60 kg (pełna piwa i pieczonych ziemniaków), jedn. alkoholu 6, papierosy 20, kalorie 2846.
Po powrocie zastałam na sekretarce wiadomość od mamy, z pytaniem, czy chcę dostać na Gwiazdkę elektryczną trzepaczkę do piany, i przypomnieniem, że pierwszy dzień świąt wypada w tym roku w poniedziałek, więc czy przyjadę do domu w piątek czy w sobotę? Na pociechę czekał też na mnie list od Richarda Fincha, redaktora Good Afternoon z ofertą pracy, chyba. Tekst brzmiał: „Okej, kochanie. Biorę cię”.
58 kg. jedn. alkoholu O (bdb), papierosy 3 (db), kalorie 1456 (zdrowe odżywianie przed nową pracą).
10.30 rano. W wydawnictwie.
Zadzwoniłam do asystentki Fincha, Patchouli, i rzeczywiście jest to oferta pracy, z tym, że muszę zacząć za tydzień. Nic nie wiem o telewizji, ale chrzanić to, tutaj tkwię w ślepym zaułku, a pracowanie z Danielem stało się zbyt upokarzające. Lepiej pójdę mu powiedzieć, że się zwalniam.
11.15.
Nie do wiary. Daniel zbladł jak ściana i wybałuszył na mnie oczy.
– Nie możesz tego zrobić – powiedział. – Czy masz pojęcie, jak trudne były dla mnie te ostatnie tygodnie?
Wtedy do pokoju wpadła Perpetua – musiała podsłuchiwać pod drzwiami.
– Daniel – ryknęła. – Ty samolubny, egocentryczny manipulatorze i emocjonalny szantażysto. To ty, na litość boską, rzuciłeś ją. Więc możesz, do cholery, przełknąć to, że się zwalnia.
Chyba zakocham się w Perpetui, chociaż nie w sensie lesbijskim.
WRZESIEŃ
57 kg, jedn. alkoholu O, papierosy 27, kalorie 15, minuty spędzone na mówieniu Danielowi w wyobraźni, co o nim myślę 145 (lepiej).
8 rano.
Pierwszy dzień w nowej pracy. Muszę zacząć tak, jak chcę kontynuować: prezentując się jako osoba zrównoważona i pewna siebie. I niepaląca. Palenie jest oznaką słabości i umniejsza autorytet osobisty.
8.30.
Zadzwoniła mama, bynajmniej nie po to, aby życzyć mi powodzenia w nowej pracy.
– Wiesz co, kochanie? – zaczęła.
– Co?
– Elaine zaprasza cię na ich rubinowe wesele! – wykrzyknęła i zamilkła wyczekująco.
Miałam pustkę w głowie. Elaine? Brian-i-Elaine? Colin-i-Elaine? Elaine, żona Gordona, byłego dyrektora fabryki materiałów budowlanych w Kettering?
– Uznała, że powinna zaprosić kilkoro młodych, żeby dotrzymali towarzystwa Markowi.
Aha. Malcolm i Elaine. Rodzice idealnego Marka Darcy'ego.
– Podobno powiedział Elaine, że jesteś bardzo atrakcyjna.
– Uch! Nie kłam – mruknęłam, skrycie zadowolona.
– Jestem pewna, kochanie, że to właśnie miał na myśli.
– A co powiedział? – syknęłam, pełna złych przeczuć.
– Ze jesteś bardzo…
– Mamo!
– Ściśle biorąc, kochanie, użył słowa: „dziwaczna”. Ale to urocze, prawda? „Dziwaczna”. Zresztą będziesz go mogła sama oto spytać na rubinowym weselu.
– Nie zamierzam jechać aż do Huntingdon na rubinowe wesele ludzi, z którymi, odkąd skończyłam trzy lata, rozmawiałam raz przez osiem sekund, żeby polować na bogatego rozwodnika, który uważa, że jestem dziwaczna.
– Nie bądź niemądra, kochanie.
– Muszę kończyć – powiedziałam, rzeczywiście niemądrze, bo wtedy mama zaczęła nawijać, jakbym siedziała w celi śmierci i rozmawiała z nią ostatni raz przed egzekucją.
– …zarabiał tysiące funtów na godzinę. Miał zegar na biurku, tik-tak-tik-tak. Mówiłam ci, że widziałam na poczcie Mavis Enderby?
– Mamo. Zaczynam dziś nową pracę. Jestem bardzo zdenerwowana. Nie chcę rozmawiać o Mavis Enderby.
– Boże święty, kochanie! W co zamierzasz się ubrać?
– W czarną mini i T-shirt.
– Będziesz wyglądać jak niechlujna wdowa. Włóż coś eleganckiego i jasnego. Na przykład tę uroczą wiśniową garsonkę. Och, a propos, mówiłam ci, że Una popłynęła w rejs po Nilu?
