– Z pewnością – zgodził się Marcus i złapał mnie za ramię. – Cóż, cieszę się, że odbyliście przyjemną pogawędkę. Teraz, obawiam się, że panna Simon musi już iść.
– Och, nie. – Pan Beaumont po raz pierwszy wstał zza biurka. Stwierdziłam, że jest bardzo wysoki. Miał zielone sztruksowe spodnie. Zielone!
Słowo, jakby mnie kto pytał, to było w tym wszystkim najdziwniejsze.
– Zaczęliśmy właśnie bliżej się poznawać – oznajmił pan Beaumont ponuro.
– Powiedziałam mamie, że będę w domu koło dziewiątej – wtrąciłam bardzo szybko, zwracając się do Marcusa.
Marcus nie był idiotą. Skierował mnie prosto do windy, mówiąc do pana Beaumonta:
– Wkrótce zaprosimy pannę Simon ponownie.
– Poczekaj. – Pan Beaumont zaczął obchodzić biurko. – Nie miałem okazji, żeby…
Ale Marcus wskoczył już do windy wraz ze mną i puszczając moje ramię, zatrzasnął drzwi.
8
Chwilę później winda ruszyła. Czy jechała w górę, czy w dół, nie byłam w stanie stwierdzić. Ale to nie miało, w gruncie rzeczy, znaczenia. Jechaliśmy, oddalając się od pana Beaumonta, a tylko to mnie na razie obchodziło.
– Rany – nie mogłam się powstrzymać, kiedy tylko poczułam się bezpiecznie. – Co się dzieje z tym człowiekiem?
Marcus spojrzał na mnie z góry.
– Czy pan Beaumont zranił cię w jakiś sposób, panno Simon?
Zatrzepotałam powiekami.
– Nic.
– Miło mi to słyszeć. – Wydaje się, że przyjął to zapewnienie z ulgą, ale starał się to ukryć. – Pan Beaumont – ciągnął rzeczowym chłodnym tonem – jest dzisiaj odrobinę zmęczony. To bardzo ważny, bardzo zajęty człowiek.
– Przykro mi, że ja to mówię, ale to coś więcej niż zmęczenie.
– Być może. Pan Beaumont nie ma czasu dla małych dziewczynek, które mają ochotę stroić sobie żarty.
– Żarty? – powtórzyłam, oburzona do głębi. – Niech pan posłucha, ja naprawdę… – Co ja takiego chciałam powiedzieć? – Ja naprawdę… eee… miałam taki sen i jest mi przykro, że…
Marcus spojrzał na mnie z wyrazem zmęczenia na twarzy.
– Panno Simon – odezwał się znudzonym tonem – naprawdę nie chcę poczuć się zmuszony do wezwania twoich rodziców. Jeśli przyrzekniesz, że już nigdy nie będziesz zawracała panu Beaumontowi głowy tymi historyjkami o medium, nie zrobię tego.
O mało nie parsknęłam śmiechem. Moich rodziców? Bałam się, że wezwie policję. Z rodzicami dam sobie radę. Policja to zupełnie inna sprawa.
– W porządku – odezwałam się, kiedy winda stanęła, a Marcus otworzył drzwi i wypuścił mnie do małego holu przy dziedzińcu, gdzie znajdował się basen. Starałam się mówić tonem nadąsanej rozczarowanej dziewczynki. – Przyrzekam.
– Dziękuję – odparł Marcus.
Skinął głową i zaczął prowadzić mnie w stronę drzwi wejściowych.
Pewnie wyrzuciłby mnie, nie zastanawiając się dłużej, gdyby nie fakt, że kiedy mijaliśmy basen, zwróciłam przypadkiem uwagę, że ktoś w nim pływa. Z początku nie mogłam dostrzec, kto to taki. Było bardzo ciemno, gęste chmury zasłaniały i księżyc, i gwiazdy, jedyne światło dawały okrągłe reflektory pod Wodą. Postać w wodzie wydawała się zniekształcona – podobnie jak twarz pana Beaumonta w świetle padającym od akwarium.
Pływak akurat dotarł do krawędzi basenu i skończywszy widocznie na dzisiaj zajęcia sportowe, wyśliznął się z wody i sięgnął po ręcznik zawieszony na leżaku.
Zamarłam.
Nie tylko dlatego, że go poznałam. Zamarłam, ponieważ naprawdę nie codziennie można spotkać greckiego boga tutaj, na ziemi.
Mówię poważnie. Tad Beaumont w kąpielówkach to był piękny widok. W błękitnawej poświacie bijącej od basenu, z kroplami wody lśniącymi na ciemnych włosach pokrywających jego pierś i nogi, wyglądał jak Adonis. Nawet jeśli mięśnie jego brzucha nie robiły aż takiego wrażenia jak u Jesse'a, to cóż, nadrabiał ten brak z nawiązką pięknymi bicepsami.
