– Ponieważ była wiedźmą – odpowiedział bardzo spokojnie Igor. – Ponieważ niosła zło i ból. Ponieważ pracownik Nocnego Patrolu chroni ludzi przed Ciemnymi zawsze i wszędzie, w każdym wypadku, mimo osobistego stosunku do danej sytuacji. Nigdy nie zastanawiałeś się nad tym, skąd to sformułowanie o osobistym stosunku do sytuacji? Należałoby raczej powiedzieć „mimo osobistego stosunku do Ciemnych”, ale to jakoś tak żałośnie brzmi. Więc posłużyli się emfe… eufe…
– Eufemizmem – podpowiedział jak zahipnotyzowany Antoni.
– Eufemizmem – Igor uśmiechnął się. – Właśnie. Pamiętasz, gdy braliśmy wampirzycę na dachu, już miałeś ją zastrzelić, ale wtedy pojawił się twój sąsiad wampir. I ty opuściłeś pistolet.
– Nie miałem racji – wzruszył ramionami Antoni. – Powstrzymałem się dlatego, że należało ją oddać pod sąd…
– Akurat! Zastrzeliłbyś ją bez zastanowienia. Tak samo jak każdego innego wampira, który próbowałby ją zasłonić. Ale przed tobą stanął nie zwykły wampir, lecz twój przyjaciel… No dobra, kumpel. I tylko to cię powstrzymało. A wyobraź sobie, że miałbyś wybrać, czy opuścić pistolet, czy wypuścić przestępcę na wolność.
– Strzeliłbym – powiedział ostro Antoni. – Do Kosti też. Byłoby mi bardzo ciężko, przyznaję, ale…
– A gdyby to nie był twój dobry znajomy, lecz ukochana? Ludzka kobieta albo Inna, nieważne, Jasna czy Ciemna?
– Strzeliłbym – wyszeptał Antoni. – Strzeliłbym i tak.
– A co potem?
– Nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Po prostu bym nie dopuścił.
– Oczywiście. Nie przychodzi nam do głowy, żeby się zakochać, jeśli widzimy aurę Ciemności. Ciemni nie zakochają się, widząc aurę Światła. Ale nas to uczucie zaskoczyło. My byliśmy pozbawieni sił. Nie pozostawiono nam wyboru…
– Powiedz mi, Igorze… – Antoni wciągnął powietrze. Wódka nie upijała, a rozmowa, nawet tak serdeczna, nie przynosiła ulgi. -
Powiedz, dlaczego po prostu nie wygoniłeś jej z obozu? Dlaczego nie poprosiłeś Hesera o pomoc i radę? Ochroniłbyś ludzi, a przy tym…
– Nie odeszłaby – powiedział ostro Igor. – Przecież jej pobyt w Arteku był legalny. Wiesz, co jest najstraszniejsze, Antoni? To, że prawo do jej regeneracji Zawulon wytargował od Hesera w ramach wymiany na prawo zregenerowania siły maga trzeciej rangi. Mnie! Rozumiesz, jak się wszystko splątało?
– Jesteś pewien, że nie odeszłaby? – zapytał Antoni.
Igor w milczeniu podniósł kieliszek. Stuknęli się, po raz pierwszy tego wieczoru, ale nie wygłosili żadnego toastu.
– Nie jestem pewien. Na tym właśnie polega problem. Powiedziałem jej. Kazałem się wynosić. Ale to było zaraz potem, jak zrozumieliśmy, kim jesteśmy. Gdy nie było żadnych myśli, wyłącznie adrenalina…
– Gdyby cię kochała – powiedział Antoni – odeszłaby. Gdybyś znalazł odpowiednie słowa…
– Być może. Kto wie?
– Igorze, bardzo mi żal… – wyszeptał Antoni. – Nie wiedźmy Alicji, oczywiście, na to się nie zdobędę. Nie zdołam nad nią zapłakać. Strasznie mi ciebie szkoda. I bardzo chcę, żebyś został z nami. Żebyś wytrzymał, nie załamał się.
– Nie mam już po co żyć. – Igor rozłożył ręce. – Zrozum! Nie mam po co! Wiesz… Ja też pokochałem po raz pierwszy w życiu. Miałem kiedyś żonę… Zostałem Innym w czterdziestym piątym roku… Wróciłem z frontu – młody kapitan, pierś w orderach, ani jednego draśnięcia… Przez całą wojnę nie opuszczało mnie szczęście, dopiero potem zrozumiałem, że to dzięki zdolnościom Innego. I wtedy ta prawda o Patrolach… Nowa wojna, rozumiesz? I to tak sprawiedliwa! A ja umiałem tylko walczyć! Wtedy zrozumiałem, że znalazłem pracę na całe życie – na bardzo, bardzo długie życie. Zrozumiałem też, że ominą mnie wszystkie ludzkie problemy, smutki, dolegliwości… Żadnych kolejek w sklepach… Przecież ty nawet nie wiesz, co znaczy najzwyklejszy głód, jak wygląda prawdziwy czarny chleb, jak smakuje prawdziwa chrzczona wódka… Co to znaczy po raz pierwszy uśmiechnąć się prosto w spasioną mordę osobisty * ze SMIERSZ – a ** i leniwie ziewnąć w odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego przebywaliście na terytorium wroga przez dwa miesiące, skoro most został wysadzony na trzeci dzień po desancie?”
