– A ty też masz ochotę się z nim pieprzyć, prawda?
Zatkało mnie po raz drugi. Nie wiem, dlaczego nagle zadaje mi takie pytania.
– Nie, nie mam ochoty się z nim pieprzyć – odpowiadam, używając ze smutkiem jego własnych słów.
Idę do łazienki, żeby się wypłakać. Tym razem przesadził, nagle ma demoniczny wyraz twarzy i szuka powodu do kłótni ze mną. Tak bardzo się zmienił w ciągu kilku dni, że sprawia wrażenie, jakby był kimś zupełnie innym. W łazience znajduję słoiczek, którego wcześniej nie widziałam. Zawiera około stu gramów białego proszku i etykietkę z apteki, z zapisanymi składnikami. Jaime po cichu podchodzi do mnie z tyłu i kładzie mi rękę na ramieniu. Ze strachu niemal upuszczam słoiczek na podłogę.
– To proszek na ranę, którą mam na kostce. Przygotowują go, specjalnie dla mnie, w jednej aptece. Jest bardzo drogi, więc odstaw to na miejsce!
Stawiam słoiczek na umywalce i nic nie mówię.
Codziennie rano Jaime używa specjalnego skalpela do ścinania martwej skóry pokrywającej jego kostkę. Gdyby tego nie robił, nie [mógłby włożyć buta i normalnie chodzić. Odwiedził już wielu specjalistów i, jego zdaniem, jest to bardzo rzadki przypadek, na który nie ma lekarstwa. Nikt nigdy nie spotkał się z czymś podobnym.
Rozbite talerze
6 sierpnia 1998
Dziś Sonia przychodzi na kolację. Jaime przez całe popołudnie był w domu i pracował w pokoju, do którego wstawiliśmy biurko, a ja przygotowuję w kuchni kolację. Nigdy nie lubiłam gotować, ale nauczyłam się, czytając kilka książek na ten temat, ponieważ Jaime lubi dobrze zjeść. Żadnych kanapek ani gotowych dań, uprzedził mnie o tym.
Podczas gdy Sonia pije w salonie swój aperitif, idę po Jaime'a żeby go poinformować, że nasz gość już przyszedł. Zamknął się na klucz, tak jakby w pokoju znajdował się niewyobrażalny skarb, o którym nikt – poza nim – nie może się dowiedzieć.
– Kochanie, czy przyjdziesz na kolację? – pytam łagodnie, ze strachu, że mu przeszkadzam. – Sonia jest już w salonie.
Odpowiada mi przez drzwi, nie otwierając ich, że będzie za dziesięć minut, musi tylko wziąć szybki prysznic i się przebrać. Wracam do Soni, do salonu.
– Źle wyglądasz, Val. Co się stało? Dobrze się czujesz?
Nie chcę rozmawiać ze swoją przyjaciółką o kłótniach, jakie z Jaimem mamy ostatnimi czasy. Postanawiam udzielić jej zupełnie innej odpowiedzi.
– Jestem tylko zmęczona, kochanie. To przez tę nową pracę. Jest tyle roboty i muszę się przyzwyczaić. Nie zapominaj, że od wielu miesięcy nie pracowałam na pełnym etacie.
Ostatnio bardzo schudłam i Sonia upiera się, że musi chodzić o coś więcej.
– Przecież pracujesz dopiero od tygodnia! Schudłaś już jakieś cztery kilo. Jesteś pewna, że nie chodzi o coś więcej, o czym nie chcesz mi powiedzieć?
– Nie, zapewniam cię, Soniu. Nie martw się.
Próbuję wyczarować najpiękniejszy z moich uśmiechów i uspokoić przyjaciółkę, która ostatnio stała się zbyt ciekawska i kwestionuje wszystko, co robię. Od Jaime'a, kiedy się zjawia, wprost bije blask – jest pachnący i wygląda świetnie. Włożył najlepsze ubranie i kiedy przedstawiam go Soni, widzę w oczach swojej przyjaciółki, jak jest nim zachwycona. Tego właśnie się spodziewałam.
– Sławetna Sonia! Wreszcie mam okazję cię poznać – mówi Jaime, całując ją w rękę.
Ta stara i wychodząca z mody praktyka, zawsze, nam – kobietom – bardzo się podobała, ponieważ pociągają nas gentlemani. Sonia jest w siódmym niebie.
– Ja też chciałam cię poznać, Jaime. Musisz być kimś wyjątkowym, skoro udało ci się skraść serce Val.
