze. -Agentka rozłożyła wyciągnięty z torebki plan Starego Miasta i kontemplowała go przez chwilę. – A gdyby tak wejść przez kanalizację?
– Mamy się w ściekach pławić, a potem brudne jak świnie wejść do biblioteki? – Wampirzyca spojrzała na nią zgorszona.