Nie mogę dopuścić do tego, żeby wydać na świat dziecko szaleńca, poczęte z wariatem, a do tego narkomanem. Boję się, że dziecko mogłoby się urodzić uzależnione, i to mnie powstrzymuje przed utrzymywaniem jakichkolwiek kontaktów z furiatem, który mógłby skrzywdzić dziecko i mnie.
Przedwczoraj dzwonił Jaime, groził mi, że jeśli nie usunę ciąży, zrobi wszystko co w jego mocy, żeby „spieprzyć” mi życie. Wierzę mu. Jest do tego zdolny, byle tylko przetrwać.
Dziś wsiadam do samolotu i lecę do Madrytu, żeby poznać Carolinę. Opowiedziałam jej już wszystko o dziecku i bardzo posmutniała, dlatego że Jaime potraktował ją tak samo. Kilka lat wcześniej. Nie jest bezpłodny. Wymyślił tę potworność, żeby móc się uwolnić od każdej kobiety, która będzie chciała go zmusić do czegokolwiek szantażem emocjonalnym, za pomocą dziecka. Oczywiście w moim przypadku nic takiego nie wchodziło w grę. Jedyne, czego chcę, to uwolnić się od krzyża, który niosę, od tej miłości, którą do niego czuję, i zacząć nowe życie. Dlatego też muszę porozmawiać z kimś, kto zna go lepiej i dzieli z nim życie, a przy okazji poddać się egzorcyzmom.
Carolina umówiła się ze mną w barze, sama, i jestem bardzo zdenerwowana przed tym spotkaniem. Instynktownie poznajemy się na pierwszy rzut oka. Nieszczęście natychmiast widać na twarzach i podczas pierwszych kilku minut czuję się niezręcznie. Carolina jest ode mnie dużo starsza i niewiarygodnie miła i piękna. Czuję się wyróżniona tym, że Jaime przyprawiał jej rogi właśnie ze mną. Ale później odrzucam te bzdurne myśli i koncentruję się na smutnej rzeczywistości. Manipulował mną i nigdy mnie nie kochał.
Carolina i ja potrzebujemy czegoś mocniejszego, żeby móc porozmawiać o tym, co wiemy na temat Jaime'a. Opowiadam jej mętnie o tym, jak się poznaliśmy, o kłopotach jakie mieliśmy z zajęciem jego domu, o śmierci jego ojca i o nocnych libacjach oraz powtarzających się zniknięciach.
Carolina słucha mnie z uwagą i otwiera szerzej swoje wielkie czarne oczy za każdym razem, gdy odnajduje siebie w mojej historii.
– Jedyny raz, kiedy słyszałam, żeby Jaime o tobie mówił, to był ten, kiedy opowiadał mi, że zatrudnił Francuzkę – mówi, gdy już jest pewna, że skończyłam.
– Nigdy z nim nie pracowałam. Nigdy nie chciałam.
– Pogrzeb jego ojca to fikcja. Nie umarł, żyje, ale kiepsko, w jakiejś chacie bez elektryczności. Jaime pochodzi z bardzo biednej rodziny i nie rozmawia z ojcem od wielu lat. Kiedy go poznałam, też zastosował tę sztuczkę z pogrzebem, ale ja odkryłam prawdę. Oczywiście potrzebował alibi, żeby zniknąć na kilka dni z jakąś dziewczyną, i opowiedział mi tę potworną wymyśloną historyjkę. Jaime jest maniakalnym kłamcą. Przed Bożym Narodzeniem pojechaliśmy w podróż na Wyspy Kanaryjskie. Dlatego poczęstował cię śmiercią swojego ojca. Przykro mi!
Słowa odbijają się echem w mojej głowie.
– Jeśli chodzi o willę, nie jest jego. Mój mąż ją kupił, gdy się pobieraliśmy. Kiedy zmarł, odziedziczyłam dom. Jaime przyjechał, żeby żyć ze mną tutaj. Ale dom jest mój i nigdy nie było na niego żadnego nakazu komorniczego. W tym też cię okłamał.
Nie mogę uwierzyć, że upadłam tak nisko.
– A jego dzieci? Mówił mi, że spędza tu z nimi wszystkie weekendy.
– Jego dzieci nie chcą go nawet widzieć. Od miesięcy prawie ze sobą nie rozmawiają, a i to tylko z konieczności.
– Więc te pięć milionów peset, które mu dałam, na co poszło?
Carolina ma minę, jakby nic nie wiedziała o sprawie.
– Dałam mu pięć milionów peset, żeby mógł zatrzymać ten dom! – krzyczę.
– Wydaje mi się, że po prostu chciał cię oskubać.
Poza tym, że jest kłamcą, okazał się oszustem.
