Выбрать главу

Mimo wszystko Praga, z całą jej europejskością, to jednak nie Moskwa. Wartownik (tylko jeden, w dodatku beskud) uśmiechnął się do Edgara.

„Znowu beskud” – pomyślał Edgar z lekkim zdumieniem. – „Czy w Pradze występuje ich więcej? To już drugi…”

Na terytorium całego byłego ZSRR zarejestrowano zaledwie sześciu beskudów: dwóch w Turkmenii, po jednym na Krymie, na Białorusi, w Jakucji i na Kamczatce. Edgar wiedział o tym najlepiej, ponieważ piętnaście lat temu zajmował się sprawą na wyjeździe i cała ta szóstka była świadkami.

Zmrokowa postać beskuda była niemal klasyczna.

– Witam, kolego!

– Dzień dobry.

W Zmroku nie było barier językowych.

– Co sprowadza pana do naszego bastionu? Jakaś konkretna sprawa? Czy tylko wizyta?

– Sprawa. Gdzie macie archiwum?

– Minus drugie piętro, dalej zrozumie pan sam.

„Minus drugie” – pomyślał Edgar. – „Czyli mają tu wielopoziomowe podziemia…”

– Dziękuję. Mogę tam pójść?

– Oczywiście. Ciemny może pójść, dokąd chce, nieprawdaż? Edgar westchnął: załóżmy…

– Winda jest tam – podpowiedział beskud.

– Dziękuję – powtórzył Edgar i ruszył we wskazanym kierunku. Stara winda opuściła go dwa poziomy poniżej jezdni. Pod ziemią kryło się jeszcze pięć niższych. Nieźle się urządzili!

Westybul przed windą był malutki – cztery na cztery. Po prawej i lewej stronie były drzwi, na jednych widniała tabliczka „Biblioteka”, na drugiej: „Maszynownia”.

„Zacznijmy od biblioteki” – pomyślał Edgar. – „W czasach Fafnira i Al – Chazreda nie było komputerów… A przynajmniej komputerów w dzisiejszym sensie tego słowa…”

Edgar podszedł do lewych drzwi. Nie były zamknięte.

Biblioteka wyglądała typowo – duża sala, kilka stolików i długie rzędy stelaży z książkami. Wystarczyło rzucić jedno spojrzenie na grzbiety, by zrozumieć, że te szacowne foliały pamiętają jeszcze najbardziej innych Innych…

Edgar stanął i w tym samym czasie spoza stelaży wyszedł nieprawdopodobnie chudy Ciemny. Wampir. Przy czym, jak ocenił Edgar od razu, wyższy wampir.

Zwykłe wampiry, jakich w Moskwie jest całe mrowie, są niższym ogniwem, tym mięsem armatnim, o którym wspominał Gorodeckiemu. Niemal nie posługują się magią, zwykły mag Ciemności jest od nich silniejszy. Co innego wyższe wampiry, których w Moskwie i całej Europie Wschodniej – z wyjątkiem Czech i Rumunii – w ogóle nie ma.

– Dzień dobry. Czy mogę jakoś pomóc?

– Dzień dobry. Interesują mnie materiały dotyczące jednego z magów przeszłości.

– Którego właściwie? – zainteresował się wampir.

– Fafnir. Zmrokowy smok.

– Oho! – powiedział z szacunkiem wampir. – To bardzo potężny mag. Jeden z najsilniejszych Ciemnych w całej historii ludzkości. Co konkretnie pana interesuje?

– Okoliczności jego śmierci. Przyczyny pojedynku z Zygfrydem, szczegóły… Jednym słowem, chcę wszechstronnie poznać tę historię. Problem polega na tym, że mam jedynie kilka godzin, a chciałbym jeszcze stworzyć model akcji wyciągnięcia go ze Zmroku…

Wampir uśmiechnął się ze smutkiem:

– Niestety, zrealizowanie takiej akcji jest prawie niemożliwe. Konieczne byłyby działania o takiej mocy i intensywności, że nie zarobilibyśmy na nie nawet prawem wprowadzenia wszystkich, podkreślam: wszystkich!, Ciemnych na ziemi w stuletnią śpiączkę.

– Niemniej – Edgar zrobił nieznaczny gest ręką – chciałbym rozwiązać to zadanie choćby na papierze.

– Wobec tego musi pan zajrzeć do Nekronomikonu Al – Chazreda – poradził wampir. – W tym dziele wszystkie niezbędne działania zostały szczegółowo opisane. Jest pan nekromantą, teoretykiem?

Edgar uśmiechnął się szeroko.

