Krwotok powstał, kiedy dziecko leżało na lewym boku. Prawy rękaw i ramię śpioszków były poplamione, ale krew wsiąkła po lewej stronie, zmieniając kolor flaneli na ciemnoczerwony i brązowy. Podobnie podkoszulek i sweterek.
– Trzy warstwy – powiedziałam, nie zwracając się do nikogo konkretnego. – I skarpetki.
Bertrand zbliżył się do stołu.
– Ktoś zatroszczył się o to, aby nie było mu zimno.
– Chyba tak – zgodził się.
Kiedy patrzyliśmy na ubranie, podszedł do nas Ryan. W każdej sztuce odzieży widniała poszarpana dziura, otoczona małymi rozdarciami, odpowiadającymi ranom na piersi dziecka. Pierwszy przemówił Ryan:
– Ten mały był ubrany.
– Tak – odparł Bertrand. – Ale ubranie nie przeszkodziło w tym okrutnym rytuale.
Nic nie odpowiedziałam.
– Temperance – powiedział LaManche – weź lupę i chodź tutaj. Coś znalazłem.
Zebraliśmy się wokół patologa, a on wskazał na małe przebarwienie nieco w lewo i poniżej rany. Gdy podałam mu szkło, pochylił się, obejrzał siniak i oddał mi lupę.
Kiedy sama się przyjrzałam, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Ta plamka nie wykazywała typowego dla siniaka żyłkowania. W powiększeniu dostrzegłam wyraźny wzór w ciele dziecka, w środku jakby krzyż, z pętelką na końcu, jak krzyż koptyjski albo maltański. Obramowane to było tworzącą prostokąt łamaną linią. Wręczyłam szkło Ryanowi i pytająco spojrzałam na LaManche'a.
– Temperance, to najwyraźniej jest jakaś rana. Tkanka musi być zachowana. Nie ma dzisiaj doktora Bergerona, więc byłbym wdzięczny, gdybyś mi asystowała.
Marc Bergeron, odontolog w LMS, opracował metodę przenoszenia i utrwalania ran w miękkiej tkance. Najpierw miało to służyć identyfikacji śladów zębów na ciałach ofiar przemocy seksualnej. Potem metoda ta zaczęła być równie skuteczna w procesach usuwania i zachowywania tatuaży i ran na skórze. Widziałam wiele razy, kiedy to robił, asystowałam przy kilku zabiegach.
Z szafki w pierwszym pokoju do autopsji wzięłam sprzęt Bergerona, wróciłam do dwójki i rozłożyłam narzędzia na wózku z nierdzewnej stali. Kiedy założyłam rękawiczki, fotograf już skończył pracę i LaManche był gotowy. Skinął głową dając mi znak, że mogę zaczynać. Ryan i Bertrand obserwowali.
Odmierzyłam pięć łyżeczek różowego proszku z plastikowej butelki i wsypałam go do szklanej fiolki, następnie dodałam dwadzieścia centymetrów sześciennych przejrzystego płynnego monomeru. Wymieszałam i w ciągu minuty mikstura zgęstniała i wyglądem zaczęła przypominać różową glinę. Uformowałam z niej krąg i położyłam go na małej piersi, idealnie obejmując nim siniak. Akryl był ciepły, kiedy lekko go przycisnęłam do skóry dziecka.
Aby przyspieszyć proces twardnienia, na kręgu umieściłam mokrą szmatkę i poczekałam. Nie więcej niż minutę później akryl był już zimny. Brzegi kręgu polałam przezroczystym płynem z tuby.
– Co to jest? – zaciekawił się Ryan.
– Cyjanoakrylat.
– A wygląda jak Super Glue.
– Bo tak jest.
Delikatnie pociągnęłam za krąg, by sprawdzić, czy klej już wysechł. Jeszcze kilka kropli, chwila oczekiwania i krąg już się solidnie trzymał. Naniosłam na niego datę, numer sprawy i kostnicy i określiłam górę, spód, stronę prawą i lewą w odniesieniu do piersi dziecka.
– Gotowe – powiedziałam i odsunęłam się.
Za pomocą skalpela LaManche przeciął skórę wokół akrylowego kręgu, tnąc głęboko, aby wyciąć też podskórną tkankę tłuszczową. Krąg podtrzymywał skórę jak okrągła różowa rama. LaManche włożył to wszystko do słoja z przezroczystym płynem, który przygotowałam.
– A to co? – znowu zapytał Ryan.
– Dziesięcioprocentowy roztwór formaliny. Za dziesięć, dwanaście godzin tkanka się utrwali. Krąg ma zapobiec jakimkolwiek zniekształceniom, a później, kiedy poznamy narzędzie zbrodni, będziemy mogli porównać je z raną i sprawdzić, czy pasują do siebie. I, oczywiście, będziemy mieli zdjęcia.
