Выбрать главу

Mnóstwo czasu spędzili na przyglądaniu się, czekaniu, obserwowaniu.

Dokładnie znała drogę, jaką pokonywał opancerzony ambulans. Wiedziała, jaki jest tryb postępowania przy odbiorze pieniędzy i przekazywaniu gotówki do banku. Działo się to zwykle pod koniec pracy, co drugą środę. Kiedy w banku było już pustawo. Przed oczami stanęło jej dwóch strażników. Pamiętała, że nie chciało im się nawet odpinać kabur pistoletów. A w ostatnim tygodniu jeden z nich odłożył swoją broń na bok, kiedy wyciągał worki z pieniędzmi z samochodu. Był gruby i widziała, że sapał, gdy je dźwigał. Obaj wyglądali na znudzonych. I całkowicie spokojnych. Zupełnie nie brali pod uwagę tego, co miała zamiar im zrobić.

Zresztą, czemu mieliby być czujni? W końcu to małe ciche miasteczko otoczone plantacjami winorośli. Nie czuje się tu zgiełku San Francisco, odległego zaledwie o dwie godziny drogi i całe stulecie. O tym, co się dzieje na ulicach dużych miast, wiadomo tu z paru obrazków w wieczornych wiadomościach. Nic, czym warto się przejmować.

Nic – tak było, zanim tu przybyłam.

Plan ma dwa polityczne walory. Po pierwsze, pieniądze, po które sięgali, pochodziły głównie z małej filii zakładów Dow Chemical. Cóż z tego, że tu akurat produkowano nawozy sztuczne dla rolnictwa i że fabryczka nie miała nic wspólnego z innymi dużymi filiami koncernu, produkującymi napalm i chemikalia służące do celów wojskowych. A po drugie, sam napad zdarzy się w małej konserwatywnej społeczności. Grono znużonych, podstarzałych republikańskich zwolenników Eisenhowera dojrzało do zerwania. Policjantami są tu wiejscy chłopcy, których ojcowie musieli oddać swoje farmy bankom za długi. Pokażemy im, że rewolucja może zrodzić się wszędzie.

To było to, co ceniła najbardziej – metoda wstrząsowa.

Ponownie przyjrzała się sobie i uśmiechnęła na myśl o tym, co się miało stać. Uniosła pistolet i wymierzyła w swoje odbicie w lustrze, trwając tak przez kilka sekund. Ciężar broni wyzwolił w niej elektryczny dreszcz i poczuła narastające podniecenie. Trzymając wciąż pistolet przed sobą uniosła swobodną rękę i objęła dłonią pierś.

– Wszyscy wojownicy czynią tak przed walką – pomyślała.

Nie drgnęła nawet, kiedy drzwi za nią się otworzyły. To była Emily Lewis. Olivia nadal trzymała dłoń na piersi patrząc na siebie w lustrze.

– Tanya – odezwała się Emily. – Czy możemy chwilę porozmawiać?

– Chyba już czas na koniec z rozmowami?

– Tak, to prawda. Ale zastanawiam się nad jednym z aspektów naszego planu.

Olivia odwróciła się i otoczyła kobietę ramieniem. Przez moment masowała jej kark, po czym pogłaskała kręcone czarne włosy. Podprowadziła ją do skraju łóżka.

– Słucham.

– Chodzi o sposób ucieczki. Rozumiem, że będą dwie furgonetki i nastąpi zamiana. Ale trochę się boję, że uciekając będziemy musieli przejechać tuż obok banku. Nie wiem, czy zdołamy zachować zimną krew.

– Na tym właśnie polega piękno ucieczki. Ruszymy w jedną stronę, i nagle, zanim te Świnie, które ruszą za nami w pogoń, zorientują się, zmienimy kierunek i przejedziemy tuż obok nich. Masz rację, to wymaga silnych nerwów. Ale my mamy dość siły. Wszystko będzie wspaniale. Zobaczysz.

– Sądzisz, że ona poradzi sobie za kierownicą? A jeśli nas zatrzymają?

– Dlatego właśnie pozwoliłam Duncanowi przyprowadzić ją do brygady. Przede wszystkim, ona zrobi wszystko, co każe jej kochaś. Bez zastrzeżeń. Po drugie, musisz pamiętać, że ona nigdy nie zarobiła nawet jednego pieprzonego mandatu. Świnie nie będą miały śladu w swojej ewidencji. Poza tym, przyjrzyj się jej. Wygląda jak przeciętna skołowana studentka uniwersytetu. Mogłaby najwyżej sprawić trochę kłopotu kilku wystraszonym policjantom, szukającym bandy profesjonalnych rewolucjonistów. I nawet jeśli nas zatrzymają i skontrolują jej nazwisko oraz prawo jazdy, niczego nie znajdą w swoich komputerach. I będą musieli ją puścić. A my, z tyłu, będziemy konać ze śmiechu. Emily wyciągnęła się na łóżku. Uśmiechnęła się.

