Выбрать главу

Spłonęła wszystka w dziewczęcy, najdawniejszy swój uśmiech szczęścia i z tym uśmiechem boskiej radości na ustach umarła, szukając w mrokach śmierci jego spojrzenia.

Dodatek

Brulionowe rzuty rozdziału mającego objąć testament Jaśniacha[221]

(A)

Widziałaś sama, widziałaś to dobrze, że należało mi odejść. Odejść — to znaczy — spocząć w ziemi. Oddaliłem się bowiem od świata na taką dalekość, kiedy mi się niepotrzebną stała przyroda, a ciężarem stała się ostatnia miłość i ostatnia łaska ziemi: sztuka.

Nic mi już z błękitu obłoków wiosennych, które płyną nad wiecznymi falami Śródziemnego Morza w dalekie południe, ku palmom Sycylii i dzikim na skałach kaktusom Malty. Martwa jest dla mnie wieszczba morza w dzień pełen wichru — morza, tego dobra, szczęścia i piękna, które ze wszech stron okrąża ludzkie siedlisko, nie dając mu umknąć od obrazu wieczności. Cyprys, który czarnymi gałęźmi obejmuje ruiny Palatynu, wonna macchia, osłaniająca szczerby krzesanic Korsyki, u których stóp w przepaści błądzą i jęczą wiecznie bezdomne piany — rumiane i białe kamelie, prowadzące jak urocze druhny do basenu w naszym ogrodzie — już tylko wykłuwają mi oczy. A w mojej cichej, spłaszczonej ojczyźnie rzeka dzieciństwa już nie płynie i senne widzenie konarów czarnych olch już nie budzi łkania w mym sercu. Obca i niepotrzebna stała mi się grecka tancerka z pentelikońskiego marmuru tu w mascheriach Watykanu, obce i wystygłe stałoś mi się wspomnienie lubieżnej Wenus z Neapolu, i już mi cię nie żal, Diano z Efezu, która stoisz tam samotna, straszna przez swe symbole, opuszczona przez wszystkich czcicieli. Po cóż ty jesteś dla mnie, budowlo Giotta, w różowym pyle wynurzająca się ze zgiełku ulic Florencji? Na nic jesteście duszy mojej.

Przychodzę do was, barbarzyńca Północy, i żegnam was wystygłymi oczyma.

Jest chwila, kiedy Słowacki powie o wierszach Króla Ducha, które są wszystkowiedzącymi obłokami ziemi polskiej, wiecznym jej wiatrem wiosennym, rozgrzanym od pierwszego upału — że są „głupstwem”. Byłaby bez nich ziemia polska płoną bez mieszkańca glebą, a oto o nich szepnęły suche wargi stworzyciela, że są głupstwem.

Jak ten, kto zachwyci się oczyma widokiem pian morza, widokiem zalotów wełny morskiej do skały kaprejskiej, kto ujrzy rozłóg bławego morza i zakocha się w jego sprawach — już nie chce wrócić się myślą do widoku rodzinnego stawu, jak człowiek występujący na cypel skały życia, skoro padł oczyma w morze wieczności, już się nie bawi zabawką ziemską.

Ustaje dlań potrzeba słowa.

To, co bym mówił, nie mogłoby być wysłuchane. To, co jest w piersiach mocne i wieczniejsze niż śmierć, musi tedy leżeć w sobie i targać się ślepo do końca, niby wilk puszczański w kącie miejskiego podwórza przykuty łańcuchem do słupa. Cóż z tego, że słuchacze stoją w mroku pod ciemną chmurą przyszłości? Cóż z tego, że oczy ich goreją od tego samego ognia, który mi piersi pali?

Nie chcę już mówić do świata i nie chce dzisiejszy świat słuchać głosu poety.

Czeka świat na skinienie szpady wodza, który by mu kazał nędzę swą zdusić prawicą Udałego Walgierza, zwlec łachmany i wstać z ziemi jako duch. A skoro wodza nie ma — słucha świat rozkazów pierwszej lepszej kanalii, która męstwa nie zna nawet z nazwy, lecz posiadła wszystek spryt karierowiczów i „przelewa krew bratnią” rękoma najemnych skrytobójców.

————————

Można by żyć dnie, miesiące i lata z okiem utkwionym w sprawę swego ducha, gdyby nie ziarenko szaleju, w mózgu leżące…

Nie tęsknię za ojczyzną, mam ją w mózgu jak małe, maleńkie ziarenko szaleju.

„Nie przywiązywać się do ojczyzny, chociażby najbiedniejszej i najbardziej potrzebującej pomocy”…

Dobrześ to wiedział, o cudzoziemcze!

Jednej wszakże sprawy nie znał cudzoziemiec i dlatego to wyrzekł. Nigdy nie służył w wojskach polskich, w legiach państwa romantyzmu. Nie znał siły przysięgi i przedziwnego honoru, z którym rodziły się i umierały pokolenia.

