Potem przyszedł ból.
Jaśni uderzyli natychmiast, gdy tylko Edgar zrobił krok do przodu. Nie zaatakowali jednak śmiertelnymi zaklęciami, lecz zwykłą „prasą”, spychając naszego maga ze schodów. Edgar pochylił się, jakby szedł pod wiatr, ochraniający go wir mocy miał teraz wyraźne zarysy. Walka toczyła się na poziomie czystej energii, co wyglądało prymitywnie i bynajmniej nie widowiskowo. Ech, gdyby na miejscu Edgara był Zawulon! Zmiótłby tych Jasnych w jednej chwili, zmusił, by powiedzieli wszystko, wycisnąłby z nich wszelkie zdolności i odrzucił precz!
Ale trzeba przyznać, że Edgar też trzymał się nieźle. Przez pięć sekund szedł o własnych siłach i nawet przebił się przez prasę do samych drzwi mieszkania. Potem zaczęły marznąć mi opuszki palców.
Mag zaczął wyciągać z nas siłę.
Od razu wyczułam, jak skoncentrowali się Jaśni, wychwytując kanał energetyczny pomiędzy nami i Edgarem. Nie próbowali go zniszczyć przez pochopne działanie, Edgar wchłonąłby również ich siłę. Po prostu zaczęli mocniej napierać, licząc na swoją przewagę. Ich doładowali magowie ukryci w głębi mieszkania.
Przez kilka chwil panowała równowaga. Strumień naszej połączonej siły zwiększył napór Edgara, a Jaśni mieli swoje rezerwy. Kostka w ręku Ilji rozpadła się, na podłogę osypał się złoty pył. Cios odrzucił Edgara na metr. Stojąca obok mnie Olga jęknęła, kończyły się jej zapasy energii, teraz wyciągała ostateczne rezerwy swojej mocy, które niełatwo będzie zregenerować. Chyba nie była dziś w formie.
Na co liczy Lemieszowa?!
Za plecami Jasnych rozległ się hałas. Aha, braciszkowie wampiry… Pewnie przez balkon… Magowie nie zwrócili uwagi na hałas. Zareagowała tylko tygrysica, rozrzucając stojące jej na drodze żałosne meble i drapiąc pazurami linoleum. Już po chwili dobiegło mnie żałosne wycie któregoś z braci.
Trzech wampirów na tygrysicę to za mało…
– Witalij! – zakomenderowała krótko Lemieszowa.
Przez Zmrok przesunął się myślowy rozkaz i wilkołak skoczył do budynku, w biegu zrzucając ubranie i przemieniając się w wilka. Nadal karmiłyśmy Edgara siłą, więc znowu ruszył do przodu, nawet udało mu się odepchnąć Ilję w głąb mieszkania. Potem zza pleców Edgara wyłonił się ogromny wilk – i nie zwracając uwagi na magów, skoczył przed siebie.
Pomysł byłby dobry, gdyby z mieszkania nie ciśnięto w wilkołaka ognistym pociskiem. Któryś z trzymanych w rezerwie Jasnych wkroczył do walki i od razu zademonstrował, że nikt tu nie ma zamiaru żartować.
Na wilkołaku zapaliła się sierść. Podskoczył, zaczął młócić powietrze łapami i zakręcił się na podłodze, próbując stłumić ogień. Gdyby kontynuował atak, miałby szansę dopaść maga nim ten przygotuje następną kulę ognia…
Ale chyba rzeczywiście zbyt długo siedział w dyżurce…
Gdy Witalij próbował ugasić płomień, z ciemności uderzyły w niego nowe pociski. Drugi, trzeci, czwarty… Trysnęła krew, poleciały strzępy płonącego ciała. Wilk zawył i ucichł – teraz już tylko konwulsyjnie drgały tylne łapy, pomiędzy którymi bezwolnie leżał płonący niczym fajerwerk ogon. Nawet ładnie to wyglądało.
Na mojej piersi pękł i rozpadł się amulet – malutki kryształowy dzbanuszek z umieszczoną w środku kroplą czerwonego płynu. Niedobrze. To znak – skończyła mi się siła, wykorzystuję ostatnie rezerwy. Kropla krwi kobiety, która umarła, rodząc Innego – Ciemnego, to bardzo silne źródło energii, ale nawet tego nie wystarczy na długo.
– Lena! – krzyknęła Lemieszowa. Znowu poczułam bezgłośny rozkaz i Lena powoli, niczym somnambulik, wyszła z Kręgu. Moja prawa dłoń była pusta, trans został przerwany. Zdążyłam zobaczyć, że wewnątrz naszego Kręgu stoi rozkładany stolik z hebanu, a na nim leży cienka klinga z oksydowanej stali. Lena stała już przy piaskownicy, zastygła nad bawiącymi się dziećmi, jakby wysysając ich siłę…
– Dziewczynkę! – krzyknęła Lemieszowa. – Z jednej dziewczynki będzie więcej pożytku niż z dwunastu chłopców!
