Выбрать главу

7 popołudniu.

Hura! Hura! Tuż przed moim wyjściem z domu zadzwonił telefon, ale tylko buczało w słuchawce. Potem zadzwonił drugi raz i był to Mark, z Portugalii. Niesamowicie miło i inteligentnie z jego strony. Okazało się, że w przerwach między byciem wybitnym adwokatem cały tydzień rozmawiał z policją i wczoraj poleciał do Albufeiry. Portugalska policja znalazła mamę i Mark sądzi, że nic jej nie grozi, ponieważ jest w miarę oczywiste, że nie miała pojęcia, co Julio kombinował. Udało im się odzyskać część pieniędzy, ale jeszcze nie znaleźli Julia. Mama wraca dziś wieczorem, ale będzie musiała jechać prosto do komisariatu, żeby złożyć zeznanie. Mark powiedział, żebym się nie martwiła, powinni ją potem wypuścić, ale na wszelki wypadek załatwił kaucję. Potem nas rozłączono, zanim zdążyłam mu podziękować. Chciałam natychmiast zadzwonić do Toma i podzielić się z nim fantastyczną nowiną, ale przypomniałam sobie, że nikt nie powinien wiedzieć o mamie, a poza tym, kiedy ostatni raz rozmawiałam z Tomem o Marku Darcym, chyba dałam do zrozumienia, że jest debilnym maminsynkiem.

26 listopada, niedziela

57,5 kg, jedn. alkoholu O, papierosy 1/2 (marne szansę na więcej), kalorie Bóg jeden wie, liczba minut, kiedy chciałam zabić mamę 188 (skromne przybliżenie).

Koszmarny dzień. Spodziewałam się powrotu mamy wczoraj wieczorem, potem dziś rano, potem dziś po południu, i trzy razy już prawie jechałam na Gatwick, po czym się okazało, że przylatuje wieczorem na Luton, pod eskortą policyjną. Tata i ja przygotowaliśmy się na spotkanie z zupełnie inną osobą – nie z tą, która nas wiecznie sztorcowała – naiwnie zakładając, że ostatnie przejścia wreszcie mamę utemperowały.

– Puść mnie, matołku – zagrzmiał w hali przylotów jakiś głos. – Jesteśmy już na brytyjskiej ziemi, gdzie ktoś może mnie rozpoznać, i nic chcę, żeby wszyscy zobaczyli, jak poniewiera mną policja. Ooch, wiecie co? Chyba zostawiłam pod fotelem w samolocie mój słomkowy kapelusz.

Dwaj policjanci wznieśli oczy ku niebu, a mama, w płaszczu w czarno-białą kratkę (mającym zapewne pasować do otoków policyjnych czapek), apaszce na głowie i ciemnych okularach, zakręciła do wyjścia. Stróże prawa ze znużeniem podreptali za nią. Cała trójka wróciła po trzech kwadransach. Jeden z policjantów niósł słomkowy kapelusz. Kiedy kazali jej wsiąść do radiowozu, omal nie doszło do rękoczynów. Tata siedział ze łzami w oczach za kierownicą swojej sierry, a ja próbowałam jej wyjaśnić, że musi jechać do komisariatu, żeby się dowiedzieć, czy nie jest o coś oskarżona, ale usłyszałam tylko:

– Nie bądź niemądra, kochanie. Chodź tu, pobrudziłaś się na twarzy. Nie masz chusteczki?

– Mamo – zaprotestowałam, kiedy wyjęła z kieszeni chusteczkę, splunęła na nią i zaczęła wycierać mi twarz. – Mogą cię oskarżyć o przestępstwo. Lepiej spokojnie pojedź na policję.

– Zobaczymy, kochanie. Może jutro, jak zrobię porządek w koszyku z warzywami. Zostawiłam tam kilogram ziemniaków i na pewno wypuściły kiełki. Nikt do nich nie zaglądał, kiedy mnie nie było, a założę się o każde pieniądze, że Una nie wyłączyła ogrzewania.

Dopiero kiedy tata podszedł do nas i powiedział mamie ostrym tonem, że dom, łącznie z koszykiem na warzywa, już do niej nie należy, umilkła i ciężko obrażona pozwoliła się posadzić w radiowozie obok policjanta.

