Nagle oświadcza mi:
– Rozwiodę się.
– To znaczy, że tak źle się czujesz w domu? – pytam.
Nie wierzę, żeby mówił poważnie. Poza tym jest kompletnie pijany.
– Jak prawdziwy palant! Od kiedy cię znam, zdaję sobie sprawę, jak bardzo się oszukiwałem przez te wszystkie lata. Nie zniosę dłużej swojej żony, to małżeństwo jest prawdziwą farsą.
– Skoro tak jest, bez wątpienia musisz zmienić swoje życie. Ale dla siebie, nie dla mnie. Nie domagaj się, żebym pomogła ci bardziej, niż pomagam. Nie chcę być twoją jedyną kochanką.
– Nie chcę, żebyś była moją kochanką, chcę żebyś była moją narzeczoną!
– I znów się oszukujesz, Pedro. Zakochałeś się w kimś, kogo poznałeś w bardzo szczególnym środowisku. Czujesz się wolny, mogąc przyjść i odejść kiedy ci się spodoba. To tylko kwestia pieniędzy. W prawdziwym życiu byłabym inna, nie zniósłbyś mnie.
– Jak możesz tak mówić? Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham! Kocham cię bardziej niż własne dziecko!
To potwierdzenie moich podejrzeń wydaje mi się mocne i groźne, więc postanawiam podać mu więcej alkoholu. Nie znoszę tego typu rozmów i tego człowieka, który nie wiem jak bardzo kocha swoje dziecko. Oczywiście, do końca nie wie, co mówi. Ale nie mam zamiaru słuchać już ani słowa na ten temat!
– Poza tym nie wiem, co taka kobieta jak ty robi w takim miejscu. To nie jest miejsce dla ciebie. Dlaczego wykonujesz tę pracę, ty – taka wykształcona? – dorzuca.
– Robię to dlatego, że istniejesz! – odpowiadam obrażona.
O co chodzi? Czy nie można mieć studiów uniwersyteckich, być menedżerem i robić tego, co robię? Czy to oznacza, że jestem przestępczynią albo złym człowiekiem, że zdecydowałam się pracować w tej branży? Pedro patrzy na mnie, ale zdaje się niczego nie pojmować.
Po chwili zaczyna się bardzo źle czuć i z wielkim trudem wyprowadzam go z lokalu. Wszyscy patrzą na nas z zaskoczeniem. Prawie niosę go w ramionach; Pedro nie waży dużo więcej niż ja, ale scena musi być komiczna.
Kiedy w końcu wychodzimy na ulicę, mam dylemat i nie wiem jak przekonać taksówkarza, żeby zawiózł nas do jego hotelu. To trudne zadanie, ponieważ widząc stan, w jakim znajduje się mój towarzysz, nikt nie odważy się nas zabrać, ze strachu, że pasażer zwymiotuje na tylne siedzenie. Pewien starszy pan, gruby i dobroduszny, w końcu się zgadza, gdyż nie do końca zdaje sobie sprawę ze stanu Pedra, który siedzi na ławce, kiedy ja łapię taksówkę. W połowie drogi oczywiście musimy się zatrzymać na zapasowym pasie szosy, ponieważ mój kompan gotów jest zostawić na siedzeniu wszystko co wchłonął podczas całej nocy. Szczęśliwie nic takiego nie następuje. W tym czasie taksówkarz obrzuca mnie wyzwiskami i twierdzi, że go oszukałam. Zawstydzona, nie przestaję go przepraszać.
W końcu dojeżdżamy do hotelu i podejmuję się wywołać u niego wymioty, za wszelka cenę, bo jeśli nie, będę musiała czuwać przy nim całą noc i go pilnować. Zwłaszcza że teraz straszy mnie, że się rzuci przez okno, mówiąc, że jest zakochany w kobiecie, która go nie kocha. Tak melodramatyczne zachowanie wyczerpuje moje zapasy cierpliwości, łapię go więc od tyłu w łazience i chwytam oburącz na wysokości żołądka, po czym naciskam mu brzuch, żeby się wreszcie wyrzygał. Zaczyna się seria długich i bolesnych wymiotów, a potem Pedro idzie do łóżka. W końcu mnie też udaje się zasnąć.
Następnego dnia rano Pedro wstaje z potwornym kacem i zaczyna palić papierosa za papierosem, aż mnie to budzi. Uwolniłam się z tej seksualnej uwięzi, której nie mogłam już znieść, i jestem bardzo dumna ze swojej małej gierki. Dziś wracam do burdelu świeża i szczęśliwa.
– Bardzo lubisz tego klienta, prawda? – pyta mnie Susana.
Właściwie bardziej stwierdza niż pyta. Oczywiście nie powiem jej, że zarobiłam pieniądze, nie robiąc nic. Ponieważ ją znam, wiem, że byłaby gotowa powiedzieć o tym Manolowi i Cristinie, a to niewątpliwie oznaczałoby kłopoty. Poza tym, że jest ciekawska, Susana okazała się donosicielką.
– To pewne, że jest ci z nim bardzo dobrze w łóżku.
Uśmiecham się do niej, odbieram swoje pieniądze i idę do domu.
Dzisiaj ja stawiam…
23 września 1999
Jestem w sali gimnastycznej, kiedy dzwoni do mnie Susana. Na szczęście komórkę mam przy sobie, dźwięk dzwonka odbija się od ścian ogromnej sali, do której przychodzę kilka razy w tygodniu. Muszę odpowiadać przyciszonym głosem, żeby nie wywoływać zainteresowania wszystkich ciekawskich, którzy już unoszą głowy, niezadowoleni, bo przeszkadza im to w ćwiczeniach.
– Musisz wracać. Żadnej dziewczyny nie ma w burdelu, a klient wybrał twoje zdjęcie.
– Susano, jestem w sali gimnastycznej. Przygotuję się, ale to chwilę potrwa.
– Pospiesz się!
Zawsze noszę ze sobą odpowiedni ubiór, na wypadek gdyby coś takiego się zdarzyło, i dobrze, że jestem tak przewidująca. Dzięki temu nie muszę wpadać do domu, żeby się przebrać. Przygotowuję się w damskiej przebieralni i łapię taksówkę, która zawozi mnie na miejsce.
Dzień jest pochmurny, trochę padało, a ja mam pieski humor. Niestety, praca to praca.
Susana oczekuje mnie z niecierpliwością. Zawsze taka jest. Profesjonalizm nie pozwala jej na to, by klient wymknął się jej z rąk tylko dlatego, że jakaś dziewczyna spóźnia się z przyjazdem.
Zawsze robi się od tego nerwowa, a w konsekwencji łuszczyca pojawia się na całym jej ciele. Żyje w ciągłym strachu, że ją wyrzucą, i z tego powodu nigdy nie pozwala nam poczuć się komfortowo. Właśnie to jej zachowanie sprawiło, że zacieśniają się moje więzy z Angeliką, która jest dużo bardziej elastyczna niż ona.
– Idź, przedstaw się w końcu klientowi, inaczej sobie pójdzie…
– Wiem o tym, Susano. Ale byłam w zupełnie innej części Barcelony i nie mogłam dojechać szybciej.
Poprawiam włosy przed lustrem i wchodzę do salonu. Klient ogląda telewizję, sącząc Cuba Libre. Wygląda na to, że wypił ich już kilka, oczekując na moje przybycie. Kiedy mnie widzi, uśmiecha się, ale nic nie mówi, więc to ja muszę rozpocząć rozmowę. Okazuje się, że jest inżynierem aeronautykiem, ojcem rodziny (jak wszyscy), który czuje się samotny. Wcale nie jest przystojny. Jeśli mam być szczera, fizycznie jest dość odpychający, ale ma w sobie coś, co sprawia, że jest charyzmatyczny. Kiedy siadam obok niego, czuję się oszołomiona wrażeniem, jakie na nim wywarłam. Dosłownie zaczyna się trząść. Zwierza mi się, że bardzo się boi, i to mnie tak wzrusza, że próbuję go uspokoić i przechodzimy do sypialni, w której gwałtownie zdejmuje z siebie ubranie, rzuca się na łóżko i przykrywa całkowicie, żebym nie mogła widzieć jego nagości. Świetnie zaczynamy! Myślę, że skoro zachowuje się w ten sposób, będzie to kolejna klapa seksualna, ale… Okazuje się, że jest nam cudownie. Mam orgazm, nie musząc udawać. Jego pieszczoty na całym moim ciele sprawiają mi przyjemność. Jest prawdziwym ekspertem w dziedzinie kobiecej anatomii, do tego stopnia, że zaczynam wątpić, czy mężczyzna, z którym jestem w łóżku, to ten sam, którego kilka minut wcześniej widziałam w salonie.
Gdy jest już po wszystkim i on bierze prysznic, wyjmuję z torebki portmonetkę i po przeliczeniu banknotów daję mu pięćdziesiąt tysięcy peset.
– Co to jest? – pyta zdziwiony, wycierając energicznie plecy ręcznikiem.
– Zwrot pieniędzy, które dałeś Susanie, żeby ze mną być – szepcę, żeby nie usłyszały mnie mikrofony.
– Co…?
– To co słyszysz! Proszę, weź je!