Выбрать главу

Wyglądała olśniewająco: czysta cera, jedwabiste włosy. Zobaczyłam własne odbicie w lustrze. Naprawdę powinnam była zmyć makijaż przed pójściem spać. Włosy z jednej strony przylepiły mi się do czaszki, a z drugiej stanęły dęba. Zupełnie, jakby włosy na mojej głowie miały własne życie: w dzień zachowywały się rozsądnie, a kiedy usnę, zaczynały biegać i skakać jak dzieci, wołając: „To co teraz zrobimy?”

– Wiesz – powiedziała mama, spryskując sobie dekolt Givenchy II – przez te wszystkie lata twój ojciec robił wielkie halo z obliczania opłat i podatków, jakby go to zwalniało od zmywania naczyń. Był już najwyższy czas, żeby wypełnić zeznanie podatkowe, więc pomyślałam, do diabła, zrobię to sama. Naturalnie nie mogłam się w tym połapać, więc zadzwoniłam do urzędu skarbowego. Z początku facet potraktował mnie protekcjonalnie. „Doprawdy, pani Jones – powiedział – nie rozumiem, co w tym trudnego”. Więc spytałam: „A czy pan umie upiec drożdżówkę?” To mu trafiło do przekonania. Wytłumaczył mi po kolei, co mam robić, i wypełniliśmy draństwo w ciągu kwadransa. Zabiera mnie dziś na lunch. Poborca podatkowy! Wyobrażasz sobie?!

– Co? – wyjąkałam, chwytając się futryny. – A Julio?

– To, że „przyjaźnię się” z Juliem, nie znaczy, że nie mogę mieć innych „przyjaciół” – odparła słodko, wkładając cytrynową garsonkę. – Podoba ci się? Właśnie ją kupiłam. Świetny kolor, prawda? Muszę już lecieć. Umówiłam się z nim w kafeterii Debenhama o pierwszej piętnaście.

Po jej wyjściu zjadłam trochę muesli, łyżką prosto z torebki, i wypiłam resztkę jakiegoś wina. Wiem, na czym polega sekret mamy: odkryła władzę. Ma władzę nad tatą: chce, żeby do niego wróciła. Ma władzę nad Juliem i nad poborcą podatkowym i wszyscy wyczuwają tę jej władzę i chcą, żeby na nich spłynęła, co czyni ją jeszcze bardziej pociągającą. Muszę więc tylko znaleźć kogoś lub coś, nad kim/czym będę miała władzę i… Boże, nie mam władzy nawet nad własnymi włosami. Jestem strasznie przygnębiona. Daniel był cały tydzień jak najbardziej rozmowny i miły, a nawet uwodzicielski, ale słowem nie wspomniało tym, co się dzieje między nami, jakby przespanie się z koleżanką z wydawnictwa było czymś zupełnie normalnym. Praca – dawniej po prostu irytująca i uciążliwa – stała się nieznośną torturą. Cierpię męki, ilekroć Daniel idzie na lunch albo wkłada płaszcz, żeby wyjść pod koniec dnia: dokąd? z kim? Perpetua zwaliła całą swoją robotę na mnie i godzinami wisi na telefonie, rozmawiając z Arabellą albo Piggy o tym mieszkaniu w Fulham, które zamierzają kupić z Hugonem za pół miliona funtów. „Tak. Nie. Tak. Całkowicie się zgadzam. Ale pytanie brzmi: czy ktoś chce zapłacie trzydzieści patyków więcej za czwartą sypialnię?”

04.15 w piątek

Sharon zadzwoniła do mnie do pracy.

– Spotkasz się jutro ze mną i z Jude?

– Eee… – Urwałam, myśląc spanikowana: chyba Daniel umówi się ze mną na weekend, zanim wyjdzie?

– Zadzwoń do mnie, jeśli się z tobą nie umówi – powiedziała kwaśno Sharon po dłuższej przerwie.

O 5.45 zobaczyłam Daniela w płaszczu, idącego do drzwi. Mój udręczony wyraz twarzy musiał go zawstydzić, bo uśmiechnął się chytrze, ruchem głowy wskazał komputer i zwiał. Rzeczywiście, migała „Nowa wiadomość”. Kliknęłam „Czytaj”. Wiadomość brzmiała:

Do Jones

Miłego weekendu. Ćwir, ćwir. Cleave

Bardzo nieszczęśliwa podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer Sharon.

– O której się spotykamy? – wybąkałam z zakłopotaniem.

– O wpół do dziewiątej. W Cafe Rouge. Nie martw się, kochamy cię. Powiedz mu ode mnie, żeby spadał na bambus. Emocjonalny popapraniec.

2 w nocy.

Fantstyczny wiecz z Shazzei Jude. Mam krwa gdieś teg dupka Daniela. Ale troch mi niedbrze. Oj

5 marca, niedziela 8 rano.

Oj, chciałabym umrzeć. Do końca życia nie wypiję kropli alkoholu.

