11 kwietnia, wtorek
55,5 kg, jedn. alkoholu O, papierosy O, zdrapki 9 (to musi się skończyć). U Magdy i Jeremy'ego wszystko po staremu, więc może naprawdę było to spotkanie służbowe. Może idea prądu jest słuszna, bo nie ma wątpliwości, że relaksując się i poddając wibracjom, podjęłam właściwą decyzję. W przyszłym tygodniu jestem zaproszona na superelegancką premierę Motocykla Kafki. Postanowiłam, że zamiast się bać, chować po kątach i wrócić do domu nawalona i przygnębiona, rozwinę swoje talenty towarzyskie i wyciągnę korzyść z przyjęcia – zgodnie z wytycznymi artykułu, który właśnie przeczytałam. Tina Brown z „New Yorkera” wspaniale sobie radzi na przyjęciach, sunąc z wdziękiem od grupki do grupki i wołając: „Martin Amis! Nelson Mandela! Richard Gere!” tonem, który oznacza: „Mój Boże, w życiu nie byłam tak zachwycona niczyim widokiem! Czy poznaliście już najbardziej fascynującą osobę na przyjęciu, nie licząc was? Rozmawiajcie! Muszę nawiązywać kontakty! Paaa!” Chciałabym być taka jak Tina Brown, tylko, oczywiście, mniej zapracowana. Artykuł zawiera mnóstwo użytecznych wskazówek. Nie wolno z nikim rozmawiać dłużej niż dwie minuty. Kiedy czas mija, mówisz po prostu: „Chyba powinniśmy krążyć. Miło mi było pana/panią poznać” i odchodzisz. Jeśli zabraknie ci słów, gdy spytasz kogoś, co robi, a on odpowie: „Jestem przedsiębiorcą pogrzebowym” albo: „Zajmuję się ściąganiem zaległych alimentów”, możesz spytać: „Lubi pan/pani tę pracę?” Kiedy poznajesz ze sobą dwie osoby, podaj kilka informacji o każdej z nich, żeby miały konwersacyjny punkt zaczepienia, np.: „To jest John, pochodzi z Nowej Zelandii i lubi windsurfing” albo: „Giną skacze ze spadochronem i mieszka na barce”. Co najważniejsze, nie wolno iść na przyjęcie bez ściśle określonego celu: może to być rozszerzenie sieci kontaktów zawodowych, zawarcie bliższej znajomości z konkretną osobą czy też „zamknięcie” ważnej umowy. Teraz rozumiem, na czym polegał mój błąd. Chodziłam na przyjęcia uzbrojona tylko w jeden ceclass="underline" żeby się za bardzo nie upić.
56 kg Jedn. alkoholu O (bdb), papierosy O (bdb), zdrapki 5 (ale wygrałam 2 funty, więc w sumie wydałam tylko 3). Dobrze. Jutro Motocykl Kafki. Zamierzam ułożyć listę celów. Za chwilę. Najpierw obejrzę reklamy i zadzwonię do Jude. No dobrze.
1) Za bardzo się nie upić.
2) Rozszerzyć sieć kontaktów zawodowych.
Hmmm. Wymyślę następne później.
11 wieczorem.
No dobrze.
3) Rozwinąć talenty towarzyskie wg wskazówek z artykułu.
4) Sprawić, żeby Daniel zauważył, że posiadam równowagę wewnętrzną i zapragnął znów się ze mną przespać. Nic. Nic.
)Poderwać boga seksu.
4) Nawiązać interesujące kontakty w środowisku wydawniczym i w miarę możliwości w innych środowiskach celem zmiany pracy. O Boże, nie chcę iść na to okropne przyjęcie. Chcę zostać w domu z butelką wina i obejrzeć Eastenders.
