Выбрать главу

– Boże święty, kochanie! – wykrzyknęła zdyszana, prując do kuchni. – Miałaś ciężki tydzień czy co? Wyglądasz okropnie, jak stuletnia staruszka. Wiesz co, kochanie?

Odwróciła się do mnie z czajnikiem w ręku, spuściła skromnie oczy, a potem je podniosła, cała rozpromieniona.

– Co? – mruknęłam niechętnie.

– Dostałam pracę prezenterki w telewizji. Idę na zakupy.

19 marca, niedziela

56 kg Jedn. alkoholu 3, papierosy 10, kalorie 2465 (ale głównie czekolada). Hura! Zupełnie nowe, pozytywne spojrzenie na urodziny. Jude opowiedziała mi o książce, którą właśnie czyta, opisującej święta i obrzędy przejścia w kulturach prymitywnych, i spłynął i na mnie błogi spokój. Uświadomiłam sobie, jakie to płytkie i niewłaściwe uważać, że mieszkanie jest za małe, aby podjąć dziewiętnaście osób, i być wściekłą, że wrobiłam się w gotowanie, kiedy wolałabym się… wystroić i iść do eleganckiej knajpy z bogiem seksu ze złotą kartą kredytową. Powinnam myśleć o moich przyjaciołach jako o licznej, kochającej się, afrykańskiej, albo może tureckiej, rodzinie. Nasza kultura przywiązuje zbyt dużą wagę do wyglądu, wieku i pozycji społecznej, kiedy najważniejsza jest miłość. Te dziewiętnaście osób to moi przyjaciele; chcą do mnie przyjść, żeby uczcić moje święto w atmosferze serdeczności i przy prostym domowym posiłku – a nie po to, żeby mnie oceniać. Ugotuję dla nich zapiekankę pasterską – brytyjska kuchnia domowa. Będzie to cudowne, ciepłe, etniczne przyjęcie rodzinne w stylu trzeciego świata.

20 marca, poniedziałek

57 kg Jedn. alkoholu 4 (wprowadzam się w nastrój), papierosy 27 (ale jutro rzucam), kalorie 2455. Postanowiłam wzbogacić menu o elegancki akcent i podać do zapiekanki pasterskiej belgijską sałatkę z endywii, ruloniki z boczku z rokforem i smażone kiełbaski chorizo (nigdy nie robiłam żadnego z tych dań, ale na pewno są łatwe), a na deser suflety z Grand Marnier. Bardzo się cieszę na to przyjęcie. Na pewno zyskam sławę wspaniałej kucharki i gospodyni.

21 marca, wtorek: urodziny

57 kg, jedn. alkoholu 9, papierosy 42, kalorie 4295. Kiedy mam szaleć, jeśli nie w urodziny?

6.30 wieczorem.

Muszę zrobić sobie przerwę. Właśnie wdepnęłam w rondel z puree ziemniaczanym nowymi czarnymi zamszowymi szpilkami z Pied a terre (teraz Pied-a-pomme-de-ter-re), zapomniawszy, że na podłodze i wszystkich kuchennych blatach stoją garnki z mielonym mięsem i puree. Jest 6.30, a muszę jeszcze wyjść do sklepu po ingrediencje do suflerów i inne brakujące rzeczy. O Boże, na umywalce leży tubka żelu antykoncepcyjnego. Muszę też schować tandetne kuchenne pojemniki z wiewiórkami i kartę urodzinową od Jamiego przedstawiającą małe owieczki, z których jedna mówi: „Sto lat, zgadnij, która to ty?”, a w środku jest napis: „Ty jesteś już za górką”. Grr! Plan:

6.30. Iść do sklepu.

6.45. Wrócić z zapomnianymi zakupami.

6.45-7.00. Złożyć zapiekankę pasterską do kupy i wstawić do piekarnika (Boże, mam nadzieję, że się zmieści).

7.00-7.05. Przygotować suflety z Grand Mamier. (Chyba najpierw spróbuję tego Grand Mamier. W końcu są moje urodziny.)

7.05-7.10. Mmm. Grand Marnier wyborny. Sprawdzić, czy na talerzach i sztućcach nie ma śladów niechlujnego zmywania i ułożyć je w elegancki wachlarzyk. Aha, muszę też kupić serwetki.

7.00-7.20. Posprzątać i przesunąć meble pod ściany.

7.20-7.30. Zrobić sałatkę i ruloniki z boczku.

W ten sposób zostaje mi pół godziny, żeby się wyszykować, więc nie muszę wpadać w panikę. Mogę sobie zapalić. Aaaaa. Jest za kwadrans siódma. Jak to się stało? Aaaaa.

7.15.

Właśnie wróciłam ze sklepu i odkryłam, że zapomniałam kupić masło.

7.35.

Cholera. Zapiekanka nadal siedzi w rondlach na kuchennej podłodze, a ja jeszcze nie umyłam głowy.

