11.45 wieczorem.
Daniel zadzwonił przed chwilą z Manchesteru.
– Miałaś dobry tydzień? – zapytał.
– Świetny, dziękuję – odparłam pogodnie. Świetny, dziękuję. Uch! Czytałam gdzieś, że najlepszym darem, jaki kobieta może ofiarować mężczyźnie, jest spokój, więc nie mogłam się przyznać, na samym początku naszego bycia razem, że jak tylko zniknął z horyzontu, dostałam histerii z powodu urojonej ciąży. Mniejsza z tym. Jutro wieczorem go zobaczę. Hura! Lalalala.
6 maja, sobota: początek obchodów Dnia Zwycięstwa w Europie
57,5 kg Jedn. alkoholu 6, papierosy 25, kalorie 3800 (czciłam rocznicę końca racjonowania żywności), trafione numery totolotka O (kiepsko). Obudziłam się w zupełnie niemajowym upale i próbuję wykrzesać z siebie entuzjazm w związku z końcem wojny, wolnością w Europie itd., itd. Prawdę mówiąc, czuję się okropnie przygnębiona. „Wyrzucona poza nawias” może być wyrażeniem, którego szukam. Nie mam żadnych dziadków. Tata jest przejęty imprezą w ogrodzie Alconburych, na której, z jakichś tajemniczych powodów, będzie brał udział w konkursie podrzucania naleśników. Mama jedzie do Cheltenham, gdzie się wychowała, na festyn uliczny, prawdopodobnie z Juliem. (Dobrze, że nie ma romansu z jakimś Niemcem.) Nikt z moich przyjaciół niczego nie urządza. Byłoby to w pewnym sensie niewłaściwe jako próba podstępnego zaanektowania czegoś, co nie ma z nami nic wspólnego. Kiedy wojna się skończyła, prawdopodobnie nie byłam nawet komórką jajową. Byłam niczym, podczas gdy oni walczyli i smażyli marmoladę z marchwi czy co tam się wtedy robiło. Nie podoba mi się ta wizja i mam ochotę zadzwonić do mamy, żeby spytać, czy kiedy wojna się skończyła, już miesiączkowała. Czy komórki jajowe giną, czy też są magazynowane, póki nie zostaną zapłodnione? Czy wyczułabym koniec wojny jako zmagazynowana komórka? Gdybym miała dziadka, mogłabym wziąć udział w świętowaniu pod płaszczykiem bycia miłą dla niego. Och, chrzanić to, idę na zakupy.
7 wieczorem.
Daję słowo, od upału moje ciało dwukrotnie zwiększyło objętość. Nigdy więcej nie wejdę do wspólnej przymierzalni. W Warehouse sukienka utknęła mi pod pachami, gdy próbowałam ją zdjąć, i szarpałam się z nią dłuższą chwilę, mając wywrócony na lewą stronę materiał zamiast głowy i pokazując uda oraz falujący brzuch gromadzie rozchichotanych piętnastolatek. A kiedy pociągnęłam głupią kieckę w dół, żeby się z niej wydostać drugą stroną, nie chciała mi przejść przez biodra. Nienawidzę wspólnych przymierzalni. Wszyscy gapią się ukradkiem na cudze ciała i nie patrzą sobie w oczy. Zawsze są tam dziewczyny, które wiedzą, że wyglądają fantastycznie, cokolwiek na siebie włożą, więc tańczą rozpromienione dookoła, trzepią włosami i wyginają się przed lustrem jak modelki, mówiąc: „Czy nie jestem w tym gruba?” do swoich obowiązkowo tęgich przyjaciółek, które wyglądają we wszystkim jak indyjskie bawoły. Cała ta wyprawa była zresztą katastrofą. Wiem, że powinnam kupować wybrane artykuły w Nicole Farhi, Whistles i Josephie, ale tamtejsze ceny tak mnie przerażają, że wracam z podkulonym ogonem do Warehouse'u i Miss Selfridge, grzebię w stertach sukienek po 34,99, które nie chcą mi przejść przez głowę, a potem kupuję parę rzeczy u Marksa i Spencera, bo nie muszę ich przymierzać. Wróciłam do domu z czterema rzeczami, których nigdy nie włożę. Jedna przeleży dwa lata za krzesłem w sypialni w torbie M &S. Trzy pozostałe wymienię na kupony kredytowe Boulesa, Warehouse'u itp., które następnie zgubię. W ten sposób przepuściłam 119 funtów, za które mogłam kupić coś naprawdę ładnego w Nicole Farhi, na przykład bardzo mały T-shirt. Zdaję sobie sprawę, że jest to kara za moją płytką, materialistyczną obsesję na punkcie zakupów, kiedy powinnam nosić całe lato jedną kieckę ze sztucznego jedwabiu i malować sobie kreski na łydkach; jak również za to, że nie świętuję Dnia Zwycięstwa. Może powinnam zadzwonić do Toma i zorganizować uroczą imprezkę na poniedziałkowy Bank Holiday? Czy można urządzić kiczowate, ironiczne przyjęcie z okazji DZ, jak z okazji ślubu w rodzinie królewskiej? Nie, nie można ironizować na temat poległych. Poza tym byłby problem z flagami. Kumple Toma należą do Ligi Antyfaszystowskiej i mogliby pomyśleć, że obecność Union Jacka oznacza, że spodziewamy się skinheadów. Ciekawe, co by było, gdyby wojna wybuchła za życia naszego pokolenia? No dobrze, czas na małego drynia. Niedługo przyjdzie Daniel. Muszę zacząć się szykować.