Grrr! Kiedy mama wreszcie odłożyła słuchawkę, czułam się tak źle, że wypaliłam pięć Silk Cutów pod rząd. Nie najlepszy początek dnia.
9 wieczorem.
W łóżku, kompletnie wyczerpana. Zapomniałam już, jaką okropnością jest zaczynanie nowej pracy, kiedy nikt cię nie zna i ludzie wyrabiają sobie opinię na twój temat na podstawie przypadkowych uwag, i nie możesz nawet poprawić makijażu, nie pytając, gdzie jest toaleta. Spóźniłam się, ale nie z własnej winy. Nie mogłam się dostać do gmachu telewizji, bo nie miałam przepustki, a przy drzwiach stali strażnicy z gatunku tych, którzy sądzą, że ich praca polega na nie wpuszczaniu personelu do środka. Kiedy wreszcie dotarłam do recepcji, nie pozwolono mi wejść na górę, póki ktoś po mnie nie przyjdzie. W ten sposób zrobiła się 9.25, a konferencja zaczynała się o 9.30. W końcu zjawiła się Patchouli prowadząca dwa wielkie, rozszczekane psy, z których jeden zaczął skakać i lizać mnie po twarzy, a drugi wsadził mi łeb pod spódnicę.
– To psy Richarda. Czadowe, nie? – powiedziała. – Tylko odprowadzę je do samochodu.
– Nie spóźnię się na zebranie? – zapytałam z desperacją, próbując wypchnąć psi łeb spomiędzy moich kolan. Patchouli zrobiła minę pod tytułem: „No to co?” i ruszy ta, do drzwi, ciągnąc psy za sobą. Tak więc kiedy weszłam na salę, zebranie już trwało i wszyscy wytrzeszczyli na mnie oczy, oprócz Richarda, ubranego tym razem w dziwaczny wełniany kombinezon roboczy w kolorze zielonym.
– Ruszcie głowami – mówił, podskakując i gestykulując rękami. – Myślę: nabożeństwo o dziewiątej. Myślę: rozpustni pastorzy. Myślę: akty seksualne w kościele. Myślę: dlaczego kobiety lecą na pastorów? No? Za co wam płacę? Wymyślcie coś.
– Może zrobimy wywiad z Joanną Trollope? – powiedziałam.
– Z kim? – zapytał Richard, patrząc na mnie tępo.
– Z Joanną Trollope, autorką Żony proboszcza, której ekranizację pokazywano w telewizji. Żona proboszcza. Ona powinna to wiedzieć. Na twarz Richarda wypłynął obleśny uśmiech.
– Genialne – powiedział do mojego biustu. – Abso-kur-wa-lutnie genialne. Czy ktoś ma telefon Joanny Trollope? Zapadła długa cisza.
– Eee, ja – powiedziałam w końcu i poczułam fale nienawiści bijące ku mnie od grunge'owej młodzieży. Po zebraniu pobiegłam do łazienki, żeby się uspokoić, i zastałam tam Patchouli, która robiła sobie makijaż, rozmawiając z jakąś koleżanką ubraną w sukienkę odsłaniającą nie tylko majtki, ale i pępek, i tak obcisłą, że chyba włożyła ją za pomocą łyżki do butów.
– Myślisz, że jest zbyt wyzywająca? – spytała dziewczyna. – Te trzydziestoletnie zdziry miały takie miny… Och! Obydwie spojrzały na mnie z przerażeniem i zakryły usta dłońmi. – Nie chodziło nam o ciebie – powiedziała Palchouli. Nie jestem pewna, czy zdołam to wytrzymać.
56 kg (dobra strona nowej pracy i towarzyszącego jej napięcia nerwowego), jedn. alkoholu 4, papierosy O, kalorie 1876, minuty spędzone na rozmawianiu w wyobraźni z Danielem: 24 (wspaniale), minuty spędzone na rozmawianiu w wyobraźni z mamą, w taki sposób, że ja przegaduję ją: 94.
11.30 rano.
Dlaczego, dlaczego dałam mamie klucz do mojego mieszkania? Pierwszy raz od pięciu tygodni rozpoczynałam weekend, nie mając ochoty patrzeć w ścianę i płakać. Przetrwałam tydzień w pracy. Zaczynałam myśleć, że może wszystko będzie dobrze, może jednak nie zje mnie owczarek alzacki, gdy wpadła jak burza, niosąc maszynę do szycia.
– Co ty, do licha, robisz, głuptasie? – zaćwierkała. Odważałam sto gramów płatków śniadaniowych za pomocą tabliczki czekolady (odważniki mojej wagi są w uncjach, więc się nie nadają, bo tabela kalorii podaje wszystko w gramach).