– Chwileczkę – mówi Susana, oglądając mnie od stóp do głów – zaraz przyjdzie szefowa i poznacie się osobiście. Jestem Susana, pracuję tu w dzień.
Natychmiast spostrzegam przedmiot leżący na podłodze, tuż obok drzwi wejściowych. To cytryna, na której wielokrotnie gaszono papierosy i w której tkwi zapalony papieros.
– Przyciąga klientów – mówi mi ze śmiechem. – To taki czarodziejski trick. Pokazała mi go Cindy.
– Cindy?
– Tak. Portugalska dziewczyna, która tu pracuje. Przedstawię ci ją. Zna mnóstwo sztuczek i wszystkie się sprawdzają.
Prowadzi mnie do pokoiku, w którym jest tylko jedno łóżko i lustro ścienne otoczone lampkami; zaczynam się bać, czy w tym pokoju nie spotka mnie coś strasznego. Mam mdłości i przedziwne wrażenie, że brakuje mi powietrza, a usta zasychają.
– Nie dałabyś mi szklanki wody? – proszę Susanę.
– Oczywiście, kochanie. Usiądź sobie na łóżku, zaraz przyjdzie szefowa, a ja przyniosę ci wodę, dobrze?
Nie najgorzej się czuję z tą dziewczyną. Wygląda strasznie, ale sądzę, że po coś tu jest.
Pokój jest wstrętny i nie ma nic wspólnego z tym, co sobie wyobrażałam. Ściany są pokryte pozrywaną miejscami żółtą tapetą, a do sufitu jest przymocowany czerwony materiał, mający stworzyć poczucie intymności pomieszanej z niemodnym już luksusem. Lustro „zdobi” ileś tam wtopionych pęcherzyków i natychmiast wbijam w nie wzrok. Zdaję sobie sprawę, że wpadam w słodką schizofrenię, która przenosi mnie w inne światy, gdzie przekaz wyrażany słowami nie ma żadnego sensu, istotne są tylko możliwości ciała i odczucia. Wizerunek odbijający się w lustrze jest obrazem osoby jak dotąd mi nie znanej. To twarz kobiety, która wylądowała w miejscu nie przeznaczonym dla niej, ale które chce uznać za swoje.
– Masz swoją wodę – mówi Susana, po cichu wchodząc ponownie ze szklanką wody w jednej dłoni i papierosem w drugiej. Filtr przypala jej już palce.
Nadal, całkowicie zahipnotyzowana, jestem zapatrzona w lustro, i wkroczenie Susany gwałtownie przywraca mnie rzeczywistości.
– Cześć! Dzień dobry! – rozlega się czyjś głos za plecami Susany, z lekkim anglosaskim akcentem.
– Dzień dobry! – odpowiadam ciekawa twarzy towarzyszącej tak słodkiemu głosowi.
Mała ciemna kobieta w ciąży wyciąga do mnie rękę, żeby się przywitać. Jestem zdumiona. Ciężarna kobieta zajmująca się stręczycielstwem w burdelu; właśnie załamały się wszystkie moje schematy. Nie oczekiwałam czegoś takiego, czuję się wręcz rozczarowana, że nie spotkałam tu faceta wyglądającego na kierowcę ciężarówki i wytatuowanego na całym ciele. Owa słodycz i kruchość nie pasują do tego dekadenckiego wnętrza.
– Mam na imię Cristina, jestem właścicielką tego „domu”.
– Cześć! Jestem Val.
– Susana powiedziała mi, że chcesz z nami pracować.
– Tak, rzeczywiście chciałabym. – Gdzie pracowałaś wcześniej?
– Chce pani powiedzieć: w tej branży?
– Oczywiście. W którym burdelu pracowałaś wcześniej? – upiera się Cristina.
Nie wiem, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę.
– Nigdy nie wykonywałam takiej pracy. To pierwszy raz.
Cristina i Susana przyglądają mi się z uwagą i w ich oczach widzę, że nie mogą uwierzyć w to, co powiedziałam.
– Jesteś pewna, że możesz to robić? – pyta Cristina. – Tu pracuje bardzo wiele dziewcząt – profesjonalistek.
– Wystarczy sprawdzić – odpowiadam.
Mój ton głosu jest tak zdecydowany, że Cristina sprawia wrażenie od razu przekonanej.
– Zgoda – mówi. – Susano, czy w garderobie jest jakiś strój nocny, który ta dziewczyna mogłaby włożyć?
– Tak, ale wydaje mi się, że należy do Estefanii. Jeśli się dowie, że go wzięłyśmy, będzie mi robić wymówki, Cristino.
– Idź po niego. Na moją odpowiedzialność. Porozmawiam z Estefanią. Ta dziewczyna nie może pokazać się żadnemu klientowi tak ubrana.
