– Niewielu. Czterech… może pięciu. Ale – Lemieszowa obrzuciła nas surowym spojrzeniem – nie traćcie czujności, dziewczęta. Jest tam co najmniej jeden mag drugiej rangi.
Najstarszy z braci wampirów gwizdnął. No tak, starcie z magiem, w dodatku o takiej mocy – to nie zadanie dla wampira. A jeśli magów jest dwóch…
– Jest jeszcze dziewczyna – odmieniec. – Lemieszowa zerknęła na mnie.
Zacisnęłam zęby. No tak. Tygrysek. Bojowy mag – wilkołak, czy też, jak wolą mówić Jaśni – odmieniec. Stara dobra znajoma. Zabolała lewa ręka, niegdyś wyrwana z barku, zapiekły dawno zagojone rany na twarzy – cztery krwawe bruzdy od pazurów.
Wtedy pomógł mi sam Zawulon. Wyleczył mnie całkowicie, nie został żaden ślad, ani psychiczny, ani fizyczny. Wtedy rwałam się do walki z pieśnią na ustach, czując zachęcające spojrzenie ukochanego i jego powściągliwy, cierpliwy uśmiech.
Ale to już koniec, Alicjo. Było, minęło. Zapomnij i nie dręcz się. Jak poszarpią ci twarz, będziesz musiała ukrywać się pod parandżą, póki nie przyjdzie twoja kolej na magiczną kurację. Podobno zapisy są na pół roku naprzód… I tak będziesz miała szczęście, jeśli w ogóle uznają cię za godną całkowitego wyleczenia, nie z magią kosmetyczną…
– Sprawdzić wyposażenie – zakomenderowała Anna Tichonowna.
Dziewczyny zaczęły się kręcić, klepać po kieszeniach, sprawdzając, czy malutkie torebeczki, ampułki, amulety są na miejscu. Moc wiedźmy leży nie tylko w czysto energetycznej działalności przez Zmrok. Wykorzystujemy również inne środki, i to, między innymi, różni nas od wróżek.
– Alicjo?
Popatrzyłam na Lemieszową.
– Masz jakieś sugestie?
Słusznie. Powinnam pomyśleć o przyszłości, zamiast dręczyć się przeszłością.
– Niech Tygryska zneutralizują operacyjni. Cała czwórka.
– Nie potrzebujemy pomocy, Alicjo – odezwał się dobrodusznie najstarszy z braci. – Damy sobie radę.
Po zastanowieniu Lemieszowa skinęła głową.
– Dobrze, działacie we trzech. Witalij, będziesz moją bezpośrednią rezerwą.
Wilkołak uśmiechnął się radośnie. Idiota. Anna Tichonowna rzuci go w ogień jak szczapę. Bez zastanowienia.
– A nasza czwórka…
– Piątka – poprawiła Lemieszowa. Więc stara też chce popracować?
– Nasza piątka stworzy Krąg Mocy – zasugerowałam. – Przelejemy wszystko na Edgara. Deniska powinien utrzymywać stałą łączność ze sztabem.
Samochód podskoczył na wybojach. Wjeżdżaliśmy już na podwórka.
– Rzeczywiście, to jedyny możliwy układ – przyznała Lemieszowa. – Uwaga wszyscy! Przyjmujemy ten plan.
Poczułam lekkie podniecenie na myśl, że mój plan został zaakceptowany bez żadnych zastrzeżeń. Mimo wszystkich swoich osobistych problemów, nadal pozostaję prawdziwą bojową wiedźmą. Dlatego zaryzykowałam i dodałam jeszcze, ingerując w prawo starszej wiedźmy do kompletowania grupy:
– Poza tym dobrze byłoby zawczasu pomyśleć o posiłkach. Jeśli tam są dwaj magowie drugiej rangi…
– Wszelka możliwa pomoc już została wezwana – ucięła Lemieszowa. – Prócz tego mamy w rękawie atutowego asa.
Witalij zerknął zdumiony na starą wiedźmę i dumnie wyszczerzył wilcze kły. Idiota do kwadratu. Nie o nim mowa. On nie jest asem, lecz blotką, i to bynajmniej nie atutową.
– Dobrze, dziewczęta. Zaczynamy.
Bus zatrzymał się, Anna Tichonowna wyskoczyła żwawo i machnęła lewą ręką. Ciemny pył na moment zawirował przy jej palcach i poczułam, jak podwórko otula zaklęcie niepozorności. Bez względu na to, co będziemy robić, ludzie nie zwrócą na nas uwagi.
Wysypaliśmy się z busa.
Podwórko wyglądało zwyczajnie. Południowe Butowo. Straszne zadupie, już lepiej mieszkać w Mytyszczach albo Łytkarinie, niż uważać się za moskwianina i wegetować wśród takich podwórek. Niby wszystko normalne: bloki, rachityczne drzewka, próbujące przebić się przez sprasowaną glinę, nawet samochody na parkingu całkiem – całkiem, ale…
– Ruszać się!
