– Wielkie dzięki – głos Swietłany dźwięczał wściekłością. – To znaczy, że zdecydowaliście sobie, z kim będę miała dziecko i kiedy wam go urodzę?
– Przede wszystkim – dlaczego „jego”? – zapytał Heser.
Antoni, który właśnie miał się wtrącić do rozmowy, by ustalić kwestię ojcostwa, zakrztusił się przygotowanymi słowami. Ręka Swietłany opadła.
– Za jednych decydują rodzice, za drugich pijana akuszerka, za trzecich – kolejny kieliszek wódki – zauważył melancholijnie Heser.
– Swietłano, kochanie, nie igra się z takimi siłami, z takimi determinantami! Nawet ja nie próbuję! Powiedziane jest, że urodzisz córkę, która stanie się wielką postacią w wojnie Światła i Ciemności, jej słowo zdoła zmienić podstawę świata, zmusi grzeszników do pokajania się, a na jej widok Wielcy Magowie Ciemności padną na kolana!
– To tylko prawdopodobieństwo… – wyszeptała Świetlana.
– Oczywiście. Przeznaczenia nie ma – na szczęście i niestety – ale możesz mi wierzyć, że stary, zmęczony mag zrobi wszystko, żeby wcielić to prawdopodobieństwo w życie.
– Dlaczego nie pozostałam człowiekiem… – wyszeptała Świetlana. – Dlaczego…
– Kiedy ostatnio patrzyłaś na ikony? – zapytał cicho Heser. – Spójrz w oczy Marii i zastanów się, czemu są takie smutne.
Było bardzo cicho.
– I tak już powiedziałem wam więcej niż powinienem. – Heser rozłożył ręce w przepraszającym geście, a Antoni po raz pierwszy odniósł wrażenie, że tym razem on nie gra. – Powiedziałem, wychodząc poza granice dostępności. Sami zdecydujecie. Sami uznacie, kto z was jest figurą na szachownicy, a kto… istotą rozumną, potrafiącą wznieść się ponad urojone krzywdy!
– Urojone? – spytała gorzko Swietłana.
– Gdy tłumaczono ci, dlaczego trzeba myć ręce po zabawie w piaskownicy, albo zmuszano do wiązania kokardki na warkoczyku, to również była ingerencja w twój los – rzekł Heser. – I, jak mniemam, w pełni uzasadniona.
– Nie jest pan moim ojcem, Borysie Ignatiewiczu! – zauważyła Świetlana.
– Naturalnie. Ale wszyscy jesteście dla mnie jak dzieci – Heser westchnął. – Poczekam na was w holu… To znaczy – ja i Aliszer. Przyjdźcie, jeśli zechcecie.
Wyszedł. Za nim, niczym cień, wyśliznął się ifryt. Pierwszy odezwał się Igor:
– Najgorsze, że on ma sporo racji.
– Gdyby tobie oznajmiono, że masz urodzić mesjasza, od razu byś inaczej śpiewał! – warknęła Świetlana.
– To byłby jednak spory problem – przyznał speszony Igor. Antoni uśmiechnął się. Popatrzył na Swietłanę i powiedział:
– Słuchaj… Pamiętasz, jak się oburzałaś na niesprawiedliwość losu – że Innym rodzą się zwykłe dzieci?
– Ale to było abstrakcyjne oburzenie… – Swietłana klasnęła w ręce. – Chłopaki, skoro i tak tu u was napalone…
Igor w milczeniu podał jej papierosa.
– Dlaczego wszystko dzieje się za naszymi plecami, w tajemnicy? – spytała żałośnie Swietłana, przypalając papierosa. – Zresztą, jaka ze mnie matka mesjasza? W dodatku mesjasza płci żeńskiej!
– Mesjasz to tylko taki termin – powiedział Igor. – Wyluzuj się…
– Nie jestem dziewicą – oznajmiła ponuro Swietłana. – I w ogóle… nie uważam siebie za wzór cnót…
– Nie rób żadnych porównań – uciął Igor. Teraz jakby się uspokoił i skoncentrował.
– Antoni! Powiedz coś! – nie wytrzymała Swietłana. – Ciebie to nie dotyczy?
– Mam gorącą nadzieję, że dotyczy, i to bezpośrednio – odparł Antoni. – I moim zdaniem powinniśmy teraz pójść do Hesera. Pewnie mu tam ciężko tak siedzieć i czekać.
– On i tak wszystko wie… z góry. – Swietłana odwróciła się.
– Nie. Nie wie. Jeśli rzeczywiście nie jesteśmy pionkami, to nie wie.
Brzęknęły struny gitary. Igor oparty o ścianę trzymał instrument w rękach. Zaśpiewał tak cicho, że Świetlana i Antoni umilkli.
