Konsultacje przez Internet trwały nieomal całą noc. Wreszcie nad ranem Arminius skończył konferować z kolegami po fachu.
– Mamy go – powiedział.
– Masz informacje, które pozwolą unicestwić jego duszę? – zainteresował się Laszlo.
– Nie unicestwić, tylko odesłać definitywnie na tamten świat – sprostował stary. – Metoda nie jest skomplikowana. Trzeba go dziabnąć w serce sztyletem ozdobionym odpowiednimi zaklęciami.
– Nóż to nie problem. – Młody podał mu szturmowy majcher komandosów specnazu. – Ja mogę go zarżnąć. Tylko te zaklęcia. Wygrawerujemy czy wystarczy markerem na ostrzu napisać?
– Wygrawerujemy. – Arminius wyjął z torby modelarską wiertareczkę i komplet frezów dentystycznych.
Trzy godziny później sztylet był gotów. Laszlo spojrzał na zegarek.
– Siódma rano – powiedział. – Biuro otwierają o dziewiątej. Pewnie jest jeszcze w domu. Dopadniemy go tam, czy…?
– Byle nie koło katedry – ostrzegł przyrodnik. – Tym razem wolałbym, żeby ocalała. Ponowna śmierć Architekta mogłaby jeszcze bardziej jej zaszkodzić.
– Riedel mieszka nad kanałem. – Laszlo rozłożył plan. – A biuro ma po drugiej stronie rzeki. Co sądzisz o tym zaułku? – Wskazał palcem. – Powinien tędy przechodzić.
– Dobra. Tu go dopadniemy.
Rana nogi cały czas ćmiła. Alchemik, choć pogrążył się w głębokim transie, nie zdołał do końca zablokować bólu. Ciało wokół postrzału zaogniło się. Nie czas nad tym dumać, są ważniejsze sprawy. Nie da się wykluczyć, że zagadkowy telepata niebawem znowu spróbuje dobrać się do jego mózgu. Cholera, trzeba coś wymyślić. Przydałby się Arminius i jego wiedza. Hm, problem wygląda na dość skomplikowany. Zacznijmy od podstaw. Czym jest telepatia?
Ktoś coś myśli, a drugi odgaduje. A zatem musi w jakiś sposób przechwytywać to, co błąka się po neuronach innego człowieka. Tylko jak? Kontakt fizyczny nie wchodzi w grę. Fale elektromagnetyczne? Czy mózg może być nadajnikiem? Teoretycznie tak… Ale natężenie, które mogłoby aktywować komórki nerwowe, jest znikome. Daje się odczytać na encefalografie, jednak pozwala tylko określić, które części kory mózgowej są aktywne. Wątpliwe, żeby człowiek posiadał szczątkowy zmysł radiowy na tyle doskonały, by poznać przebieg poszczególnych prądów. Każdy mózg jest niepowtarzalny, każdy posiada inaczej wyspecjalizowane neurony, inaczej poodkładały się w nim białka pamięciowe. Nawet jeśli wróg pozna strukturę przepływu, to może ją podstawić jedynie do tego, co ma w swoim łbie – czyli nic mu to nie da.
Dlatego Alchemik sądził, że telepatia jest niemożliwa. Chyba że… Chyba że istnieje inne oddziaływanie, promieniowanie, może rodzaj fal nieznanych nauce. Najwidoczniej myśli wywołują jakieś energetyczne echo, które przy odpowiedniej wprawie można odczytać. Szkoda, że jest uwięziony, to ciekawy kierunek, warto go dokładnie zbadać! Teraz pytanie, co z tym fantem dalej robić. Czy da się je wytłumić? Klatka Faradaya zatrzymuje fale radiowe. Tylko jak ekranować coś, czego natury się nie zna? Można spróbować na przykład założyć na głowę metalowy garnek… Oczywiście, jeśli się go posiada.
Mistrz Michał ma co wspominać, ale nie ma ochoty, by wróg to odczytał. Ceni sobie prywatność. Pytanie, ilu takich dupków ma na swoich usługach Bractwo. Może tylko jednego? Najlepiej byłoby posłać go jakoś do piachu. Tylko jak? Ciekawe, czy umie odróżnić prawdziwe wspomnienia od tego, co można mu podsunąć? Załóżmy hipotetycznie, że nie potrafi. Wyobrazić sobie skrzynię skarbów i zasugerować, że zakopana jest na polu minowym? Pójdzie tam z wykrywaczem metali oraz łopatą i diabli go wezmą. Alchemik uśmiechnął się pod wąsem. Jest tylko jeden maluśki problem. Nie zna lokalizacji żadnego pola minowego.