57 kg, jedn. alkoholu 7 (Boże!), papierosy 30, kalorie (wolę nie myśleć), zdrapki 1 (wspaniale). Przyjęcie zaczęto się źle, bo nie widziałam żadnych osób, które mogłabym ze sobą poznać. Znalazłam jakiegoś drinka, a potem wypatrzyłam Perpetuę rozmawiającą z Jamesem z „Telegraphu”. Odważnie do nich podeszłam, gotowa wkroczyć do akcji, ale Perpetua mnie zignorowała. Zamiast powiedzieć: „James, Bridget pochodzi z Northamptonshire i lubi gimnastykę” (zamierzam znów zacząć chodzić na siłownię), po prostu nawijała dalej, grubo ponad przepisowe dwie minuty. Postałam chwilę obok, czując się jak kompletna kretynka, aż nagle dojrzałam Simona z marketingu. Sprytnie udając, że wcale nie chciałam się włączyć do rozmowy Perpetuy, ruszyłam w kierunku Simona, przygotowując się, by zawołać: „Simon Bamett!” w stylu Tiny Brown. Ale gdy znalazłam się parę kroków od niego, spostrzegłam, niestety, że rozmawia z Julianem Bamesem. Podejrzewając, że nie zdołam wykrzyknąć: „Simon Bamett! Julian Bames!” odpowiednio radośnie i głośno, przystanęłam niepewnie, po czym zaczęłam się wycofywać, a wtedy Simon zapytał protekcjonalnym i podszytym irytacją tonem (jakiego, co ciekawe, nigdy nie używa, kiedy próbuje mnie obłapić przy kserokopiarce):
– Chciałaś coś, Bridget?
– A! Tak! – odparłam, zastanawiając się gorączkowo, czego mogłabym chcieć. – Yyy…
– Taaak?
Simon i Julian Bames patrzyli na mnie wyczekująco.
– Wiecie, gdzie są toalety? – wypaliłam.
Cholera! Dlaczego? Dlaczego to powiedziałam? Zobaczyłam, że na wąskie, ale zmysłowe usta Juliana Bamesa wypływa lekki uśmiech.
– Ach, chyba są tam.
– Bomba. Dzięki – wybąkałam i rzuciłam się do wyjścia. Za wahadłowymi drzwiami oparłam się o ścianę, łapiąc oddech i powtarzając w myślach: „równowaga wewnętrzna, równowaga wewnętrzna”. Nie dało się ukryć, jak dotąd nie szło mi najlepiej. Spojrzałam tęsknie na schody. Perspektywa powrotu do domu, włożenia koszuli nocnej i włączenia telewizora wydała mi się nagle nieodparcie pociągająca. Przypomniałam sobie jednak o liście celów, wzięłam głęboki oddech, wymamrotałam: „równowaga wewnętrzna” i wróciłam na salę. Perpetua nadal stała przy drzwiach, rozmawiając ze swoimi upiornymi przyjaciółkami Piggy i Arabellą.
– A, Bridget – powiedziała, podając mi swój kieliszek. – Idziesz po drinka?
Kiedy wróciłam z trzema kieliszkami wina i butelką Perriera, nawijały jak nakręcone.
– Moim zdaniem to skandaliczne. Prowadzi do tego, że tysiące ludzi poznają arcydzieła literatury
– Austen, Eliot, Dickensa, Szekspira i tak dalej – wyłącznie za pośrednictwem telewizji.
– Masz zupełną rację. To absurdalne. Karygodne.
– Absolutnie. Myślą, że to, co widzą, skacząc po kanałach między Noel 's House Party i Randką w ciemno, naprawdę jest Austen czy Eliot.
– Randka w ciemno jest w soboty – wtrąciłam,
– Słucham? – zwróciła się do mnie Perpetua.
– Randka w ciemno jest w soboty o siódmej piętnaście, po Gladiatorach.
– Co z tego? – spytała Perpetua drwiącym tonem, zerkając na Arabellę i Piggy.
– Adaptacje wielkich dzieł literackich nie są pokazywane w sobotnie wieczory.
– Spójrzcie, to Mark – przerwała mi Perpetua.
– Boże, rzeczywiście – pisnęła Arabellą. – Rozwiódł się z żoną, prawda? – Chciałam powiedzieć, że w tym czasie co arcydzieła literatury nie idzie nic tak dobrego jak Randka w ciemno, więc nie sądzę, żeby dużo ludzi skakało po kanałach.
– Och, więc Randka w ciemno jest „dobra”? – prychnęła Perpetua.
– Tak, jest bardzo dobra.
– Chyba zdajesz sobie sprawę, Bridget, że Middlemarch był pierwotnie książką, a nie operą mydlaną?
Nienawidzę Perpetuy, kiedy się tak zachowuje. Głupia stara prukwa.