Выбрать главу

Wędrując korytarzem, postanowiłam, że zaangażuję do tej pracy Cee Cee. Po sieci poruszała się znacznie lepiej niż ojciec Dominik.

Zbliżając się do klasy pana Waldena – która w zeszłym tygodniu doznała poważnych szkód na skutek, jak sądzono, niezwykłego w tym miejscu i czasie trzęsienia ziemi, a tak naprawdę niezbyt udanego egzorcyzmu – zauważyłam małego chłopca stojącego przy kupie gruzu, który był kiedyś dekoracyjnym łukiem.

Widok małych dzieci na korytarzach Akademii Misyjnej nie jest czymś nadzwyczajnym, ponieważ szkoła zapewniała cykl kształcenia od przedszkola do dwunastej klasy. Niezwykle w tym chłopcu było to, że trochę świecił.

Ponadto robotnicy budowlani, którzy uwijali się wokół, starając się zrekonstruować zadaszenie, od czasu do czasu przez niego przechodzili.

Spojrzał na mnie, kiedy podeszłam bliżej, jakby właśnie na mnie czekał. W gruncie rzeczy, tak właśnie było.

– Cześć – powiedział.

– Cześć. – Radio grało bardzo głośno, nikt więc nie zwrócił uwagi na dziwną dziewczynę, która zatrzymała się nagle, gadając sama do siebie.

– Jesteś mediatorką? – zapytał chłopiec.

– Owszem. Jestem jedną z nich.

– To dobrze. Mam problem.

Przyjrzałam mu się. Nie mógł mieć więcej niż jakieś dziewięć czy dziesięć lat. Przypomniałam sobie, że niedawno, w porze lunchu, dzwony misji odezwały się dziewięć razy, a Cee Cee wyjaśniła, że to w związku ze śmiercią chłopca z trzeciej klasy, który zmarł po długiej walce z rakiem. Nie można było się tego domyślić, sądząc po wyglądzie – zmarli, których spotykam, nigdy nie zdradzają oznak choroby czy innej przyczyny, na skutek której odeszli; przybierają taką postać jak przed wypadkiem czy chorobą. Ten chłopiec jednak wydawał się dotknięty zaawansowaną białaczką. Cee Cee, zdaje się, wspomniała, że miał na imię Timothy.

– Ty jesteś Timothy – powiedziałam.

– Tim – sprostował, krzywiąc się.

– Przepraszam. Co mogę dla ciebie zrobić?

– Chodzi o mojego kota. Skinęłam głową.

– Oczywiście. Co jest z twoim kotem?

– Moja mama go nie chce. – Jak na zmarłego dzieciaka, był Zadziwiająco bezpośredni. – Kiedy go widzi, przypomina sobie o mnie i płacze.

– Rozumiem. Czy chcesz, żebym znalazła mu inny dom?

– Właśnie o tym myślałem – potwierdził Timothy. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było szukanie domu dla jakiegoś parszywego kocura, ale uśmiechnęłam się radośnie, zapewniając:

– Nie ma sprawy.

– Świetnie – ucieszył się Timothy. – Jest tylko jedna trudność…

Dlatego właśnie tego samego dnia po szkole znalazłam się na polu za centrum handlowym Dolina Carmelu, wołając:

– Tutaj, koteczku, kici, kici!

Adam, którego pomoc, i samochód, udało mi się pozyskać, rozgarniał wysoką żółtą trawę, ponieważ ja sama nie mogłam wchodzić w kontakt z żadną roślinnością ze względu na pokryte wysypką dłonie. W pewnej chwili wyprostował się, podniósł dłoń, ocierając pot z czoła – słońce paliło mocno, budząc we mnie tęsknotę za plażą z chłodnym wiatrem od oceanu oraz, co istotniejsze, z superprzystojnymi ratownikami – i powiedział:

– Rozumiem, że to ważne, żebyśmy znaleźli kota tego zmarłego chłopca. Dlaczego jednak szukamy go w polu? Czy nie byłoby rozsądniej poszukać go w domu tego chłopca?

– Nie – oznajmiłam. – Ojciec Tima nie mógł znieść, że jego żona płacze na widok kota, więc wsadził go do samochodu i wyrzucił tutaj.

– Ładnie z jego strony – stwierdził Adam. – Prawdziwy miłośnik zwierząt. Pewnie sprawiłoby mu za dużo kłopotu, gdyby zabrał zwierzaka do schroniska, skąd ktoś mógłby go sobie wziąć do domu.

– Widocznie, nie jest takie oczywiste, że ktoś miałby ochotę go adoptować. – Odchrząknęłam. – Spróbujmy wołać go po imieniu. Może wtedy przyjdzie.