Lemieszowa pchnęła mnie tak mocno, że odskoczyłam od busa na trzy metry. Prawie wpadłam do piaskownicy, gdzie chłopczyk i dziewczynka omawiali tajniki robienia babek z piasku.
Nawet dzieci mnie nie zauważyły, chociaż są bardziej wyczulone na Innych.
Niczym trzy cienie przelecieli bracia – wampiry. Opuszczając mikrobus, byli już w stadium transformacji, z ust wysuwały się kły, skóra stawała się blada, pergaminowa… Typowy wygląd plugastwa…
– Krąg! – krzyknęła Lemieszowa. Skoczyłam do samochodu, chwyciłam za ręce Olę i Lenę. Ależ stara jest silna!
Przed klatką schodową, widoczny jedynie dla Innych, stał niewysoki, przygarbiony gostek… Bo jak inaczej nazwać osobnika w wytartych tureckich dżinsach, tandetnym podkoszulku i idiotycznej czapce z daszkiem?
Fatalnie.
Gostek nazywa się Siemion i jest magiem o wielkiej mocy – mimo że zazwyczaj nie spieszy się, by jej użyć.
Poczułam, jak spojrzenie Siemiona przesunęło się po mnie – giętkie niczym sonda chirurgiczna. Potem Siemion odwrócił się i znikł na schodach.
Bardzo źle!
Wtedy Żanna chwyciła za rękę Olgę, Anna Tichonowna zamknęła Krąg i wszystkie emocje zgasły.
Byłyśmy teraz żywym akumulatorem, podłączonym do Edgara, który już wchodził do bloku. Miękkim, niespiesznym krokiem, jednocześnie na ludzkim poziomie odbioru i w Zmroku.
Edgar wchodził po schodach, podobnie jak jego przeciwnik, ale oczywiście nie zdołał go dogonić. Gdy podszedł do mieszkania na trzecim piętrze, już na niego czekali. Teraz, połączone Kręgiem Mocy, odbierałyśmy świat jego zmysłami.
Na ludzkim poziomie widzenia świata drzwi były otwarte na oścież. W Zmroku zamykała je głucha ściana.
Na klatce schodowej stali dwaj magowie – Siemion i Garik. Emocji nie było, ale myśli pozostały – zimne, spokojne, powolne. To koniec. Dwaj magowie dorównujący Edgarowi siłą, albo nawet mocniejsi od niego.
– Wejście zamknięte – oznajmił Siemion. – Trwa operacja Nocnego Patrolu.
Edgar uprzejmie skinął głową.
– Rozumiem. Ale przeprowadzana jest tu również operacja Dziennego Patrolu.
– Czego chcecie? – Siemion odsunął się nieznacznie. Za jego plecami, w wąskim przedpokoju, stała tygrysica. Potężne zwierzę o lśniącej sierści, z pyskiem wyszczerzonym w zadowolonym uśmiechu.
Na co liczy Lemieszowa? Nie poradzimy sobie!
– Chcielibyśmy zabrać Ciemną – Edgar rozłożył ręce. – To wszystko.
– Wiedźma została aresztowana, przedstawiono jej konkretne zarzuty. Magiczna ingerencja trzeciego stopnia, zabójstwo, uprawianie czarnej magii bez patentu, ukrywanie zdolności Innej.
– Sprowokowaliście ją do tych działań – oznajmił zimno Edgar. – Dzienny Patrol przeprowadzi własne dochodzenie.
– Nie. – Siemion oparł się o ścianę, siny mech zaczął szybko pełznąć po ścianie, odsuwając się jak najdalej od maga. – Sprawa została zamknięta.
Garik nawet się nie odezwał. Obracał w palcach jakiś amulet, przypominający kościany sześcian. Rozbłyski energii przecinały powietrze, pewnie to zwykły magiczny akumulator…
– Przejdę i zabiorę to, co należy do nas – oznajmił Edgar.
Jego głos brzmiał zdumiewająco spokojnie. Czy jest coś, o czym nie wiem?
Magowie Światła milczeli, ale brawura Edgara wzbudziła ich czujność. Los wiedźmy zależał od tego, kto poprowadzi śledztwo. Jeśli trafi do nas, zdołamy ją uratować i umieścić w swoich szeregach; jeśli do Jasnych – umrze.
Ale, z drugiej strony, wolałabym, żeby umarła ona niż my wszyscy! Dwaj magowie drugiej rangi, Tygrysek, a w mieszkaniu jeszcze dwóch albo trzech Jasnych. Załatwią nas jak nic!
– Idę – rzekł spokojnie Edgar i zrobił krok do przodu. Zmrok wokół niego zawył, wypełniając się siłą – mag ustawił ekran ochronny.