7.40.

O Boże, szukając mleka, odkryłam, że zostawiłam torbę z zakupami w sklepie. Były w niej też jajka. To oznacza, że… O Boże, i oliwa z oliwek… więc nie mogę zrobić belgijskiej endywii.

7.40.

Hmm. Najlepiej będzie wejść do wanny z kieliszkiem szampana, a potem się ubrać. Dobrze się prezentując, będę mogła dokończyć gotowanie po przyjściu gości i może uda mi się wysłać Toma po brakujące składniki.

7.55.

Aaaa! Dzwonek. Jestem w staniku i w majtkach i mam mokre włosy. Zapiekanka nadal na podłodze. Nienawidzę gości. Harowałam dwa dni, a teraz wszyscy tu wparują, domagając się żarcia jak głodne wilki. Mam ochotę otworzyć drzwi i wrzasnąć: „Spieprzajcie w cholerę”.

2 w nocy.

Bardzo wzruszona. Za drzwiami stali Magda, Tom, Shazzer i Jude z butelką szampana. Kazali mi się pospieszyć i kiedy suszyłam włosy i kończyłam się ubierać, posprzątali w kuchni i wyrzucili zapiekankę do śmieci. Okazało się, że Magda zarezerwowała duży stół w 192 i powiedziała wszystkim, żeby poszli tam zamiast do mnie, i że już czekają z prezentami i zamiarem postawienia mi kolacji. Magda wyjaśniła, że mieli dziwne, złowróżbne przeczucie, że nic nie wyjdzie z sufletów z Grand Mamier i rokforowych ruloników. Kocham moich przyjaciół, bardziej niż wielką turecką rodzinę w dziwacznych nakryciach głowy. W świeżo rozpoczętym roku życia reaktywuję postanowienia noworoczne i dodam do nich poniższe:

BĘDĘ Mniejszą neurotyczką i histeryczką.

NIE BĘDĘ Sypiać z Danielem Cleaverem ani zwracać na niego uwagi.

KWIECIEŃ

Równowaga wewnętrzna

2 kwietnia, niedziela

57 kg Jedn. alkoholu O (wspaniale), papierosy O, kalorie 2250. Czytałam w jakimś artykule, że Kathleen Tynan, śp. żona śp. Kennetha [6], odznaczała się równowagą wewnętrzną i pisała listy, siedząc w nieskazitelnym stroju przy małym stoliku na środku salonu i sącząc schłodzone białe wino. Gdyby Kathleen Tynan spóźniała się z recenzją dla Perpetuy, nie leżałaby przerażona i kompletnie ubrana pod kołdrą, paląc papierosa za papierosem, żłopiąc zimną sake z kufla i robiąc sobie makijaż (histeryczna czynność zastępcza). Kathleen Tynan nigdy by nie pozwoliła, żeby Daniel Cleaver z nią sypiał, ilekroć ma na to ochotę, ale nie był jej facetem. Ani nie przesadzałaby z piciem i potem chorowała. Chciałabym być taka jak Kathleen Tynan (tylko, oczywiście, żywa). Dlatego też ostatnio, gdy zaczynam tracić kontrolę nad sytuacją, powtarzam zwrot: „równowaga wewnętrzna” i wyobrażam sobie, że siedzę w białej lnianej sukni przy stoliku ozdobionym kwiatami. Równowaga wewnętrzna. Nie palę od sześciu dni. Odnoszę się do Daniela godnie i wyniośle i nie koresponduję, nie flirtuję ani nie sypiam z nim od trzech tygodni. W zeszłym tygodniu wypiłam tylko trzy jednostki alkoholu, co było niechętnym ustępstwem na rzecz Toma, który narzekał, że spędzanie wieczoru z nową, wolną od nałogów mną przypomina pójście na kolację ze ślimakiem, przegrzebkiem albo innym flakowatym morskim stworzeniem. Moje ciało jest świątynią. Zastanawiam się, czy mogę już iść spać. O nie, dopiero 8.30. Równowaga wewnętrzna. Ooch! Telefon.

9 wieczorem.

Dzwonił mój ojciec, mówiący dziwnym, urywanym głosem, jakby był kosmitą.

– Bridget. Włącz telewizor. Na BBC1.

Zmieniłam kanał i aż mną rzuciło z przerażenia. Była to zapowiedź programu Annę i Nicka i na kanapie między nimi, znieruchomiała w romboidalnej stop-klatce, siedziała moja matka, wytapirowana i wymalowana jak jakaś cholerna Oprah Winfrey.

– Nick – odezwała się uprzejmie Annę.

– Zapowiadamy nasz nowy wiosenny cykl – powiedział Nick. – Ponownie wolna: problem, przed którym staje coraz więcej kobiet. Anne.

вернуться

[6] Kenneth Tynan (1927-1980) – najbardziej wpływowy brytyjski krytyk teatralny drugiej połowy XX w.