– Dobrze. – Adam podciągnął swoje drelichy. – Jak się nazywa?

– Hm – mruknęłam. – Szatan.

– Szatan. – Adam wydawał się wniebowzięty. – Kot o imieniu Szatan. Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę. Chodź, Szatan. Tutaj, Szatanku, Szataneczku…

– Hej, wy tam. – Cee Cee szła w naszą stronę, wymachując laptopem.

Zapewniłam sobie pomoc Cee Cee, podobnie jak Adama, tylko że w innym przedsięwzięciu. Odkryłam, że wszyscy moi nowi znajomi i przyjaciele odznaczają się różnymi zdolnościami i umiejętnościami. Mocną stroną Adama było posiadanie samochodu, za to Cee Cee nie miała sobie równych, jeśli chodzi o szperanie w Internecie… Co więcej, naprawdę sprawiało jej to przyjemność. Poprosiłam, żeby znalazła możliwie najwięcej na temat Thaddeusa Beaumonta seniora. Chętnie wywiązała się z tego zadania. Siedziała w samochodzie, surfując po sieci dzięki modemowi, który dostała na urodziny – czy wspomniałam już, że wszyscy w Carmelu, poza mną, to bogacze? – podczas gdy ja z Adamem szukałam kota.

– Hej – zawołała Cee Cee. – Mam tego mnóstwo. – Przyglądała się czemuś, co właśnie ściągnęła. – Szukałam czegoś o Thaddeusie Beaumoncie przez wyszukiwarkę i znalazłam wiele wskazówek. Thaddeus Beaumont jest wymieniony wiele razy jako dyrektor generalny, partner albo inwestor w ponad trzydziestu przedsięwzięciach budowlanych. Większość z nich ma charakter komercyjny, jak multikina, domy handlowe albo kompleksy sportowo – rekreacyjne.

– Co to znaczy? – zapytał Adam.

– To znaczy, że jeśli zsumuje się hektary będące w posiadaniu firm, w których Thaddeus Beaumont jest albo inwestorem, albo partnerem, to okazuje się, że jest on największym posiadaczem ziemi w północnej Kalifornii.

– Ho, ho – mruknęłam. Myślałam o balu na zakończenie roku. Założę się, że facet, który ma tyle ziemi, może sobie pozwolić na wynajęcie dla syna limuzyny na wieczór. Głupie, wiem, ale zawsze miałam ochotę przejechać się czymś takim.

– Ale on tak naprawdę nie jest właścicielem całej tej ziemi – zauważył Adam. – Firmy są właścicielami.

– Dokładnie – przytaknęła Cee Cee.

– A dokładnie, co masz na myśli, mówiąc „dokładnie”?

– Tylko tyle, że to by mogło wyjaśnić, dlaczego nie postawiono go przed sądem pod zarzutem morderstwa.

– Morderstwa? – Nagle bal zupełnie wywietrzał mi z głowy. – Jakiego morderstwa?

– Morderstwa? – Cee Cee obróciła laptop, tak żebyśmy mogli popatrzyć na ekran. – Mówimy o licznych morderstwach. Chociaż, technicznie, ich ofiary uznano za zaginione.

– O czym ty mówisz?

– Cóż, kiedy sporządziłam listę wszystkich firm, z którymi jest związany Thaddeus Beaumont, wprowadziłam nazwę każdej z nich do wyszukiwarki i znalazłam parę niepokojących rzeczy. Popatrzcie. – Cee Cee wywołała mapę Doliny Carmelu. Zaznaczyła kolejno obszary, o których wspominała. – Widzicie tę posiadłość, tutaj? Hotel i uzdrowisko. Widzicie, jak blisko wody są położone? To była strefa nieprzeznaczona pod zabudowę. Zbyt silna erozja. Ale RedCo * – tak się nazywa korporacja, która kupiła tę ziemię, RedCo, Rudy, rozumiecie? – miała jakieś dojście w radzie miejskiej i uzyskała pozwolenie tak czy inaczej. Pewien obrońca środowiska ostrzegł RedCo, że budynki wzniesione w tym miejscu będą nie tylko niebezpiecznie niestabilne, ale zagrożą populacji fok żyjących na plaży poniżej. Spójrzcie.

Cee Cee przesunęła palec na klawiaturze. W sekundę później na ekranie pojawiło się zdjęcie mężczyzny o wyglądzie oryginała, z kozią bródką, obok tekstu, który wydawał się artykułem z gazety.

вернуться

* red (ang.) – czerwony, rudy (przyp. tłum.).