11.59 wieczorem.
Rany. Chowam się w kuchni z papierosem. Daniel śpi. Albo udaje, że śpi. Przedziwny wieczór. Uświadomiłam sobie, że cały nasz związek opierał się dotąd na założeniu, że któreś z nas powinno się bronić przed seksem. Toteż wspólny wieczór, który z założenia miał się seksem zakończyć, był idiotyczny. Oglądaliśmy w telewizji obchody Dnia Zwycięstwa i Daniel obejmował mnie niezdarnie, jakbyśmy byli parą czternastolatków w kinie. Jego ramię wbijało mi się w kark, ale uznałam, że nie wypada poprosić, aby je zabrał. Zwlekaliśmy z pójściem do łóżka jak długo się dało, po czym staliśmy się okropnie oficjalni i angielscy. Zamiast jak dzikie bestie zdzierać z siebie nawzajem ubrania, daliśmy popis uprzejmości:
– Proszę, idź pierwszy do łazienki.
– Nie, ty pierwsza!
– Nie, nie, nie! Ty pierwszy!
– Nie ma mowy! Ty pierwsza.
– Nie, nie chcę o tym słyszeć. Znajdę ci tylko gościnny ręcznik i miniaturowe mydełka w kształcie muszelek. Potem leżeliśmy obok siebie, w ogóle się nie dotykając, jakbyśmy byli Morecambe'em i Wise'em [7] albo Johnem Noakesem i Valerie Singleton w Błękitnym Piotrusiu [8]. Jeżeli Bóg istnieje, chciałabym pokornie Go poprosić – podkreślając, że jestem Mu głęboko wdzięczna za nagłe i niewytłumaczalne podarowanie mi Daniela na stałe po tak długim okresie popaprania – by sprawił, aby Daniel przestał kłaść się do łóżka w piżamie i okularach, gapić w książkę przez 25 minut, a potem gasić światło i odwracać się do mnie plecami, i znów był nagim, opętanym żądzą zwierzęciem, które znałam i kochałam. Z góry dziękuję, Panie Boże, za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
57,75 kg, papierosy 7, kalorie 1145, zdrapki 5 (wygrałam dwa funty, więc w sumie wydałam tylko trzy, bdb), totolotek 2 funty, trafione numery 1 (lepiej). Jak to możliwe, że po wczorajszej orgii konsumpcyjnej przytyłam tylko ćwierć kilo? Może z jedzeniem i wagą jest tak samo jak z czosnkiem i cuchnącym oddechem? Jeżeli zjesz całą główkę czosnku, nic od ciebie nie czuć, więc może naprawdę wielkie obżarstwo nie powoduje przyrostu wagi. Teoria podnosząca na duchu, aczkolwiek bardzo niebezpieczna. Powinnam ją gruntownie przemyśleć. Tak czy inaczej, był to cudowny wieczór pijackich feministycznych jeremiad z Sharon i Jude. Pochłonęłyśmy niesamowite ilości jedzenia i alkoholu, ponieważ miłe dziewczęta przyniosły nie tylko po butelce wina, lecz także drobne przekąski z M &S. Tak więc oprócz moich dwóch win (musujące, białe) i trzydaniowej kolacji, którą kupiłam w M &S (tzn. ugotowałam, tyrając cały dzień w gorącej kuchni), miałyśmy: 1 tubkę humusu & paczkę minipitt,
12 ruloników z wędzonego łososia i żółtego sera,