– Co też pan! Nigdy nie zajmowałem się nekromancją. Ale ostatnio tak się jakoś zainteresowałem…

– W takim razie dobrze pan zrobił, przyjeżdżając do Pragi. My się znamy na nekromancji, mamy wielu specjalistów… Niestety, jak zapewne sam pan rozumie, wszyscy oni poprzestają na teorii.

Edgar rzeczywiście doskonale rozumiał, dlaczego.

Od czasu podpisania Traktatu Inkwizycja dała sankcję na wskrzeszenie jedynie dwukrotnie i za każdym razem tymczasowo. Trybunał był zmuszony przesłuchać świadków, których należało w tym celu ściągnąć ze Zmroku – wyłącznie na czas przesłuchania.

Edgar nie wierzył, że mag rangi Fafnira nie przygotował sobie zawczasu furtki powrotu. Powinien był to zrobić po osiągnięciu określonego poziomu – Edgar miał nadzieję, że kiedyś uda mu się osiągnąć taki poziom. Zresztą, miał nie mniejszą nadzieję, że uda mu się nie dopuścić do odejścia w Zmrok. Ale życie niesie ze sobą tyle niespodzianek… zwłaszcza w warunkach ciągłej wojny.

– Proszę przejść tutaj – wampir wskazał stoliki. – Zaraz przyniosę panu książki. Jak sądzę, interesuje pana nie tyle ludzki epos, ile latopisy Innych, czy tak?

– Oczywiście, mój drogi. Oczywiście.

– Natychmiast.

Wampir rzeczywiście wrócił bardzo szybko. Widocznie stanowisko bibliotekarza piastował nie pierwsze dziesięciolecie i doskonale znał swój księgozbiór.

– Proszę – powiedział, kładąc na stole dwa tomy. Pierwszy ogromny, w starych okładkach z pociemniałej brązowej skóry – Nekronomikon w przekładzie Gerarda Kuchelsteina; drugi nieco skromniejszy, z wymyślnym tytułem na pół okładki: Żywot i interpretacja słynnych działań oraz proroctw i wielu bezprzykładnych odkryć Wielkiego Maga Ciemności, znanego wśród Innych pod imieniem Fafnir albo Zmrokowy Smok. Johann Jetzter – Urmongomod. Chyba oryginał.

Zapewne księga Jetztera – Urmongomoda nosiła znacznie bardziej archaiczny tytuł, ale ponieważ Edgar nie znał starogermańskiego, tekst tracił osad wiekowości, ale za to stawał się bardziej zrozumiały.

Żywot Fafnira Edgar przejrzał po łebkach. Jak można się było spodziewać, ów foliał przedstawiał wydarzenia nieco inaczej niż Eddy i Pieśń o Nibelungach. Po pierwsze, było jasne, że Sygurd (czyli Zygfryd, czyli Siwrit), Regin i Hreidmar oraz Fafnir byli Innymi. Oczywiście Hreidmar nie był biologicznym ojcem Fafnira, zaś Regin – jego biologicznym bratem. W wyniku skomplikowanej i starannie obmyślonej intrygi Sygurd skłócił magów Ciemności i zniszczył ich, jednych cudzymi rękami, innych osobiście. Celem Sygurda nie były skarby, bezsensowne żelastwo czy błyszczące kamyczki. Sygurd i reszta polowali na spadek po karzełku Andwarim, ale czym właściwie był ten spadek – o tym praca Urmongomoda milczy. Może były to jakieś starożytne i potężne artefakty, może po prostu wiedza – na przykład księgi. W każdym razie Sygurd załatwił wszystkich, zagarnął spadek, a co działo się dalej, Edgar nie miał czasu się dowiadywać. Fafnir został pokonany jako ostatni przed Reginem. Chyba mimo wszystko udało mu się zabrać jakieś tajemnice do Zmroku, ale magowie tamtych czasów, nie związani żadnymi traktatami czy postanowieniami, działający bez oglądania się na Inkwizycję (gdyż jej po prostu nie było) nieszczególnie się tym przejmowali.

Najważniejszą rzeczą, jakiej dowiedział się Edgar, było to, że Fafnir posiadł pewną zapomnianą wiedzę z dziedziny wyższej magii bojowej (co, powiedzmy sobie szczerze, niewiele mu dało w pojedynku z przebiegłym Sigurdem) i zabrał tę wiedzę ze sobą do Zmroku. Niewykluczone, że teraz Zawulon będzie się starał ją posiąść.

Doszedłszy do tego oczywistego wniosku, Edgar wziął się za Nekronomikon.