Biesy chcą, bym im służył
Lecz ja nie służę nikomu
Ani tobie, ani sobie
Ani temu, kto ma władzę
Nawet gdyby on żył
Nie służyłbym również jemu
Ukradłem już dosyć ognia
Bez kradzieży sobie poradzę…
Igor troskliwie położył gitarę na fotelu. Tak muzyk zostawia instrument, gdy jest pewien, że zaraz do niego wróci. – Idziemy?
Edgar wszedł do sali posiedzeń trybunału jako pierwszy z Ciemnych. Tak być powinno. W tym samym momencie przez przeciwległe drzwi wszedł Antoni. Uprzejmie skinęli sobie głowami. Edgar nie czuł jakiejś specjalnej urazy do Jasnego i liczył na pewną wzajemność.
Nie ma co, w porównaniu z zapuszczonym pokoikiem w MGU ta sala robiła znacznie lepsze wrażenie. Europa!
Kamienne sklepienie, ciężkie i przytłaczające, a jednocześnie dające wrażenie bezpieczeństwa i spokoju. Prosty metalowy świecznik, a w nim ze dwieście świec. Edgar gotów był przysiąc, że te świece palą się tu nie pierwszą setkę lat. Berneński wydział Inkwizycji mieścił się podobno w ultranowoczesnym budynku, praski, przeciwnie, w starodawnym.
Ten drugi wariant bardziej odpowiadał Edgarowi.
Okrągła sala była podzielona na dwie części. Jedna wyłożona jasnym marmurem, druga ciemnym. W tej prostej demonstracji dwóch sił było coś naiwnego i wzniosłego jednocześnie. Malutkie miejsca dla oskarżycieli stały na środku, przy okrągłej kracie, zasłaniającej ciemną dziurę w podłodze.
Trójkątny klin szarego marmuru rozcinał salę niemal do połowy. To było miejsce dla inkwizytorów, którzy oczywiście już byli na miejscu. Siedmiu. Inkwizycja nie była siłą dorównującą Patrolom, ale Edgar wiedział, że wśród tej siódemki jest dwóch Wielkich – Ciemności i Światła. Chyba w razie czego Europejskie Biuro mogłoby walczyć z Heserem i Zawulonem jak równy z równym.
Co za krzepiąca myśl.
Za Antonim weszło jeszcze trzech Jasnych z Moskwy. Heser… Oczywiście, co oni by zrobili bez Hesera! Swietłana… I jeszcze ten Uzbek, sekretarz – a może ordynans? – Hesera.
Za Edgarem już wchodzili Ciemni. Zawulon… Edgar wyczuł zbliżającego się szefa, mimo woli odwrócił się i pochwycił serdeczne skinienie przywódcy moskiewskich Ciemnych. Uśmiechaj się, Judaszu… Jesteś nawet gorszy od Judasza, tamten zdradził nauczyciela, a ty ucznia…
Za Zawulonem weszło jeszcze dwoje. I jeśli na spotkanie z Anną Lemieszową Edgar był przygotowany, to Jurij, w dodatku mrugający do niego kpiąco, był ostatnią osobą, której się tu spodziewał!
Edgar zmusił się, by oderwać wzrok od kolegów. Teraz patrzył przed siebie.
Igora wprowadzono na końcu. Dwóch inkwizytorów w milczeniu towarzyszyło mu do zakratowanego kręgu pośrodku sali.
W tym kręgu nie było żadnej szczególnej magii – w każdym razie Edgar jej nie czuł. Nawet mechanizm pozwalający niegdyś błyskawicznie obrócić kratę i zrzucić oskarżonego do podziemnej studni robił wrażenie zardzewiałego i nieużywanego. Niemniej stojący w tym kręgu Inny miał pełne prawo czuć się nieswojo.
Igor nie zwracał uwagi na takie głupstwa. Stanął pośrodku, krzyżując ręce na piersi.
– W imieniu Traktatu…
Z grupy inkwizytorów wyszedł jedyny, który nie nosił szarego płaszcza. Witesław, wyższy wampir.
– Jesteśmy Inni. Służymy różnym siłom…
Edgar automatycznie powtarzał słowa Traktatu, zastanawiając się jednocześnie, od czego zacznie Witesław. I jak on ma się z tego wyplątać…
– W dniu dzisiejszym Europejski Trybunał Inkwizycji ma zająć się sprawą z powództwa Nocnego Patrolu miasta Moskwa, Rosja, przeciw Dziennemu Patrolowi miasta Moskwy, Rosja – oznajmił wampir po odczytaniu Traktatu. – Obejmuje ona również sprawę z powództwa Dziennego Patrolu Moskwy przeciwko Nocnemu Patrolowi Moskwy. Przedmiotem powództwa Jasnych jest pojedynek maga Światła Igora Ciepłowa i wiedźmy Ciemności Alicji Donnikowej…