– Cześć, Tad – odezwałam się.
Tad podniósł głowę. Wycierał się właśnie ręcznikiem. Teraz przerwał, żeby mi się przyjrzeć.
– Och, cześć – powiedział, rozpoznając mnie. Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech. – To ty.
Cee Cee miała rację. Nie wiedział nawet, jak mi na imię.
– Tak – odparłam. – Suze Simon. Z imprezy u Kelly Prescott.
– Jasne, pamiętam. – Tad zbliżył się do nas z ręcznikiem niedbale zarzuconym na ramię. – Jak się masz?
Jego uśmiech to coś, co warto było zobaczyć. Jego tata musiał za to zapłacić niezłą sumkę jakiemuś ortodoncie, ale te pieniądze nie poszły na marne.
– Znasz tę młodą damę, Tad? – W głosie Marcusa brzmiało niedowierzanie.
– Och, pewnie. Tad stał obok mnie, krople wody, jak diamenty, spływały z jego ciemnych włosów. – Znamy się od dawna.
– Cóż… – mruknął Marcus. Wyraźnie nie wiedział, co by tu jeszcze dodać, bo znowu to powtórzył.
– Cóż…
Po chwili niezręcznego milczenia powtórzył to po raz trzeci, ale potem powiedział:
– Chyba was zostawię. Tad, odprowadzisz pannę Simon do wyjścia?
– Pewnie – odparł Tad. Kiedy Marcus zniknął za szklanymi drzwiami, szepnął: – Przepraszam cię za niego. Marcus to wspaniały facet, ale niepokoi się byle czym.
Po spotkaniu z jego szefem nie miałam tego Marcusowi za złe. Nie mogłam jednak podzielić się swoim spostrzeżeniem z Tadem.
– Jestem pewna, że to miły człowiek – powiedziałam tylko.
Opowiedziałam mu o artykule dla szkolnej gazety. Uznałam, że jeśli nawet później będą o tym rozmawiali, jego tata nie wyskoczy z czymś takim, jak: „Och, nie, nie dlatego tutaj przyszła. Zjawiła się, żeby opisać mi swój sen”.
A jeśli nawet, to był tak dziwnym człowiekiem, że własny syn też nie potraktowałby go poważnie.
– Ho, ho – zaśmiał się Tad, kiedy skończyłam opowiadać o artykule na temat dziesięciu najbardziej wpływowych ludzi w Carmelu. – Świetne.
– Tak – paplałam dalej. – Nie wiedziałam nawet, że to twój tata. – Boże, potrafię smarować miodem, jak mi na czymś zależy. – To znaczy, nie znałam twojego nazwiska. Więc to prawdziwa niespodzianka. Posłuchaj, czy mogę pożyczyć komórkę? Muszę sobie zorganizować powrót do domu.
Tad spojrzał na mnie zaskoczony.
– Trzeba cię odwieźć? Nie ma sprawy. Zawiozę cię.
Wbrew woli lustrowałam go od stóp do głów. Był praktycznie nagi. No, dobra, nie całkiem, miał na sobie spodenki kąpielowe sięgające prawie do kolan. Jak dla mnie był jednak na tyle nagi, że nie mogłam oderwać od niego oczu.
– Hm. Dziękuję.
Podążył wzrokiem za moim spojrzeniem, zerkając na ociekające wodą spodenki.
– Och… – powiedział, uśmiechając się cudownie onieśmielony. – Pozwolisz, że coś narzucę? Poczekasz chwilę?
Zdjął ręcznik z ramion i ruszył na tył budynku…
Stanął jednak, kiedy sapnęłam ze zdumienia i zawołałam:
– O, mój Boże! Co się stało z twoją szyją? Zgarbił się i odwrócił twarzą do mnie.
– Nic – rzucił szybko.
– Z całą pewnością nie jest to „nic” – powiedziałam, robiąc krok w jego stronę. – Masz jakąś okropną…
Głos mi zamarł i spojrzałam na własne dłonie.
– Posłuchaj – powiedział zmieszany Tad – to tylko sumak jadowity. Wiem, że to koszmarne. Mam to od paru dni. Wygląda gorzej, niż na to zasługuje. Nie wiem, skąd to się wzięło, zwłaszcza na karku, ale…
– Ja wiem.
Podniosłam obie ręce. W niebieskim świetle basenowych reflektorów wysypka wyglądała szczególnie groteskowo. Tak samo jak wysypka na jego karku.