Teraz gdy ojczyzna zamieni się na duchową prowincję pruską, a romantyczne państwo po czwarty raz zostanie podzielone, wojska polskie zostaną zapewne rozpuszczone na mocy dekretu tak zwanej „siły” i ustanie walka ich o całego człowieka, o wyrwanie ducha, leżącego pod męką ciała.

Dlatego to chciałem potargać mój list przypowiedni…

Bo jak niegdyś z romantycznego państwa szło się na Sybir cielesny, tak teraz idzie się w stokroć gorszy Sybir ducha — na mocy zesłania z nowożytnej pruskiej prowincji ducha. Na tym naszym nowym Sybirze trudno spotkać współwygnańca, a kto nie zmarznie na śmierć, kto z głodu w drodze nie padnie, biega po ziemi samotnej tu i tam, w Shelleyowskich sandałach, uszytych z płomienia.

————————

Oto były paragrafy naszej romantycznej konstytucji, nasze najwyższe, jedynie narodowe Habeas Animam[222], nadane nam z tronów geniuszu, kanclerską mocą pisarskiego urzędu:

1. Ty nie jesteś mi już krajem, miejscem, domem, obyczajem, Państwa zgonem albo zjawem, ale cnotą, ale prawem.

2. O ile polepszycie i rozszerzycie dusze wasze, o tyle polepszycie prawa wasze i rozszerzycie granice.

3. Każdy, kto stąpił na ziemię polską, wolnym jest.

4. [Rękopis nieczytelny].

5. Lud — to człowiek cierpiący, człowiek tęskniący i człowiek wolny na duchu.

6. Każdej rodzinie rola domowa pod opieką gminy.

7. Pielgrzymie — stanowiłeś prawa, miałeś prawo do korony, a oto na obcej ziemi wyjęty jesteś spod opieki prawa, abyś poznał bezprawie, a gdy wrócisz do kraju, abyś wyrzekł: Cudzoziemcy razem ze mną współdziedzicami są.

Kiedy jako duch narodziła się Polska, kiedy samej sobie bez trwogi spojrzała w oczy, te o sobie najwyższe wyrzekła słowa usty tak miłosiernymi i tak nieugiętymi i nieustraszonymi, jakoby usty Sakya Muni[223].

————————

Stratowały twoje złoża kopyta koni najeźdźców i rozgrodziły twój stary płot ręce katowskie w chwili twojego świętego natchnienia.

Koła ich wozów porznęły w nowe drogi twój grunt, tylekroć zajechany.

A teraz krew junacza i krew bratnia, i krew bandycka polały się w twe skiby.

O, Matko, Matko!

Nigdy bezdenniej ukochana nie byłaś nam wygnańcom jak dziś, gdy w darnię tej nowej wiosny porastasz. Wiatr wiosenny wieje w pióra twych traw i suszy kałuże krwi po twoich „polskich” drogach.

Sfruń, wietrze, westchnienie wiosny z tutejszych czystych błękitnych mórz, odleć z białych gałęzi kwitnącego migdała i różowych witek kwitnącego morela, spomiędzy mirtów nadmorskich — ku północy. Niech zakwita w Polsce wiśnia po sadach, a tarnina przy drogach. Rozgarnij, wietrzyku, murawę aż do korzenia i ucałuj miejsca nieznane, na które czoła padały. Zbierz łzy przedśmiertelne i pot krwawy, wynieś na skrzydłach ze ziemi i zawieś na złotych chustach, na białych z amarantowym wstęgach obłoków nad zajechaną wokół dziedziną, nad rozgrodzonymi drogami.

————————

вернуться

Brulionowe rzuty (…) testament Jaśniacha — rzuty są trzy, znaczone tu (A), (B) i (C). Pierwsze dwa wiążą się z sobą dość ściśle, wydawca ich przyjmuje, że fragment (A) jest niewątpliwie pierwopisem, upstrzonym licznymi poprawkami i dopiskami. Drugi zaś fragment (B) jest „niejako czystopisem, znacznie krótszym i niedokończonym. Cechuje go większa prostota stylu, osiągnięta przez uproszczenie baroku opisowego”. Wydaje się wszelako, że równie uprawnione mogłoby być mniemanie wręcz odwrotne. Cytaty włączone we fragment (A), oznaczone: 1–7, pochodzą z Przedświtu Krasińskiego, z Mickiewicza Ksiąg pielgrzymstwa, z Prelekcji paryskich i ze Składu zasad 1848 r. Zachodzące drobne różnice tekstu dowodzą, że Żeromski cytował z pamięci.

вернуться

Habeas Animam (łac.) — dosł. „żebyś miał duszę” a. „powinieneś mieć duszę”; nawiązanie do prawa habeas corpus zapewniającego nietykalność osobistą, niemożność uwięzienia.

вернуться

Sakya Muni — nazwisko historyczne Buddy.