Spędzamy wspaniały wieczór, podczas którego, w stosunku do nas obu, Jaime jest absolutnie uroczy i zabawny. Tej nocy ma taki szczególny błysk w oku, niewykluczone, że z powodu butelek wina, które otwiera jedną po drugiej, wyjaśniając nam, że każda potrawa wymaga odpowiedniego wina. Zauważam, że Jaime sporo pije, ale wygląda na to, że mu to służy. Nic nie mówię na ten temat, mając na względzie fakt, że jest w dobrym humorze, którego nie mam ochoty psuć, tak jak nie chcę zniszczyć magicznej atmosfery otaczającej stół. Rozmowa właściwie koncentruje się na Soni, jej życiu i naszej długiej przyjaźni. Później Jaime mówi coś o sobie i szalonej chęci poślubienia mnie, jak tylko jego była żona przezwycięży raka. Jestem mocno zaskoczona tym zwierzeniem, ponieważ nigdy dotąd nie mówił, że ma wobec mnie takie zamiary.
– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pobierzemy się drugiego maja przyszłego roku – wyjaśnia Soni.
Pod koniec wieczoru, a właściwie już późno w nocy i po kilku drinkach, Sonia chce wracać do domu.
– Jak tu przyjechałaś? – pyta ją Jaime.
– Taksówką – odpowiada Sonia, kończąc baileysa.
– Nie pozwolę, żeby kobieta tak piękna jak ty, wracała taksówką o tej porze. Odwiozę cię. Włożę tylko marynarkę i… możemy jechać.
Nie widzę w tym nic złego, znając, że Jaime chce być miły dla mojej przyjaciółki. Jest to uprzejmość skierowana do Soni, ale również do mnie i bardzo mi się to podoba. Jaime sprawił, że ta noc stała się niezapomniana. Sonia rzuca mi spojrzenie, w którym widzę aprobatę i akceptację propozycji Jaime'a i uśmiecham się.
Kiedy wychodzą, zbieram naczynia ze stołu i zostawiam je w kuchni, ponieważ nie mam ochoty zmywać o tej porze. Minęła ponad godzina, od chwili gdy wyszli, więc postanawiam się położyć.
Budzi mnie potworny hałas dobiegający z kuchni. Rzucam się do drzwi sypialni i biegnę tam. Wygląda na to, że coś spadło. Wszystkie światła są pogaszone, nie widzę więc, czy Jaime już się położył. Kiedy zapalam światło, znajduję wszystkie talerze i naczynia potłuczone na marmurze i walające się pomiędzy resztkami jedzenia. Moją pierwszą reakcją na to wszystko jest zakrycie ręką ust, żeby nie krzyczeć. To przerażający widok. W narożniku kuchni, obok zlewozmywaka, stoi zwrócony plecami do mnie Jaime i pali papierosa, patrząc przez okno wychodzące na ulicę. Pochylam się, żeby pozbierać kawałki stłuczonych talerzy, ale zatrzymuje mnie wypowiedziane przez niego zdanie:
– Skoro nie pozmywałaś naczyń, kiedy mnie nie było, nie będziesz teraz zbierać skorup. Zrobisz to rano. Pozmywasz rano, prawda? – rzuca ironicznie.
Nie odważam się odpowiedzieć, ponieważ nie mam bladego pojęcia o co mu chodzi. Jaime nadal stoi odwrócony do mnie plecami i zaczyna wrzeszczeć jak wariat, gwałtownie gasząc podeszwą papierosa na podłodze.
– Gdybyś pozmywała naczynia, nigdy by do tego nie doszło, słyszysz?!
Powietrze w kuchni jest ciężkie od odoru alkoholu. Jaime się upił, i to w takim stopniu, że stracił zmysły, a wróciwszy do domu, w przypływie szaleństwa zrzucił wszystkie talerze na podłogę. Teraz próbuje mnie sprowokować. Zaczynam płakać, ale moje zachowanie nie wywołuje u niego najmniejszych wyrzutów sumienia. Przeciwnie, Jaime wypada w jeszcze większą wściekłość.
– I przestań beczeć! Spuchnie ci twarz i będziesz wyglądać jak jakieś monstrum.
Nie mogę tego znieść. Nienawidzę takiego stanu zgorzknienia i szaleństwa, w jakie wpycha mnie Jaime. Wychodzę z kuchni i idę do łazienki, gdzie się zamykam, żeby móc się swobodnie wypłakać. Z twarzą nad umywalką, zraszając sobie twarz zimną wodą, słyszę, jak trzaska drzwiami i wychodzi. To nawet lepiej. Mam wrażenie, że gdyby został, wszystko mogłoby się skończyć bardzo źle.
7 sierpnia 1998
Kiedy wychodzę do pracy tego ranka, widzę, że Jaime jeszcze nie wrócił do domu. Spędził całą noc poza nim i nie dał znaku życia. Zaniepokojona, telefonuję z biura do Soni.
– Cześć, kochanie! – mówię i zaczynam szlochać, nim zdążyła się odezwać.
– Val, co ci się stało?
Z początku nie mogę wydusić z siebie słowa, ale w końcu, z wielkim trudem, wyjaśniam jej co zaszło.