– W takim razie nie widzę sensu usuwania ciebie… Wypili w milczeniu, nie stukając się. I jak na komendę popatrzyli na kartkę papieru.
– Wypijmy za podstawę! – powiedział Antoni, czując, że jego głos brzmi trochę niewyraźnie. – Czyli tak… Półtora roku temu Heser i Olga zmienili los Świetlany. I teraz ona ma zostać matką mesjasza, tak?
– Wychodzi na to, że tak.
– Zawulon, wykorzystując pojawienie się zwierciadła, próbował ją zniszczyć, ale to mu się nie udało…
– Zgadza się.
– Dobrze. Zostawmy na razie twoją rolę… Jaki może być następny krok Zawulona? Teraz, gdy pozbawiona magii Świetlana jest bezbronna?
– Nie jest bezbronna – Igor pogroził mu palcem. – Idę o zakład, że jej ochrona stoi na najwyższym poziomie. Atak na nią to złamanie Traktatu. Ciemni dbają o swoją skórę, nikt nie chce zostać odesłany w Zmrok!
– Jakie może być następne posunięcie Zawulona? Tylko jedno…
– Pojawienie się antychrysta. Jedynego, który zdoła przeciwstawić się mesjaszowi…
– Przy czym pojawienia się antychrysta ludzie spodziewają się tak samo jak końca świata – wykrzyknął Antoni. – A wszystko przez kulturę masową!
– Masz Biblię? – zapytał nieoczekiwanie Igor.
– Przy sobie? Coś ty…
– Zaraz… – Igor szybkim, choć niezbyt pewnym krokiem wyszedł do drugiego pokoju, wrócił z opasłym tomem. Nieco speszony zerknął na Antoniego. – Oczywiście jestem ateistą, ale Biblia… Sam rozumiesz. Tak tylko…
– Igorze – Antoni położył rękę na księdze – Biblia nam nie pomoże. Pomyślmy logicznie…
– Zastanówmy się – zgodził się szybko Igor, z ulgą odkładając Pismo Święte.
– Zawulon też chce żyć. Nie potrzebuje apokalipsy… mam nadzieję. Potrzebuje figury, która dorównałaby siłą mesjaszowi Światła.
– Fafnir… – powiedział w zadumie Igor. – Fafnir!
– Silny mag Ciemności… – przyznał Antoni. – Ale to przecież nie antychryst!
– Sześćset sześćdziesiąt sześć! – Igor zakręcił się w fotelu. – Dalej, policzmy sumę liter w imieniu „Fafnir”!
– Nie pamiętam, jak się je pisze w oryginale. A po rosyjsku… – Antoni zamyślił się na chwilę. – Osiemdziesiąt osiem! Żadne tam sześćset sześćdziesiąt sześć.
– Ale osiemdziesiąt osiem też mi wygląda podejrzanie! – Igor patrzył na Antoniego płonącymi oczami. – Zastanów się tylko! Nie osiemdziesiąt siedem! Nie osiemdziesiąt dziewięć, tylko właśnie osiemdziesiąt osiem! Podejrzane?
– Podejrzane – przyznał Antoni. Liczba rzeczywiście wydała mu się podejrzana. – Pewnie Fafnira rzeczywiście można wskrzesić, wyciągnąć ze Zmroku. Ale…
– Nie chodzi o zwyczajne wskrzeszenie – sprecyzował Igor. – Tutaj wszystko opiera się na ludziach! Na ich oczekiwaniu, gotowości uwierzenia! Jeśli ożywienie Fafnira zostanie przeprowadzone w określonych warunkach, to z szalonego maga otrzymamy szalonego antymesjasza!
– W jaki sposób?
– No, te wszystkie cztery konie apokalipsy… wyjście bestii z morza…
Oczy Igora zaszkliły się.
– Antoni… Przecież sugerowane miejsce pochowania Fafnira to morze! A jeśli śmierć Alicji i tego chłopca Makara w morzu były swego rodzaju ofiarą… Wówczas wyrzut sił Ciemności…
Antoni potrząsnął głową i wytarł spocone czoło.
– Igor, czy myśmy czasem nie za dużo wypili? Owszem, przyznaję, że Heser ma zamiar wykorzystać… może wykorzystać Świetlane jako matkę nowego mesjasza… W jakimś stopniu będzie to nowe wcielenie Chrystusa… albo po prostu maga o niebywałej sile… Wszystko pasuje. Zgadzam się, że Zawulon w ramach przeciwdziałania może spróbować zorganizować figurę o podobnej sile, ale łączyć to wszystko z Armageddonem, z Biblią i religią – to już za duża śmiałość!
