Выбрать главу

— Któż zaręczy z ręką na sercu, że badania tego rodzaju mogą być przeprowadzone ze ścisłością naukową i że są obrazem prawdy? Czy pan może za to ręczyć, że dusze „dzikich” przenikniono[40] do dna?

— Ja sądzę, że badania tego rodzaju mają bezcenną wartość. Ale mniejsza o to… Zwróćmy oczy na przeszłość choćby tych samych ludów, które zaległy ziemię i są teraz wessane przez silwasy, pampasy, lianosy, na Etiopów, Malajów, Czerwonoskórych… Spojrzyjmy w noc historii. Czasami tylko stos kości w polu, czasami tylko ciemne smugi próchnicy w glinie powiedzą badaczowi, że jakiś lud wyginął, potargany przez łby katapult albo czerepy granatów. Zdarzyło mi się jedną noc przemarzyć nad omurowanymi fosami Mantui. Czerwona, zgniła, stojąca woda i bujne platany!… Ludzie rozstrzelani, których Goya pochwycił w szpony swego geniuszu!… Ach, raz — małe rycinki sztycharza z początku XVII wieku, Jakuba Callota, zebrane w szereg pt. Les misères de la guerre, pozdrowiły mię tak straszliwym krzykiem przeszłości, żem go wyraźnie usłyszał…

— O czym pan mówi?

— Mówię ciągle o tej samej sprawie… O przedmieściach wielkich stolic, o ludziach w walcowniach i tkalniach. Zniweczenie i wytępienie jednych na korzyść innych, byleby stało się zadość widzeniu, jak „jedni drugie będą zabijali”… A nad tym wszystkim, co było i jest, hymn: Te Deum laudamus[41]… Tak było zawsze. Nauka o człowieku doprowadza bezstronnego badacza…

— Ten wniosek może być fałszywy! Jak można tak bezczelnie mówić o Bogu! O Bogu! Jak można podnosić na Boga oczy i dotykać Go słowami! Umiera tak samo zabójca jak ofiara, zwycięzca i pokonany, magnat i nędzarz. Któż może twierdzić, że życie nędzarza nie jest częstokroć tysiąc razy lepsze, weselsze, jaśniejsze od życia bogacza? A nie było jeszcze takiego bogacza, który by nie umarł. Cóż mu z miliardów i pałaców, kiedy zjedzą go te same robaki, które zjedzą jego lokaja. A po śmierci… może ów sługa zasiądzie na prawicy Miłosierdzia, a pan wielomilionowy… Bo po śmierci jest sąd, piekło i niebo.

— No, tak. Pewna, bądź co bądź, jest w obecnym stanie pierwsza z tych czterech kategorii. Tę musimy przyjąć do wiadomości…

— Trzeba wiele i żarliwie rozmyślać o śmierci. Wówczas dopiero rozświetla się wszystko. Wielkość życia maleje i nędzne sprawy tutejsze — nie wyłączając wojen punickich, napoleońskich, nie wyłączając władzy miliardów i nędzy ludzi bez dachu — staje się jak proch. Gdyby milioner amerykański był w stanie zajrzeć we wnętrze własnej swej trumny we trzy tygodnie po pompie pogrzebowej — inaczej by żył. Święty Franciszek z Asyżu, największy skarb lądu ziemskiego, wierzył w Boga. Są zakony, które rozmyślaniem o śmierci zajmują się w ciągu wieków, a członkowie ich witają się i żegnają słowami: „pamiętaj, że umrzesz”.

— Natomiast Greczyn niektóry, imieniem Sokrates, wcale nie zajmował się swoją śmiercią. Przeciwnie, jak świadczy jego uczeń i przyjaciel Plato, nazywał ją rzeczą dobrą, a nawet zyskiem. Tak się właśnie o śmierci wyrażał: „κέρδος ἔγωγε λέγω[42]”.

Porównywał śmierć do mocnego snu bez marzeń, wzruszeń, cierpień i radości, do snu niezmąconego, który każdy człowiek za największe szczęście uznaje, a którego sam król perski nie zawsze doświadcza. Wszystek czas pośmiertny przedstawiał, w istocie, przemądrze i nieodparcie widocznie. jako jedną noc głuchosenną. Brzmią mi te słowa w duszy: „οὐδὲν πλείων ὁ πᾶς χρόνος φαίνεται οὕτω δὴ εἶναι ἢ μία νύξ[43]”. A czyż nie „zyskiem” będzie ona wieczna noc dla ludzi przeklętych od losu, zaszczutych przez sfory łotrów, dla ludzi smutnych, zranionych przez straszliwe niedole, dla tych wszystkich, którzy tu spać nie mogą, bo serce ich czuwa, a piersi bez przerwy krzyczą z rozpaczy?

Zdarzyło mi się raz we Lwowie, w brukowym dzienniku, między mnóstwem wiadomości pobieżnych, przeczytać opis włamania się władz do pokoju samobójcy w hotelu, i o znalezieniu na stole karteczki z tymi słowy: „Dość już nareszcie tego życia!”. Jakie też było to życie, jak wesoło musiało upływać! Pani, czemu Bóg „zatwardził serce” tego człowieka? Czemu zagasił przed jego oczyma istniejący świat? Jakże szczęśliwa musiała być nareszcie cisza wieczna i spokój, trwające jako jedna noc twardego snu. Μία νύξ[44]. Mnich powtarzający za innymi rozkaz: „pamiętaj o śmierci” — jest wobec tamtego z hotelu sołdatem leniwego ducha i umysłu. Nieporównany wśród nas człowiek, Matlakowski[45], gdy umierał, kazał do siebie przyprowadzić ukochane dziecko, a napatrzywszy go się, napatrzywszy aż do śmierci, zawinął się w kołdrę, odwrócił do ściany i rzekł: „No, teraz już będę tęgo spał”.