27 listopada, poniedziałek

57 kg, jedn. alkoholu O, papierosy 50 (tak! tak!), telefony pod 1471, żeby sprawdzić, czy dzwonił Mark Darcy: 12, godziny snu 0.

9 rano.

Palę ostatniego papierosa przed wyjściem do pracy. Kompletnie nieżywa. Wczoraj wieczorem czekaliśmy z tatą w komisariacie dwie godziny. W końcu z głębi korytarza dobiegł nas znajomy głos:

– Tak, to ja! Ponownie wolna codziennie rano! Ależ oczywiście. Ma pan długopis? Tutaj? Dla kogo? Och, jest pan niemożliwy. A wie pan, że zawsze chciałam przymierzyć taką czapkę?

– Tu jesteś, tatusiu – powiedziała mama, wyłaniając się zza zakrętu w policyjnej czapce. – Masz tu samochód? Marzę o tym, żeby wrócić do domu i napić się herbaty. Czy Una włączyła ogrzewanie?

Tata wyglądał na zmęczonego, przestraszonego i zbitego z tropu, a ja czułam się podobnie.

– Nie zamkną cię? – spytałam.

– Nie bądź niemądra, kochanie. Zamkną! Też coś! – odparła mama, przewracając oczami do starszego śledczego i wypychając mnie za drzwi. Widząc, jak śledczy się rumieni i skacze koło niej, pomyślałam, że może wypuścił ją w zamian za drobną usługę seksualną w pokoju przesłuchań.

– I co dalej? – spytałam, kiedy tata zapakował do bagażnika sierry wszystkie jej walizki, kapelusze, kastaniety i osiołka ze słomy („Prawda, że jest super?”) i uruchomił silnik. Obiecałam sobie, że nie pozwolę jej udawać, że nic się nie stało, i po dawnemu nami pomiatać.

– Wszystko załatwione, kochanie. To było po prostu głupie nieporozumienie. Czy ktoś palił w tym samochodzie?

– Co dalej, mamo? – powtórzyłam groźnym tonem. – Co z tymi apartamentami i pieniędzmi wszystkich? Gdzie jest moje dwieście funtów?

– Uch! Powstał jakiś głupi problem z zezwoleniem na budowę. Portugalscy urzędnicy są strasznie skorumpowani, bez łapówki nic z nimi nie załatwisz. Więc Julio po prostu zwrócił wszystkim zaliczki. Mieliśmy fantastyczne wakacje! Pogoda była raczej zmienna, ale…

– Gdzie jest Julio? – spytałam podejrzliwie.

– Och, został w Portugalii, żeby dopilnować sprawy tego zezwolenia.

– A co z moim domem? – zapytał tata. – I z oszczędnościami?

– Nie wiem, o co ci chodzi, tatusiu. Nic się twojemu domowi nie stało.

Na nieszczęście dla mamy, kiedy dotarliśmy do Gables, okazało się, że wszystkie zamki zostały zmienione i musieliśmy jechać do Alconburych.

– Ooch, wiesz, Uno, jestem wykończona, chyba pójdę prosto do łóżka – powiedziała mama, zobaczywszy urażone miny, obeschnięte kanapki i zmarnowane plasterki buraków. Ktoś poprosił tatę do telefonu.

– To był Mark Darcy – powiedział tata po powrocie. Serce podskoczyło mi do gardła i z trudem zapanowałam nad twarzą. – Jest w Albufeirze. Władze dogadały się z… z tym padalcem… i odzyskano część pieniędzy. Gables jest uratowane…

Zaczęliśmy wszyscy klaskać, a Geoffrey zaintonował For He's a Jolly Good Fellow. Czekałam, żeby Una zrobiła jakąś uwagę na mój temat, ale na próżno. Typowe. Jak tylko uznam, że Mark Darcy mi się podoba, natychmiast wszyscy przestają mnie z nim swatać.

– Nie za dużo mleka, Colin? – spytała Una, podając tacie herbatę w kubku z kwiatowym szlaczkiem.

– Nie wiem… Nie rozumiem dlaczego… Nie wiem, co mam myśleć – powiedział tata strapionym tonem.

– Nic się nie martw – odparła Una z niezwykłym dla niej spokojem i opanowaniem, co sprawiło, że nagle zobaczyłam w niej matkę, jakiej tak naprawdę nigdy nie miałam. – Po prostu chlapnęło mi się za dużo mleka. Odleję trochę i doleję ci gorącej wody.