– W twoich ustach brzmi to tak prosto.

– Bo to jest proste. Kwanzi i Sundiata robili to nieraz. Oni mają zimną krew. I naprawdę znają się na tym.

– Ale kiedyś dali się złapać.

– Bo nie mieli prawdziwej motywacji.

– A teraz mają?

– Teraz mają – odparła Olivia. Przez moment uderzyło ją to, z jaką łatwością skłamała. Kłamała więc dalej: – Kiedyś byli kryminalistami. A teraz są rewolucjonistami. Wiedzą, jak wykorzystać swoją wiedzę dla dobra walki.

Ciemnowłosa kobieta przymknęła oczy.

– Cóż – odezwała się. – Chyba lepiej by było, gdybyśmy na pierwszą akcję wybrali coś łatwiejszego, ale wierzę ci.

– To dobrze. I pomyśl o pieniądzach. Nowa broń. Lepsze kwatery. Nowi członkowie. Brygada Feniksa stanie się rzeczywistością. Staniemy się prawdziwie rewolucyjną organizacją. Zostaniemy zauważeni. Z całą pewnością.

Emily roześmiała się.

– Boże, ale te Świnie się wkurzą.

Olivia ułożyła się obok niej, jej palce powędrowały po szyi kobiety.

– Musisz mi zaufać – powiedziała. – Musisz robić to, co ci mówię. Razem stanowimy armię.

– Będę. Wszyscy będziemy.

Palce Olivii, przesuwając się w dół, rozpinały guziki dżinsowej bluzy kobiety, badały kształt jej piersi. Emily przymknęła oczy.

– Bill jest zazdrosny, kiedy to robimy – powiedziała. Przebiegł ją dreszcz, gdy Olivia dotknęła jej brzucha. Wyciągnęła rękę i przeczesywała palcami jasne włosy Olivii. – Musi się przyzwyczaić do tego, że i ciebie kocham.

– I ja ciebie kocham – odparła Olivia odsuwając zamek jej dżinsów. – Zawsze kochałam i będę kochać. – Nie powiedziała jednak: "Jesteś jedyną, która się dla mnie liczy. Jedyną, na której mi zależy". – Kiedy się to wszystko skończy, odejdziemy stąd i zaczniemy od nowa, pozbędziemy się tych pogmatwanych politycznych pasożytów, które się nas uczepiły. Razem poświęcimy się nowemu światu. To my jesteśmy prawdziwą Brygadą Feniksa. My obie. Razem.

Emily zachichotała.

– Wszyscy są tak podnieceni. Chyba każdy to robi dzisiejszego ranka. Roześmiały się jednocześnie. Potem szybko się rozebrały. Olivia zaczęła się na nią nasuwać, kiedy zauważyła, że drzwi do sypialni lekko uchyliły się. Usłyszała czyjś oddech.

– Wejść – zakomenderowała. Odczekała, póki nie zobaczyła brodatej twarzy męża swojej kochanki. – Możesz sobie popatrzeć – odezwała się do Billa Lewisa obcesowo. – Tylko nie odzywaj się i nie ruszaj. Po prostu patrz. – Brzmiało to jak polecenie, wydane tonem nie podlegającym dyskusji. Głową wskazała mu kąt pokoju. Mężczyzna poczerwieniał, blizna na szyi zapłonęła jak latarnia morska. Zawahał się, po czym skinął głową. Cicho, bez słowa podszedł do wyznaczonego miejsca. Olivia uśmiechnęła się do siebie w przypływie poczucia władzy i wślizgnęła na swoją partnerkę.

Tuż przed południem brygada zebrała się w salonie.

– Świetnie – powiedziała Olivia. – Przećwiczmy nasz plan jeszcze raz. Ważne jest, żeby nie było żadnych wątpliwości co do roli poszczególnych osób. Szybkim ruchem wskazała Emilię. – Co należy do ciebie?

– Wchodzę pierwsza do banku, staję przy kontuarze i wypełniam formularz. Biorę na cel strażnika, kiedy bracia ruszają na opancerzoną furgonetkę.

Olivia obróciła się raptownie i wskazała na czarnoskórych. Odpowiedział Kwanzi:

– To my zaczynamy całą zabawę. Zdejmujemy konwojenta, gdy tylko wejdzie w drzwi. Sundiata od środka, ja z zewnątrz.

– Che?

– Ja zajmuję się kasjerami, upewniam się, że nie włączyli alarmu. Skinęła głową i błyskawicznie zwróciła się do Duncana.

– Ty?

– Siedzę za kierownicą pierwszej furgonetki. Parkuję na rogu River i Sunset, tak by widzieć wejście do banku. Kiedy Kwanzi i Sundiata przystąpią do akcji, podjeżdżam do nich i otwieram tylne drzwi samochodu.

– Co dalej?

– Czekam spokojnie.

– Słusznie. Megan?

Megan wzięła głęboki oddech i próbując powstrzymać drżenie odpowiedziała: