Mam w gardle supeł, który nie pozwala mi oddychać i sprawia, że łzy sprawiają jeszcze większy ból.
– A co ty możesz o tym wiedzieć? Sam mi mówiłeś, że nigdy nie robiłeś sobie testu – mówię. – Jesteś tchórzem. Tym właśnie jesteś! Ja zawsze robiłam. Zawsze, zawsze, zawsze!
Pedro jest przerażony, widząc mnie w takim stanie, i próbuje mnie przekonać o czymś, czego nie może pominąć.
– Przestań, proszę! Nie robiłem sobie testu, ponieważ nie było powodu. Powiedziałem ci już, że od czterech lat nie utrzymuję stosunków z żoną. Poza tobą nie miałem żadnego związku pozamałżeńskiego.
– Nie jestem żadnym związkiem pozamałżeńskim! – wyrzucam z siebie jednym tchem.
Powoli powietrze zaczyna przechodzić mi przez gardło.
Ale na widok pękniętej prezerwatywy w jego ręku znów dostaję ataku paniki. Wstaję i zamykam się w łazience.
– Słuchaj. Zrobimy coś. Już jutro zrobię sobie test na AIDS i, skoro go nie mam i ty też nie, będziesz spokojniejsza. Odpowiada ci to?
Jego słowa odbijają się od drzwi łazienki. Nie udaje mi się mu odpowiedzieć i nienawidzę go ze wszystkich sił, za to że bez mojej zgody wlał we mnie swoje nasienie, chcąc dać mi zbyt dużo miłości, chociaż ja go o to nie prosiłam: Nienawidzę go z całej duszy i czuję obrzydzenie do tego, co się stało.
Myślę, że to kara boska. Wchodzę pod prysznic, żeby pozbyć się wszelkich śladów grzechu.
Wyjście z szafy
30 października 1999
Od tygodnia jestem dręczona przez Pedra. Odbiło się to na mojej pracy w burdelu. Często odrzucam proponowane mi wykonanie usługi i znów jestem w strasznym stanie psychicznym. Prosiłam Pedra, żeby nie pokazywał mi się na oczy, dopóki nie będzie miał wyników badań.
Z dziewczynami nadal mam dobre układy, a Cindy nawet zwierzyłam się z tego, co się stało. Zrobiła groźną minę i próbowała mnie pocieszyć, mówiąc, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że złapałam jakąś chorobę od takiego faceta jak Pedro. Poza tym opowiedziała mi, że jej przydarzyło się to dwukrotnie i że to jest ryzyko zawodowe.
– Zawsze istnieje możliwość, że prezerwatywa może być uszkodzona – tłumaczy mi. – Im więcej masz stosunków, tym bardziej jesteś narażona na to, że zdarzy się coś takiego.
Zastanawiające, że nigdy dotąd o tym nie myślałam, przez co jeszcze bardziej nienawidzę samej siebie. W gruncie rzeczy ten chłopak nie ponosi żadnej winy. Każdemu się może zdarzyć. Ale obwiniam go o wszystko, nawet o nieobecność Giovanniego.
Pedro przestał się pojawiać, co sprawia, że boję się najgorszego. Gdybym znów spędziła z nim całą noc, chociaż mi się nie podoba, oznaczałoby to koniec mojej „paranoi związanej z AIDS”. Ale jest jeden problem – Pedro więcej nie przyszedł do burdelu.
Do tych zmartwień należy dodać jeszcze podejrzenia właścicieli, że widuję się z Pedrem poza burdelem i biorę pieniądze za swoje usługi, nie oddając im polowy zarobków. To oczywiście nieprawda. Gdyby tylko wiedzieli!
Tej nocy zgadzam się pójść do domu pewnej kobiety. Klientka jest drobną dwudziestoletnią dziewczyną, która otwiera mi drzwi w białej przezroczystej koszuli z koronkami na rękawach i dekolcie. Jest bardzo ładna, ale zaskakuje mnie widok tak młodej osoby.
Mieszkanie wydaje się ogromne, z wysokimi sufitami i niekończącym się korytarzem. Dziewczyna prowadzi mnie do małego pokoiku, który pełni rolę salonu, gdzie proponuje mi drinka.
– Mam na imię Beth – mówi, podając mi szklankę z whisky, o którą poprosiłam.
– Jesteś sama dzisiejszej nocy?
– Tak. Moi rodzice wyjechali i strasznie się nudziłam, więc zadzwoniłam, żeby mieć towarzystwo. Jesteś zaskoczona, że spotkałaś się z kobietą?
– Nie, zupełnie nie – odpowiadam. – Zaskakuje mnie tylko to, że spotkałam tak młodą kobietę o tak wyrobionych poglądach. Właśnie to mnie zaskakuje!
– Wiele razy już to słyszałam. Ale o co chodzi? Tak samo lubię mężczyzn, jak kobiety. A tej nocy pragnę być z kobietą. Poza tym rzucił mnie chłopak i chcę o nim zapomnieć.