– Jaime zawsze miał problemy finansowe. Wydaje wszystko co ma. Prowadzi iście królewskie życie. Utrzymywałam go przez jakiś czas, ale się tym zmęczyłam. Od dwóch lat już mu nie pomagam. Od tamtej pory otrzymał mnóstwo pozwów od współpracowników, od wielu ludzi. Nie chcę o niczym wiedzieć. Myślę sobie tylko, że teraz potrzebował kogoś, kto zaopatrzy go w środki. Tak samo było z jego byłą żoną. W końcu się zmęczyła i wyrzuciła go z domu. Woli żyć spokojnie bez tego awanturnika. Przykro mi, że ci to mówię, ale chyba powinnaś wiedzieć.
– Jego była żona jest bardzo chora, prawda?
– Ależ skąd. Carmen jest najzupełniej zdrowa. Już widzę, że tobie też wmówił, że ma raka, czyż nie? Więc nie. Czuje się świetnie i jedyne czego pragnie to wymazać ze swojej pamięci lata przeżyte z tym panem. Ja też usiłuję to zrobić, ale wciąż jestem w nim zakochana i mi się to nie udaje.
Chcę umrzeć natychmiast, w tym miejscu. Jestem rogaczką, oszukaną i zrujnowaną kobietą, zniszczoną psychicznie i fizycznie. I mam przed sobą inną kobietę w takim samym stanie, która umiała mu wybaczyć niemal wszystkie doznane upokorzenia. Carolina mówi, że umówiła się z Jaimem w barze po drugiej stronie ulicy i że musi już iść, bo on może się tam zaraz pojawić. W tej chwili dzwoni moja komórka. To Jaime.
– Mimo że nie jestem przy tobie, chcę ci życzyć szczęśliwego dnia Świętego Walentego – mówi.
Jak można być aż tak cynicznym? Muszę się hamować, żeby nie dać po sobie nic poznać.
Nie może się dowiedzieć, gdzie jestem.
– Gdzie jesteś? – pytam zaniepokojona.
– Ten weekend spędzam z matką, w Barcelonie.
Nie mówię mu, gdzie ja jestem. Nawet nie podejrzewa, że mogłyśmy się spotkać z Caroliną w Madrycie. Żegnamy się i Karolina mówi:
– Widzisz, jak kłamie? Jest w drodze do baru.
Tym razem jej komórka zaczyna wibrować. Patrzy na mnie zaskoczona i obydwie wiemy, że to znowu Jaime.
– Zgoda – mówi, odebrawszy telefon – czekam na ciebie za dziesięć minut.
Rozłącza się. Właśnie jej powiedział, że wysiadł z metra i już jest prawie na miejscu.
Patrzymy na siebie w milczeniu, nie wierząc, że ktoś może być tak bezczelny.
Nie wiem, skąd biorę siły, żeby dwadzieścia minut później pojawić się w barze. Jestem rozdarta pomiędzy chęcią ucieczki i wyjaśnieniem mu, że odkryłyśmy, jakim człowiekiem jest naprawdę. Z drugiej strony, wciąż jestem w nim zakochana, ale chcę dać mu nauczkę za całe zło, jakie mi wyrządził i jakie nadal wyrządza Carolinie.
Pojawiam się, jak żywy trup, a Jaime jest tak zaskoczony moim widokiem, że potrzebuje kilku minut, żeby zareagować. Czuję się fatalnie, tak jakbym bez pozwolenia wmieszała się w prywatne sprawy jakiejś pary nieznajomych. Carolina podsuwa mi krzesło i oczywiście pyta Jaime'a, czy wie kim jestem. Nie potrafi nawet odpowiedzieć. Zrobił się zielony, po raz pierwszy w życiu to on został wystrychnięty na dudka, odebrano mu maskę. Próbuje się podnieść, żeby uciec z tego trójkąta, ale zmuszam go, żeby usiadł, ciągnąc go mocno za rękaw. Ludzie w barze obserwują nas, zawieszeni pomiędzy odrętwieniem a rozbawieniem, patrzą na ten latynoski serial, którego głównymi bohaterami jesteśmy my, ale nikt nie odważa się interweniować. W końcu Jaime'owi udaje się uciec, a Carolina proponuje, żebym pojechała do jej domu, który znajduje się w słynnej dzielnicy rezydencji, jakieś dwadzieścia kilometrów od Madrytu. Chce pokazać mi, gdzie mieszka, i nawet proponuje, żebym u niej przenocowała, ponieważ Jaime nie odważy się wrócić.
Przyjmuję jej zaproszenie, mimo że czuję się jak intruz, ale Carolina pewnie potrzebuje mnie, żeby nie czuć się samotnie. Wygląda na to, że między nami został niechcący zawarty jakiś pakt. Jestem jej winna przynajmniej jedno – wdzięczność za to, jak się ze mną obeszła.