Wszystko zrozumiałam. Wszystko, prócz jednego – kto Annie Tichonownie dał prawo do składania takich ofiar i dlaczego postanowiła tracić taką moc na uratowanie jakiejś tam wiedźmy?
W tym momencie Lemieszowa chwyciła moją rękę i znowu stałam się bezwolnym elementem Kręgu.
Edgar, wciśnięty w róg klatki schodowej – teraz go nie odpychali, lecz próbowali zmiażdżyć, wcisnąć w ścianę, podniósł rękę:
– Powstrzymajcie się! Jak boli…
Krąg wysysał ze mnie ostatnie krople energii. Olga już nic nie oddawała, była wyżęta do cna, jej ciało drgało jak podłączone do prądu. Zanna cicho jęczała, jej głowa opadała powoli na pierś.
– Mamy prawo do ofiary – oznajmił zimno Edgar. – Jeśli się nie cofniecie…
Jaśni zamarli. Widziałam, jak wymienili spojrzenia, jak Garik z powątpiewaniem pokręcił głową. Siemion uwierzył od razu.
Złożenie w ofierze człowieka to potworna eksplozja energii. Zwłaszcza jeśli ofiarą jest dziecko i kiedy dzieje się to w Kręgu Mocy, a aktu dokonuje doświadczona wiedźma. Lenka Kiriejewa już stała wewnątrz Kręgu, trzymając w dłoni klingę. Dziewczynka leżała na czarnym stole.
Jeśli wlejemy w Edgara moc, która zaraz się uwolni, Jaśni nie wytrzymają. Oni również mają swoje nadzwyczajne metody, ale czy mogą z nich skorzystać?
Tygrysica wyskoczyła na korytarz i ryknęła. Widocznie rozprawiała się z wampirami na balkonie i widziała, co się święci.
– Nie powstrzymacie nas – rzekł obojętnie Edgar. – My zabierzemy swoją wiedźmę, ale dziecko zginie z waszej winy…
Jaśni byli oszołomieni. Nic dziwnego. Cała ta sprawa, mimo konfliktu interesów, nie wyglądała na zbyt ważną. Mocarstwa nie grożą sobie nawzajem pociskiem jądrowym, gdy jeden z ich wywiadowców zostanie zatrzymany za szpiegostwo; Inni nie grożą magią pierwszego stopnia, jeśli pojawia się drobny konflikt pomiędzy agentami operacyjnymi.
Ale Jaśni nadal tłamsili naszego maga. Być może, siłą rozpędu utrzymywali swoją prasę, my jednak nie miałyśmy już czym dzielić się z Edgarem. Olga straciła przytomność i tkwiła w Kręgu niczym bezwolna drewniana kukiełka. Żanna zaczęła osuwać się na kolana, heroicznie nie rozwierając dłoni i przekazując ostatnie okruchy energii. Twarz Leny wykrzywiła się z bólu, jednak uniosła klingę nad szamoczącą się dziewczynką. Dziecko było przytomne, w przeciwnym bowiem razie wydzieliłoby się znacznie mniej energii, ale zakneblowane zaklęciem milczenia. Moje ciało stało się miękkie, czułam, że się chwieję. Szybciej… Nie wytrzymam…
– Stójcie! – krzyknął Siemion. – Oddamy wiedźmę! Utrzymać… utrzymać Krąg. Próbowałam ściągnąć energię z otoczenia, ze śmiertelnie przerażonej dziewczynki, z przechodzących nieopodal ludzi, którzy w ogóle nie widzieli tego, co się dzieje.
Ale wszystko było wyssane. To Lemieszowa. Nic dziwnego, że stoi najmocniej z nas, suka… Zdechniemy tu, w imię nikomu niepotrzebnej staruchy, a ona przeżyje… Suka…
A Jaśni już wepchnęli w ręce Edgara grubą, zaniedbaną kobietę w brudnej podomce i zdeptanych kapciach. Ta nic nie rozumiała – rozglądała się, próbowała przeżegnać…
– Zapłacicie za to – obiecał na pożegnanie Siemion.
Edgar gwałtownym ruchem wykręcił uratowanej wiedźmie ręce za plecy. Nie było czasu na wyjaśnienia, nie było sił na magię… Po prostu pociągnął ją za sobą w dół po schodach.
Utrzymać Krąg…
Składanie ofiary jest aktem o nieprawdopodobnej sile i lepiej go unikać. Prawo do niego zdobyto jakieś dwadzieścia albo trzydzieści lat temu, na drodze chytrych intryg i prowokacji. Kiriejewa stała nad dziewczynką z kamienną twarzą, a nóż błyszczał w jej ręku. Gotowa była jednym ciosem wyciąć dziecku serce. Deniska monotonnie powtarzał odpowiednie zaklęcia. W każdej chwili mogliśmy otrzymać strumień energii… ale lepiej byłoby obyć się bez niego.