W czasie, gdy spokojnie rozmawiamy, słyszę jakiś dziwny hałas dobiegający z innego pokoju. Nie jesteśmy same w domu. Najwyraźniej na mojej twarzy widać niepokój, ponieważ Beth natychmiast próbuje mnie uspokoić.
– To Paki, mój pies. Nie przejmuj się!
W salonie pojawia się piękny owczarek niemiecki, dyszący, z wywalonym ozorem.
– Cześć, kochanie moje! Chodź tu, kochanie. Chodź!
Pies się zbliża, obwąchuje mnie, a potem wkłada nos pod koszulę Beth. Nie przeszkadza jej zuchwałość zwierzęcia i zaczyna głaskać jego boki.
– To przyjaciółka. Widzisz? Jesteśmy przyjaciółkami – mówi do psa, jakby chciał mnie zaatakować i odgryźć mi część twarzy.
Słowa Beth nie uspokajają mnie, wprost przeciwnie.
– Co się dzieje? Twój pies jest agresywny? – pytam półżartem, choć tak naprawdę jestem przerażona.
– Nie. Bądź spokojna! Tylko nie lubi intruzów. Ale to dobry chłopiec. – Teraz Beth drapie psa po grzbiecie.
W Beth jest coś zmysłowego, co wywołuje u mnie dreszcz. Ma w sobie słodycz dorastającej panienki, a jednocześnie duża seksualną przebiegłość w oczach. Podczas gdy się jej przyglądam, ponownie słyszę hałas dochodzący z innej części mieszkania.
– Beth, ktoś tu jeszcze jest, prawda?
– Skąd! Nie przejmuj się. Prawdopodobnie coś spadło. Pójdę sprawdzić Ty zostań tutaj!
– Beth, proszę. Nic się nie stanie. Wołałabym tylko, żebyś powiedziała mi prawdę.
Ignorując moje słowa, wychodzi z salonu.
– Zaraz wracam – mówi, odwracając się do mnie plecami.
Jestem przekonana, że w mieszkaniu ktoś jeszcze jest. Poza tym pies się nie poruszył, więc z pewnością jest to ktoś, kogo zna, a Beth mnie okłamała.
Mija jakieś pięć minut, podczas których nie odważam się poruszyć Paki ponownie mnie obwąchuje, ziewa i kładzie się.
– Widzę, że już się zaprzyjaźniliście – mówi Beth po powrocie, przyglądając się psu ułożonemu u moich stóp.
– Tak, mniej więcej. Bardzo lubię psy i myślę, że Paki to wyczuł. I co to było?
– Nic. Drewno w kominku, który mam w pokoju. Chcesz go zobaczyć?
To oczywiste zaproszenie, żeby przejść do jej sypialni. Idę za nią, z naszymi drinkami w jednej ręce, torebką w drugiej i z psem za plecami. Sypialnia jest bardzo duża i ładna, z rustykalnymi meblami i łóżkiem w kształcie łodzi. Śnieżnobiałe prześcieradła są mocno pogniecione na całej długości łóżka, a naprzeciwko znajduje się świeżo rozpalony kominek.
Na nocnym stoliku stoi mnóstwo szklanek z resztkami napojów alkoholowych, a obok, na blacie widnieją białe plamy.
– Mój chłopak przyszedł dziś po południu. Byliśmy w łóżku, a potem się rozstaliśmy. Dziwne, prawda? – mówi Beth, wkładając sobie rurkę do nosa. – Chcesz?
Kończy przygotowywać rurkę z resztkami białego proszku z nocnego stolika. Palcem zbiera to co zostało i zlizuje.
– Nie, dziękuję. Nie lubię tych rzeczy.
Wyobrażam sobie przez chwilę Beth z rozłożonymi nogami, leżącą pod ciemnoskórym, muskularnym chłopcem, wydającą jęki rozkoszy. Pewnie zażywali kokainę przez całe popołudnie, a potem ona, bardzo ułożona, ze łzami w oczach rozkazała mu, żeby sobie poszedł i na zawsze zniknął z jej życia. Tej nocy, jak już trochę oprzytomniała, zadzwoniła do burdelu, żeby zamówić sobie dziewczynę i zemścić się na wszystkich mężczyznach świata, a przede wszystkim na swoim chłopaku. Już ją rozumiem.
Oplata rękami moją szyję i całuje mnie w usta. Ma gorący język, bardzo gorzki od koki, którą właśnie zjadła i po krótkiej chwili mój język drętwieje. Z tym nieprzyjemnym uczuciem kładę się z nią i znowu słyszę hałas. Nie pochodzi z kominka, włożyłabym za to rękę w ogień. Cóż za trafne określenie! Wydobywa się z ogromnej szafy stojącej koło okna. Zaalarmowana, podnoszę się, mimo że Beth próbuje mnie zatrzymać.