Wódka zrobiła swoje – Igor mówił szybko, ze złością… nie przypominał już tego wesołego młodego maga z Nocnego Patrolu…
– Wróciłem i popatrzyłem na Wilenę, na swoją Lenkę – Wilenkę, piękną i młodą, która codziennie – codziennie! – pisała do mnie list! Gdybyś wiedział, jakie to były listy! Zobaczyłem, jak się cieszy z mojego powrotu, przecież byłem cały i zdrowy, w dodatku bohater! Rzadko która baba miała wtedy takie szczęście. Ale zrozumiałem też, jak bardzo się boi, że zawistne ścierwy sąsiadki opowiedzą mi o tych wszystkich chłopach, którzy bywali u niej w ciągu tych czterech lat… A ja wtedy zobaczyłem – nagle, wszystko, od razu. Im dłużej na nią patrzyłem, tym więcej widziałem. Najdrobniejsze szczegóły. Nie tylko wszystkich jej mężczyzn – od gnid spekulantów do takich samych wojaków jak ja, którzy przez płot wojskowego szpitala wyskakiwali na samowolkę… Usłyszałem, jak szeptała jednemu pułkownikowi: „On to już pewnie gryzie ziemię…” Ale pułkownik okazał się człowiekiem. Prawdziwym człowiekiem. Wstał z łóżka, ubrał się, dał jej w twarz i wyszedł.
Igor nalał wódki; szybko, nie czekając na Antona, wypił i znowu napełnił kieliszki.
– I wtedy taki się właśnie stałem – powiedział. – Wyszedłem ze swojego domu, mając w uszach brzęk medali i zawodzenie Wileny: „Nałgały, suki, byłam ci wierna!”, szedłem ulicą i czułem, że coś się we mnie wypaliło. Był maj, Antoni. Maj czterdziestego piątego, zaraz po kapitulacji Niemiec Heser odwołał mnie z frontu i powiedział: „Teraz twój front jest tutaj, kapitanie Ciepłow”. Wtedy ludzie byli inni, Antoni. Wszystkim promieniały twarze. Ciemnych bydlaków oczywiście nie brakowało, ale i Światła było dużo. Gdy tak szedłem ulicą, obskakiwały mnie dzieciaki, patrzyły na rzędy orderów na mojej piersi i sprzeczały się, jaki medal za co. Mężczyźni ściskali mi ręce, zapraszali, żeby się z nimi napić. Podbiegały do mnie dziewczyny… i całowały. Tak zwyczajnie, tak po prostu. Całowały mnie tak, jak całowałyby swoich chłopców, którzy jeszcze nie wrócili albo już zginęli. Jak swoich ojców czy braci. Czasem płakały… A potem szły dalej. Rozumiesz… nie, pewnie nie rozumiesz. Myślisz sobie teraz o Rosji, jak jest ciężko, w jakim kanale się znaleźliśmy… Martwisz się, dlaczego Jaśni nie udzielą Rosji pomocy w skali globalnej. A przecież nie wiesz, co to znaczy prawdziwa tragedia. A my wiemy!
Igor znowu się napił. Antoni w milczeniu podniósł kieliszek i skinął głową, podtrzymując niewypowiedziany, ale zrozumiały toast.
– Właśnie wtedy taki się stałem – powtórzył Igor. – Zostałem magiem. Agentem operacyjnym. Wiecznie młodym – który kocha wszystkich – i nikogo. Postanowiłem sobie, że już nikogo nie pokocham. Nigdy. Że przyjaciółki to jedno, a miłość to co innego. Człowieka nie można kochać, bo jest za słaby. Innego nie można kochać, bo Inny to albo wróg, albo towarzysz. Taką sobie stworzyłem zasadę życiową, Antoni. I trzymałem się jej, jak mogłem. Czułem się tak, jakbym ciągle był tym młodym chłopakiem, który wrócił z frontu, który ma jeszcze czas na miłość. Można się pokręcić z dziewczyną na tańcach – zaśmiał się cicho – albo poskakać w dyskotece pod ultrafioletem… Co za różnica czy to jazz, rock czy trash; jakie znaczenie ma długość spódnicy albo z czego zrobione są pończochy… Wszystko jest okej. Wszystko w porządku. Widziałeś film o Piotrusiu Panu? Tak się właśnie czułem. Tylko nie głupi chłopczyk, ale głupi młodzieniec. Było mi dobrze… przez długi czas było mi dobrze. Przeżyłem jedno ludzkie życie. Grzechem byłoby się skarżyć, skoro nie doznałem ani starczej niemocy, ani żadnych innych problemów. Nie przejmuj się tak, Antoni.