– Ale to przecież dwutysięczny rok! – niemal krzyknął Igor. – Rozumiesz? Magowie mogą sobie coś wymyślić, ale ludzie, ich marzenia i lęki tworzą rzeczywistość po swojemu! I pojawiające się figury będą mieć wszystkie potrzebne cechy! Idziemy!
– Dokąd?
– Do restauracji. Po wódkę.
Antoni westchnął, patrząc na butelkę. Faktycznie, koniec.
– Lepiej zamówmy przez telefon.
– Daj spokój, chcę się przejść.
Antoni wstał, chowając amulet do kieszeni. Przy windach nikogo nie było, ale nie musieli długo czekać. Igor, opierając się o ścianę, perorował:
– Popatrz, co Zawulon może zrobić. Wyciąga z magazynu Inkwizycji Pazur Fafnira…
– W jaki sposób?
– Co za różnica? Raz porwali, to drugi raz też im się uda! Następnie przeprowadzane są różne magiczne działania oraz inscenizowane mitologiczne wyobrażenia o apokalipsie. Jakaś tam szarańcza… cztery konie…
– Już widzę, jak Zawulon prowadzi cztery konie…
– Nie bierz tego tak dosłownie… – skrzywił się Igor. – Przecież doskonale wiesz, czym jest magia podobieństw. Bierzemy, na przykład, czterech ludzi, a jeszcze lepiej czterech Ciemnych Innych. Azjata to koń ognisty, Murzyn to koń kary, Europejczyk to koń biały, a na przykład Skandynaw to koń siwy… Sadzamy ich na drewnianych koniach na biegunach…
Antoni zamarł, patrząc na rozsuwające się drzwi windy.
W lustrzanym pudełku, z przerażeniem wpatrując się w magów Światła, stali Bracia Regina, przybrane dzieci sekty: Murzyn, Chińczyk i Ukrainiec. Faktycznie, gdzie mieliby być jak nie w tym hotelu? Przecież przybyli na trybunał Inkwizycji. Antoni w zwolnionym tempie pomyślał, że czwarty z bojowników był właśnie Skandynawem.
Całe szczęście, że właśnie był…
Chyba Igor pomyślał o tym samym, bo powiedział:
– Trzech…
W martwej ciszy drzwi windy zaczęły się zamykać. Ale Juha Mustajoki nagle zrobił krok do przodu, wsunął nogę w szczelinę pod fotokomórką. Drzwi rozsunęły się niechętnie.
– Chciałem podziękować Nocnemu Patrolowi Moskwy – powiedział nieoczekiwanie. Wyraźnie czuł się nieswojo, ale trzymał dzielnie. – To było bardzo humanitarne.
– Co było humanitarne? – zapytał Antoni.
– Darowanie życia Pasi Olykkainenowi. My… jesteśmy bardzo wdzięczni.
– Gdzie on jest? – wykrzyknął Antoni.
– Na dole… w barze… – Juha popatrzył na magów ze zdumieniem.
– Cztery konie… – powiedział martwym głosem Igor. – Cztery konie! Cztery konie!
Mustajoki cofnął się, zerknął stropiony na towarzyszy. Magowie zostali sami.
– Wszystko pasuje. – Igor odwrócił się do Antoniego. – Widzisz? Wszystko pasuje!
– Poczekaj…
Antoni skupił się, przypominając sobie odpowiednie gesty. Podniósł prawą rękę, przesunął przed twarzą Igora, gwałtownie opuścił w dół i natychmiast podniósł do góry, układając palce w dzbanek.
– Żeby cię… – zajęczał stłumionym głosem Igor i skoczył do pokoju. Antoni powoli ruszył za nim. Popatrzył na zgarbione plecy Igora, sterczące z otwartych drzwi toalety i sięgnął do niego przez Zmrok. Igor jęknął.
Zaklęcie wytrzeźwienia nie jest zbyt trudne – tylko nieprzyjemne dla obiektu oddziaływania.
Kilka minut później Igor wyszedł z toalety. Włosy miał mokre, oczy wytrzeszczone, był blady jak śmierć.
– Koń siwy… – wymamrotał Antoni. – Dobra… teraz ty mnie. Igor ochoczo powtórzył gesty Antoniego i teraz Gorodecki pochylał się nad muszlą. Gdy po kilku minutach wrócił do pokoju (zdążył nawet umyć twarz i przełknąć kilka łyków wody z kranu – pragnienie nie dało na siebie długo czekać), Igor zacierał ślady popijawy. Popatrzył na Antoniego i kpiąco powiedział: