Cóż z tego? Jeśli nawet nadszedł czas pojawienia się kolejnego czarnego hetmana, czy to znaczy, że pospiesznie ściągnięty z peryferii laufer nie ma po co machać łapkami i czepiać się śliskiej powierzchni deski?
„O nie! Może nie jestem hetmanem – myślał Edgar, wściekając się – ale na pewno nie jestem pionkiem. I nie mam zamiaru tak po prostu zejść z szachownicy. Jeszcze trochę powalczę. A jak się uda – uratuję połowę Europy przed nieprzyjemnościami”.
Poza tym, istnieje przecież Inkwizycja! Coś mówiło Edgarowi, że posiadaczy szarych płaszczy nie ucieszy kolejna wizyta Zmrokowego Smoka.
Przedświąteczna Praga znikła, odsunęła się, przygasła. Edgar złapał taksówkę, dojechał do hotelu, patrząc tępo w jeden punkt przed sobą, automatycznie zapłacił i wszedł do westybulu, rzucając szwajcarowi takie spojrzenie, że ten z przyjemnością zapadłby się pod granitową podłogę.
Edgar szedł do wind tak szybko, że za jego plecami rozwiewał się rozpięty płaszcz. Kierował się do pokoju, który wyczuł intuicją Innych…
…i nagle stanął jak wmurowany. Przełknął ślinę.
Z baru właśnie wyszli „Finowie”: Bracia Regina. Cała czwórka. Czwórka, a nie trójka – do Chińczyka, Afrykańczyka i Słowianina dołączył autentyczny Fin, którego wszyscy uznali za martwego.
Fin był cały i zdrowy.
No bo niby dlaczego Heser miałby zabijać świadka?
Być może, twórca odczuwa nieprzekazywalną gamę uczuć, wstawiając ostatni kawałeczek szkła w perfekcyjny witraż. Ale co mają zrobić ci, dla których szkiełka witrażu układają się w suche słowa wyroku?
– Bracie! – zwrócił się do Edgara jeden z „Finów”. – Chcemy podziękować Dziennemu Patrolowi Moskwy za wsparcie! Pójdzie pan z nami? Świętujemy ocalenie naszego brata, Pasiego – wszyscy uważaliśmy go za zmarłego.
Prawdziwy Fin uśmiechał się speszony, całym sobą pokazując, jak bardzo wzruszony jest troską towarzyszy.
– Gratuluję – powiedział głucho Edgar. Właściwie nie miał im czego gratulować, w momencie wskrzeszenia Fafnira cała ta czwórka na pewno zginie.
– Bracie Ciemny – widząc jego wahanie, mag przestał nalegać. – Nie wiesz, dlaczego ten Jasny, który również jest oskarżony, nazwał nas czterema końmi?
Jego towarzysze z oburzeniem pokiwali głowami.
– Czy nie należałoby potraktować tego jak nieuzasadnionej obrazy? – zapytał z nadzieją przywódca Braci Regina.
– Niestety – odparł Edgar. – To gorzej niż obraza. To prawda.
Wszedł do windy.
ROZDZIAŁ 6
Antoni poddał się przed południem.
Wódki już nie pili, mimo że alkohol tak doskonale stymulował wyobraźnię. Sama myśl o kawie budziła mdłości. Na wspaniałe czeskie piwo też nie mieli ochoty.
Igor stał przy oknie z kubeczkiem jogurtu Danone, słuchał kolejnej sugestii Antoniego i kręcił głową.
– No, coś ty? Jaki tam ze mnie pogromca smoków? Poza tym odrzuciliśmy chyba wersję z Fafnirem?
– A może?
– Wszystko jedno. To jest walka magii, a nie pojedynek z potworem ziejącym ogniem… – Igor uśmiechnął się i dodał cynicznie: – Poza tym, w starciu smoka Fafnira i pary współczesnych helikopterów bojowych postawiłbym raczej na helikoptery. Dość tych zgadywanek, Antoni. Nic nie znajdziemy.
– Ale i tak to ty jesteś kluczem.
– Co z tego? Kluczy zazwyczaj nie informuje się, jakie drzwi przyjdzie im otworzyć. Antoni, ja jestem najzwyklejszym Innym. Tylko Zawulon wie, na czym polega moje… znaczenie. No i pewnie Heser. Zresztą, zaraz tu przyjdzie, będziemy mogli go zapytać.