– Same zdjęcia nie wystarczą?
– To nam umożliwi prześwietlenie.
– Prześwietlenie?
Naprawdę nie miałam ochoty na wygłaszanie wykładu, więc uprościłam to, jak mogłam.
– Tkankę można podświetlić i zobaczyć, co się dzieje pod skórą. Często można zobaczyć drobne rzeczy niedostrzegalne na powierzchni,
– Jak pani myśli, czym to zrobiono? – zapytał Bertrand.
– Nie mam pojęcia – odparłam zamykając słój i wręczając go Lisie.
Kiedy się odwracałam, poczułam przejmujący smutek i, nie mogąc się powstrzymać, uniosłam drobną rączkę. Była miękka i chłodna. Obróciłam krążki na nadgarstku.
M-A-T-H-I-A-S.
Przykro mi, Mathias.
Uniosłam wzrok i dostrzegłam patrzącego na mnie LaManche'a. W jego oczach odbijała się podobna mojej rozpacz. Odsunęłam się, a on zaczął dalsze badania. Wiedziałam, że wytnie i wyśle na górę końcówki wszystkich kości przeciętych przez mordercę, ale nie wiązałam z tym zbyt wiele nadziei. Chociaż nigdy nie szukałam śladów narzędzi zbrodni u tak malej ofiary, to jednak podejrzewałam, że żebra niemowlęcia są zbyt drobne, aby zachowane na nich zostały jakiekolwiek szczegóły.
Ściągnęłam rękawiczki i obróciłam się do Ryana w chwili, kiedy Lisa w piersi dziecka wykonała nacięcie w kształcie litery Y.
– Czy są tutaj zdjęcia z miejsca zbrodni?
– Jedynie kopie zapasowe.
Podał mi dużą brązową kopertę z kompletem polaroidów. Podeszłam z nimi do biurka koronera.
Na pierwszym był największy z budynków gospodarczych w St-Jovite. Stylem przypominał główny dom. Następne zdjęcie zrobiono wewnątrz, ze szczytu schodów w dół. Przejście było wąskie i ciemne, z obu stron ograniczone ścianami, z drewnianymi poręczami przytwierdzonymi do ścian, na każdym ze stopni pod ścianami leżały stosy śmieci.
Było też kilka zdjęć piwnicy, różne ujęcia. Pomieszczenie było słabo oświetlone, jedyne światło padało przez małe kwadratowe okna pod sufitem. Linoleum na podłodze. Ściany z sosnowych desek pełnych sęków. Balie. Bojler. Jeszcze więcej śmieci.
Kilka zbliżeń bojlera i miejsca między nim a ścianą. Nisza pełna była czegoś, co wyglądało jak stare dywany i plastikowe torby. Na następnym zdjęciu leżały na linoleum, najpierw zamknięte, potem otwarte, by widać było, co kryją w środku.
Dorosłe ofiary zawinięte były w duże płachty przezroczystej folii, zawinięte w dywany i umieszczone za bojlerem. Na ciałach widać było opuchliznę w okolicach brzucha i uszkodzenia skóry, ale poza tym zwłoki były nieźle zachowane.
Ryan stanął obok mnie.
– Bojler musiał być wyłączony – stwierdziłam, podając mu zdjęcie. – Gdyby działał, ciepło spowodowałoby rozkład.
– Oni chyba nie korzystali z tego budynku.
– Co to było?
Wzruszył tylko ramionami.
Wróciłam do zdjęć.
Mężczyzna i kobieta byli ubrani, ale nie mieli butów. Podcięto im gardła i krew przesiąkła ubrania i poplamiła plastikowe całuny. Jedna ręka mężczyzny leżała odrzucona i widać było głębokie nacięcia na dłoni. Rany zadane przy próbie samoobrony. Próbował się uratować. Albo swoją rodzinę.
Boże. Na chwilę zamknęłam oczy.
Z dziećmi poszło łatwiej. Zawinięto je w plastik, umieszczono w workach na śmieci i umieszczono nad dorosłymi.
Popatrzyłam na gładkie rączki, knykcie z dołeczkami. Bertrand miał rację. Te dzieci się nie broniły. Znowu żal i gniew.
– Chcę dostać tego sukinsyna. – Spojrzałam Ryanowi w oczy.
– Tak.
– Chcę, żebyście go znaleźli. Ja nie żartuję. Chcę go dostać. Zanim znajdziecie kolejne niemowlę. Jak możemy pomagać innym, jeżeli nie jesteśmy w stanie zapobiec takim rzeczom?