A zatem trzeba szybko wymyślić coś innego. Rozwiązanie, które wpadło mu do głowy trzy sekundy później, było tak proste, że aż się zdziwił. Powtórzył sobie w myślach kilka reakcji chemicznych i był gotów.
Minęła może godzina, gdy wrażenie czyjejś obecności podpowiedziało mu, że nadszedł czas działania. Musi to wyglądać naturalnie? No to do dzieła…
W kątach pracowni w kilkunastu klatkach gdakały kury i piały koguty. Alchemik ostrożnie rozpiłował skorupkę cieniutką, jubilerską piłką. Wewnątrz, na żółtku, ciemniejszą plamką odznaczała się tarczka zarodkowa. Stanisława laubzegą oderżnęła czubek strusiego jaja. Alchemik naciął głęboko żółtko wokół zarodka i ostrożnie przeniósł go w nacięcie wykonane w tym drugim. Przyłożył szybko odpiłowaną część, posmarował krawędź żywicą i dobywszy pęczek cienkich drucików, zaczął oplatać jajo, jakby drutował pęknięty garnek.
– Jak myślisz mistrzu, co z tego wyjdzie? – Uczennica popatrzyła na niego zaciekawiona.
– To będzie kura wielkości krowy – powiedział z dumą. – Zaczątek wielkiego stada… Krzyżujemy stwora żyjącego w dalekiej Afryce z naszym ptakiem. Potomstwo przejmie od strusia wielkość, a od kur zdolność życia w naszym klimacie.
– A jeśli weźmie inne cechy? – zaciekawiła się. – Wyrośnie malutkie, złośliwe, z gołymi nogami i niezdolne do przetrwania zimowych mrozów?
– Gdyby wszyscy myśleli tak asekurancko jak ty, w nauce nie byłoby żadnego postępu – zgromił ją. -Wierzę, że ptak, którego wyhodujemy, będzie wielki i wspaniały, a eksperyment ten przyniesie ludziom szczęście i pożytek. Napełni brzuchy głodnym, a zmarzniętym przyda pierza na poduchy.
– Takie bydlę to i zeżre dużo. – Pokręciła głową z powątpiewaniem. – Żebyśmy tylko jakiego potwora z tego nie wyhodowali – zaniepokoiła się nagle.
– Nawet jeśli… – Uśmiechnął się. – Jesteśmy w Krakowie, tu każde dziecko wie, jak zgładzić smoka.
– A jeśli ten smok nie będzie jadał owiec? Mistrz zamyślił się głęboko.
– To mu podsypiemy woreczek zatrutego ziarna. – Wpadł na rozwiązanie bez większego trudu.
Ucisk na mózg był bardzo delikatny. Wróg ciągle tam jest. Nie zorientował się, że cała ta heca z jajkami nigdy nie miała miejsca… Nie odróżnia wspomnień prawdziwych od fałszywych. Zatem można spróbować zrobić go w balona.
Myśli podryfowały. Stanisława z jajkiem w ręce. A teraz stoi koło wagi. Mistrz skoncentrował się. Wydaje jej polecenia, ona odmierza, odważa, tłucze, miesza i uciera. Ściąga z regału kolejne słoje. Na wszelki wypadek na każdym z nich widnieje napis, co mieści się wewnątrz…
Łowca Myśli odłożył wieczne pióro na blat. Wstał z fotela i zdmuchnął świece, przerywając krąg.
– Udało się – powiedział, z ogromnym trudem hamując podniecenie. – Mam zapis całego procesu.
– Jak to? Za pierwszym razem? – Zdumiony Wilk popatrzył na kamrata. – Nieprawdopodobne… Chylę czoła przed twoimi wspaniałymi umiejętnościami.
– Za drugim podejściem – sprostował telepata. – Ale mamy formułę. A teraz wezwij, proszę, naszych pozostałych braci. Pora na zabawę w laboratorium.
– A co z Alchemikiem? Do piachu? – Przywódca Bractwa spojrzał na podłogę i przeładował pistolet.
– To zawsze zdążymy. – Telepata powstrzymał go gestem. – Najpierw trzeba sprawdzić, jakie jeszcze sekrety ukrywa… Tynktura to niewątpliwie jego największe dokonanie, ale znał ją już w siedemnastym wieku. Kto wie, co odkrył przez kolejne stulecia?
– Niepokoi mnie – mruknął Wilk. – Od kiedy zaczęliśmy z nim walczyć, bez przerwy padają trupy. Ten człowiek to demon zniszczenia. Jest w rękach Bractwa od trzech dni i już zabił jednego z nas. A wcześniej, poszli po niego dwa razy. Za pierwszym wyszli żywi. Za drugim nie wrócił nikt…