— Zdaje się, że ja o tym samym…

— Nie, nie! Oto do czego dążę. Śmierć jest faktem, którego jeszcze nikt nie uniknął. Tak pani powiedziała. I to jest nowa prawda, choć wydaje się być powszechnie znaną od początku świata. Skoro zaś śmierć jest tak powszechnym zjawiskiem, więc nie rozmyślać o niej należy, jak to czynią ludzie słabi i mnisi niewolniczego ducha, lecz zapomnieć i nigdy o niej nie myśleć. Jest to wróg, który wcześniej lub później przyjdzie i zamorduje każdego z nas. Należy mieć tyle honoru, żeby pogardzić tym wrogiem. Tak czynią mężni żołnierze i wszyscy na świecie bohaterowie. Bo bohaterstwo jest to nade wszystko pogarda śmierci. Człowiek mądry nie uważa śmierci za rzeczywistość godną myślenia. Przedmiotem myślenia filozoficznego może być tylko życie. Życie jest to ogrom niezbadany, nieprzebyty, jak podbiegunowy las dla samotnego wędrowca bez broni. Jest to wciąż jeszcze puszcza, w której niewyrąbana jest ani jedna ścieżka. Śmierć wobec życia, wielkości zupełnie nieznanej, jest wielkością nieskończenie małą, dokładnie i ze wszech stron znaną, śmierć daje pole do marzeń. Jest to godne uwagi, że najbardziej lubią rozwodzić się o śmierci ludzie młodsi, początkujący poeci (choć zdarza się to i starym poetom).

Ci ludzie przypominają mi pewne zdarzenie. Byłem raz w Paryżu na wystawie obrazów, w Salonie Wiosennym. Było tam wiele dzieł niezrównanych, istnych dzieł sztuki. Przed jednym z nich siedziałem w kącie kanapki, zatopiony w marzenia, które obraz wzbudzał. Raptem weszły na salę dwie młode, strojne damy. Szły żywo rozmawiając, sprzeczając się, dowodząc. Przebiegały od jednego obrazu do drugiego. Na ten zwróciły swe szkła o długich rączkach (Judenstocki[46]), na tamten zerknęły przez ramię. Tu coś do siebie bąknęły. Tam najniespodziewaniej zachichotały. Nawet i mój obraz, że się tak wyrażę, obwąchały z bliska, bez cienia uwagi.

Przebiegły szeleszcząc sukniami jedną salę, drugą, trzecią w ten sam sposób. Widziałem je ciągle, gdyż bez przerwy właziły mi w oczy ze swymi piórami na kapeluszach, z szelestem swych jedwabiów. Kiedy przecwałowały już przez wszystkie sale, nie zatrzymawszy się przed żadnym z dzieł sztuki, z których każde bez wyjątku było owocem wielkiej pracy, a niejedno arcytworem, dopadły wreszcie owe damy do małych drzwiczek w ostatniej sali. Drzwiczki te prowadziły na strych, do składu rupieci, połamanych ram, niepotrzebnych stalug, płócien i tym podobnych sprzętów. Damy poczęły dobijać się do tych drzwi, szarpać za klamkę, wreszcie kołatać. Ponieważ drzwi były zamknięte na klucz, udały się co prędzej do portiera z natarczywym badaniem, co tam jest za nimi! Chciały to wiedzieć, nie mogły przecie odejść z wystawy nie dowiedziawszy się, co ukrywają tajemnicze drzwiczki. Rozprawiacze o śmierci robią na mnie wrażenie…

вернуться

przenikniono — dziś popr. forma: przeniknięto.

вернуться

Te Deum laudamus (łac.) — Ciebie Boga wychwalamy.

вернуться

κέρδος ἔγωγε λέγω (gr.) — (sądzę, że) dla mnie jest zyskiem; por. Platon, Apologia Sokratesa, 40e.

вернуться

οὐδὲν πλείων ὁ πᾶς χρόνος φαίνεται οὕτω δὴ εἶναι ἢ μία νύξ (gr.) — (bo) całkowita suma czasu jest zatem niczym jedna noc; por. Platon, Apologia Sokratesa, 40e.

вернуться

μία νύξ (gr.) — (jedna) noc.

вернуться

Matlakowski, Władysław (1850–1895) — znany chirurg, ordynator w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie, redaktor „Gazety Lekarskiej”, autor ok. 120 prac z zakresu medycyny; jeden z pierwszych badaczy sztuki ludowej Podhala (gromadził tamtejszy folklor muzyczny i słowny, utrwalał i analizował typy zdobnictwa itp.), a także tłumacz z angielskiego (m.in. Hamleta Shakespeare'a; wyd. tłumaczenia 1894); zmarł na gruźlicę w wieku 45 lat.

вернуться

Judenstocki — znane również pod fr. nazwą lorgnon, okulary na długim trzonku umocowanym z boku, podnoszone do oczu w razie potrzeby.