Antoni zerknął przez Zmrok i powiedział z zawiścią:
– Poważnie? Już tu jest? Ja go nie czuję…
– Ja też nie. Widziałem przez okno, jak wszedł do hotelu. Rozległo się delikatne pukanie do drzwi i już po chwili goście weszli przez Zmrok. Heser, jego milczący cień Aliszer oraz Świetlana. Swietłanę przez Zmrok prowadzili magowie. Antoniego zobaczyła dopiero wtedy, gdy cała trójka wyszła ze Zmroku w ludzki świat. Uśmiechnęła się, rozłożyła ręce, jakby chciała powiedzieć: sam widzisz, jaka się stałam. Antoni znowu poczuł smutną, pełną winy czułość, przemieszaną ze wstydem i złością na siebie. A przecież nie miał innego wyjścia, mógł tylko pozwolić zwierciadłu odebrać Swietłanie Siłę… W końcu najważniejsze było to, że Swietłana żyje… Ale co można zrobić z przeklętym uczuciem przegranej partii?
Czyżby Igor czuł coś podobnego, wspominając Alicję? Tylko było to znacznie bardziej gorzkie uczucie.
W takim razie należy się dziwić – i cieszyć – że Igor jeszcze żyje…
– Dzień dobry, chłopaki – powiedział łagodnie Heser.
Był w skromnym, niedrogim garniturze i pastelowym krawacie. Biznesmen średniej klasy, ubierający się u „Marksa i Spencera” i rokrocznie wysyłający swoim pracownikom skromne prezenty z okazji Bożego Narodzenia. Chyba w obecnej sytuacji za najlepszy prezent Heser uznał siebie…
– Witam, Borysie Ignatiewiczu – odpowiedział Antoni. Nie potrafił nazwać tego dnia dobrym. – Cześć, Aliszer.
Ze Swietą po prostu wymienili spojrzenia. Wziął ją za rękę i poprowadził do fotela. Jakby była chora. Co się dzieje…
– Dzień dobry, szefie – powiedział spokojnie Igor. – Cieszę się, że pana widzę. Witaj, Swieta. Sie masz, Aliszer.
Ochroniarz (jeśli oczywiście maga trzeciej rangi można nazywać ochroniarzem Wielkiego Maga) czy raczej ordynans Hesera, syn ifryta i ludzkiej kobiety, w milczeniu skinął magom i poszedł w róg pokoju. Tam zamarł – skrzyżował ręce na piersi i częściowo wszedł w Zmrok. Antoni poczuł, że Aliszer ma dość wyostrzoną zdolność do obserwacji w Zmroku, co prawdopodobnie było zasługą szefa. Zauważył też, że ten młody mag stara się nie patrzeć na Igora. Jeszcze jeden szalony splot zbiegów okoliczności – ojciec Aliszera został zabity przez Alicję Donnikową. I chociaż nie był ani człowiekiem, ani Innym… Trudno powiedzieć, kim jest ifryt, wierny pomocnik Wielkich Magów. Sam nie pretendując do miana bohatera, ifryt służy bohaterom, usuwając z ich dróg drobne przeszkody, umacniając więzy rodzinne… przyczyniając się do narodzin wielkich bohaterów…
Antoni wstrzymał oddech.
Dzieci wilkołaków zazwyczaj dziedziczą wilkołacze zdolności. Dzieci magów niezwykle rzadko stają się Innymi. A jak się ma sprawa z dziećmi ifryta?
Kim jest Aliszer – tylko magiem czy ifrytem, jak jego ojciec, który przez wiele stuleci był pomocnikiem Hesera w Azji Środkowej?
Czemu szef trzyma przy sobie tego młodego uzbeckiego maga? Czy sentyment i poczucie obowiązku były jedynym powodem przyjęcia Aliszera do moskiewskiego patrolu?
– Antoni…
Popatrzył na Swietłanę i dopiero wtedy zrozumiał, że zbyt mocno ścisnął jej rękę.
– Przepraszam…
Heser stał przed Igorem i patrzył mu w oczy. Długo, w milczeniu. Potem westchnął, przygarbił się, oklapł i podszedł do fotela. Usiadł i schował twarz w dłoniach.
– Borysie Ignatiewiczu… – odezwał się Igor. – Niechże mi pan wybaczy…
– Nie – warknął Heser, nie odrywając dłoni od twarzy. – Nie wybaczę! Zakochałeś się w wiedźmie? Dobrze! Tego ci nie wyrzucam, to przeznaczenie. Ale że postawiłeś krzyżyk na sobie – tego nie wybaczę ci nigdy!
Igor wyraźnie czuł się nieswojo. Antoni patrzył na niego i nagle zrozumiał, że mimo wszystko wykonał swoje zadanie. Nie bezpośrednio, oczywiście – nie można było liczyć, że banalną popijawą i rozmowami o przyjaciołach przywróci wolę życia doświadczonemu magowi. Gorodecki nie miał też wątpliwości, że nie uda mu się przekonać Igora, iż jego ukochana to pożądliwa suka.
Ale ich długa nocna rozmowa, ich próby rozeznania się w wydarzeniach, w tym kolejnym etapie wojny Patroli, zrobiły swoje. Igor oderwał się od swoich myśli. Znowu poczuł, że stoi w szeregu.