– To znaczy, że zaczynam od razu? – Czuję się nieco spanikowana.
– Nie chciałaś przypadkiem pracować? – pyta Cristina z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Oczywiście, że chcę pracować! Ale nie sądziłam, że zacznę tak szybko.
– Tak jest najlepiej, wiesz? Jeśli nie, to jak długo zamierzasz czekać? W salonie siedzi bardzo dobry klient, przyjeżdża co tydzień. Jeśli dziewczyna mu się spodoba, spędza z nią dwie godziny. Wykorzystaj to. Płaci sto tysięcy peset, pięćdziesiąt tysięcy dla ciebie.
– Okej!
Ponownie pojawia się Susana z długim, przezroczystym, czerwonym strojem z ogromnym dekoltem i dobraną bielizną.
– Przymierz to, kochanie, i pospiesz się, klient już czeka – naciska na mnie Cristina. – Powiedziałam mu, że mamy nową dziewczynę, modelkę, która jest przejazdem w Barcelonie i wyjedzie w ciągu kilku dni. Chce cię poznać.
– Dobra – odpowiedziałam, bez namysłu zdejmując dżinsy. – Co mam z nim robić?
– Dowiesz się – odpowiada Susana. – Jest trochę uciążliwy, ponieważ leży. Ale, w gruncie rzeczy, nie chce pełnego zbliżenia, bo nie może. Dobre brandzlowanie go uszczęśliwi.
– Dwugodzinne brandzlowanie? – pytam niewinnie.
– Dziewczyno, nie przez dwie godziny! – wykrzykuje Cristina, śmiejąc się. – Zabawy, masaż, nie wiem. No już, ubieraj się i nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. I podmaluj się trochę, jesteś bardzo blada. Klienci lubią dobrze wyglądające dziewczyny. Bo mówią, że niby za co mają płacić kobiecie przypominającej im żonę?
– Jasne – odpowiadam, jednocześnie dopasowując do siebie ubranie.
Obraz, jaki widzę w lustrze, już nie odbiega tak bardzo od wizerunku osoby, która ma zwyczaj przygotowywać się na spotkanie z nieznajomym. Czuję się ze sobą dużo lepiej, ale serce wciąż wali mi jak dzwon, tak jakbym się bała.
– Zobacz, jak ślicznie wygląda w tym nocnym stroju! – woła Susana, przywołując w ten sposób uwagę właścicielki.
– Jest boska! – odpowiada Cristina. – Masz bardzo ładne ciało i powinnaś to wykorzystać. Może piersi są za małe, ale jak zarobisz pierwszy milion, to się zoperujesz!
Ten komentarz na temat moich piersi mi się nie spodobał, ale udaję, że nie zwróciłam na niego uwagi. To nie jest odpowiedni moment na dyskusję.
– Możesz dużo zarobić, jak sobie wszystko poukładasz. Zobaczysz, będzie ci z nami bardzo dobrze. Wydajesz mi się kobietą słodką i sympatyczną. Idź już, później porozmawiamy.
Susana bierze mnie za rękę, jak małe dziecko, poprawia mi makijaż z miną świadczącą o aprobacie i prowadzi mnie do salonu, którego do tej pory nie widziałam. Jest udekorowany w podobnym stylu jak pierwszy pokój. Znajduje się w nim wielka sofa pokryta materiałem pomalowanym w kwiaty we wszystkich kolorach, naprzeciwko stoi stół o szklanym blacie, miedzianych nogach wykutych w formie winorośli. Na stole leży kilka otwartych egzemplarzy Playboya, tak jakby ktoś przed chwilą je przeglądał. Fotel od kompletu z sofą stoi w kącie. W salonie jest dwoje drzwi. Jedne pomalowane na biało i drugie, przechodnie, drewniane, które, jak przypuszczam, prowadzą do pokoju.
– Tu jest sypialnia – wyjaśnia mi z dumą Susana, jakby to ona była właścicielką. – Klient jest już w środku. Później go zobaczysz. Tu jest łazienka. – Otwiera pomalowane na biało drzwi, żeby mi ją pokazać. – A teraz siadaj, pójdę zobaczyć się z klientem.
Delikatnie puka w drewniane drzwi i uchyla je tak, żebym nie mogła zobaczyć, co jest w środku. Znika, pochłonięta całkowicie przez ten tajemniczy pokój. Słyszę westchnienia; zaczynam odczuwać obecność nieznanego mężczyzny i słyszę jego głos pełen zniecierpliwienia spowodowanego tak długim oczekiwaniem. Mój puls sięga tysiąca uderzeń na minutę.
Po paru minutach ponownie pojawia się Susana, z zaróżowionymi policzkami.