8.30.

Oooch. Zjadłabym trochę frytek.

11.30.

Bardzo chce mi się pić, ale muszę leżeć płasko, z zamkniętymi oczami, żeby nie uruchomić perkusji w mózgu.

Południe.

Cholernie dobrze się bawiłam, ale mam mętlik w głowie z nadmiaru rad co do Daniela. Najpierw, jako poważniejsze, musiałyśmy omówić problemy Jude z Podłym Richardem – oni są ze sobą półtora roku, a my tylko raz się bzyknęliśmy. Czekałam więc pokornie na swoją kolej, żeby przedstawić najnowsze doniesienia na temat Daniela. Jednogłośny werdykt wstępny brzmiał: „Drańskie popapranie”. Potem jednak Jude wprowadziła ciekawe pojęcie męskiego czasu, zaczerpnięte z filmu Clueless. Otóż te pięć dni („siedem”, sprostowałam), podczas których nowy związek pozostaje w zawieszeniu po seksie, samcom homo sapiens nie dłuży się boleśnie jak pięć/siedem lat, tylko jest normalnym okresem wycofania, w którym zbierają emocje przed zrobieniem następnego kroku. Daniel, argumentowała Jude, musiał się niepokoić o sytuację w pracy itd., itd., mam więc dać mu szansę, tzn. być miła i kokieteryjna, żeby zrozumiał, że mu ufam i nie stanę się zaborcza ani nie wpadnę w histerię. Na to Sharon prychnęła w tarty parmezan i powiedziała, że trzymanie kobiety w niepewności przez dwa weekendy po seksie jest nieludzkim okrucieństwem oraz oburzającym nadużyciem zaufania i powinnam mu wygarnąć, co o nim myślę. Hmmm. Nie wiem. Chyba utnę sobie następną małą drzemkę.

2 po południu.

Wróciłam zwycięsko z heroicznej wyprawy na dół po gazetę i szklankę wody. Czułam, jak woda płynie niczym krystaliczny strumień do tej części głowy, której była najbardziej potrzebna. Chociaż, jeśli się nad tym zastanowić, nie jestem pewna, czy woda może się dostać do głowy. Chyba, że razem z krwią. Może, skoro przyczyną kaca jest odwodnienie, wciągają ją do mózgu naczynia włosowate.

2.75.

Artykuł o dwulatkach poddawanych testom kwalifikacyjnym przed przyjęciem do żłobka sprawił, że wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Mam być na podwieczorku u Magdy z okazji urodzin mojego chrześniaka Harry'ego.

6 wieczorem.

Jechałam przez szary, deszczowy Londyn na złamanie karku, z przystankiem u Waterstone'a po prezent, mając wrażenie, że umieram. Robiło mi się słabo na myśl o tym, że jestem spóźniona i skacowana, i że za chwilę znajdę się w towarzystwie pracujących dziewczyn przekwalifikowanych na rywalizujące ze sobą matki. Magda, dawniej makler towarowy, zaniża wiek Harry'ego, żeby dzieciak wydawał się bardziej rozwinięty. Już w ciąży próbowała prześcignąć inne kobiety, łykając osiem razy więcej kwasu foliowego i minerałów. Poród był świetny. Mówiła wszystkim od miesięcy, że chce urodzić „naturalnie”, a po dziesięciu minutach w szpitalu poddała się i zaczęła wrzeszczeć: „Daj mi znieczulenie, ty tłusta krowo”. Podwieczorek był koszmarem: ja plus tabun zapatrzonych w swoje pociechy matek, z których jedna przyniosła czterotygodniowe niemowlę.

– Och, czyż nie jest słodki? – zagruchała Sarah de Lisle, po czym warknęła: – Ile miał punktów APGAR?

Nie wiem, dlaczego robią takie halo z testów dla dwulatków. Dwa lata temu Magda narobiła sobie wstydu, chwaląc się na jakimś przyjęciu, że Harry dostał jedenaście punktów, na co obecna wśród gości pielęgniarka zwróciła jej uwagę, że APGAR ma skalę dziesięciopunktową. Niezrażona, Magda zaczęła się ostatnio chwalić w kręgach opiekunek do dzieci, że jej syn jest mistrzem kontrolowanej defekacji, co uruchomiło lawinę kontrprzechwałek. W związku z tym maluchy – ewidentnie będące w wieku, kiedy należy je owijać pieluchami od stóp do głów, pełzały po pokoju w seksownych majteczkach z Baby Gapu. Nie minęło dziesięć minut, odkąd przyszłam, a na dywanie leżały trzy balaski. Wywiązał się na pozór żartobliwy, ale w gruncie rzeczy zajadły spór o to, kto je zrobił, po czym nastąpiło nerwowe ściąganie pieluchomajtek, co natychmiast dało impuls do nowego konkursu – porównywania rozmiarów genitaliów chłopców i, w konsekwencji, mężów.