Выбрать главу

– Hm, cześć, Tad.

– Sue, tak mi przykro. – Pomijając zamroczenie, jego głos brzmiał szczerze. – Nie wiem, co się stało. Chyba byłem bardziej zmęczony, niż sądziłem. Wiesz, na treningach dają nam popalić i czasami, wieczorem, odpadam szybciej niż inni… Tak, mogę się założyć.

– Nie przejmuj się tym. – Tad miał teraz dużo większe problemy aniżeli fakt, że zasnął na randce.

– Chciałbym ci to jednak wynagrodzić. Proszę, pozwól. Co robisz w sobotę wieczorem?

Sobota wieczór? Natychmiast zapomniałam o jego ewentualnym pokrewieństwie z seryjnym zabójcą. Jakie to ma znaczenie? Chce się ze mną umówić. Na randkę. Prawdziwą randkę. W sobotę wieczorem. Przed moimi oczami zatańczył obraz palących się świec i gorących pocałunków. Byłam taka wniebowzięta, że ledwie mogłam mówić.

– Mam mecz – ciągnął Tad – ale pomyślałem, że mogłabyś przyjść zobaczyć, jak gram, a potem może poszlibyśmy z chłopakami na pizzę, czy coś.

Mój zachwyt umarł gwałtowną śmiercią.

Czy on żartuje? Chciałby, żebym przyszła zobaczyć, jak gra w koszykówkę? Potem poszła z nim i resztą drużyny? Na pizzę? Dlaczego nie na burgera? No, w tym momencie, z braku laku, zgodziłabym się i na Big Maca.

– Sue – odezwał się Tad, ponieważ milczałam przez dłuższą chwilę. – Nie jesteś na mnie zła, co? Ja naprawdę nie chciałem zasnąć.

O czym ja w ogóle myślę? I tak nic by z tego nie wyszło. Ja jestem mediatorką. Jego tata jest wampirem. Wujek mordercą. A gdybyśmy się pobrali? Pomyśleć, jakie byśmy mieli dzieci…

Zdezorientowane. Mocno zdezorientowane.

Tak jak Tad.

– Wcale się z tobą nie nudziłem – ciągnął. – Naprawdę. No. ta sprawa, o której opowiadałaś, była dosyć nudna, o tym posągu, któremu trzeba przyprawić głowę. Ta historia, no, wiesz. Ale nie ty. Ty nie jesteś nudna, Susan. To nie dlatego zasnąłem, przysięgam.

– Tad – powiedziałam, zirytowana jego tyle razy powtarzanymi zapewnieniami, niewątpliwym znakiem, że nudzę go do utraty zmysłów, oraz, rzecz jasna, faktem, że nie jest w stanie zapamiętać mojego imienia. – Dorośnij.

On na to:

– Co masz na myśli?

– Mam na myśli to, że wcale nie zasnąłeś, jasne? Straciłeś przytomność, bo tata dosypał ci seconal, czy coś podobnego, do kawy.

Dobrze, to może nie był najbardziej dyplomatyczny sposób, żeby powiedzieć mu, iż należy tatę otoczyć ściślejszą opieką. Ale, do diabła, nikt nie będzie mnie oskarżał o to, że jestem nudna. Nikt.

Ponadto, nie uważacie, że miał prawo wiedzieć?

– Sue – powiedział po krótkiej przerwie. W jego głosie brzmiał ból. – Jak możesz mówić coś podobnego? Jak mogłaś pomyśleć coś podobnego?

Trudno biedaka winić. Historia wydawała się nie z tej ziemi. Chyba że doświadczyło się tego na własnej skórze, tak jak ja.

– Tad, mówię poważnie. Twój stary… trochę stracił kontakt z rzeczywistością, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

– Nie – odparł Tad, trochę nadąsanym tonem. – Nie wiem, o czym mówisz.

– Tad, daj spokój. Ten człowiek sądzi, że jest wampirem.

– Nieprawda! – Zdałam sobie sprawę, że Tad tkwi po uszy w zakłamaniu. – Pleciesz od rzeczy!

Uznałam, że należy mu pokazać, do jakiego stopnia plotę.

– Nie obrażaj się, Tad, ale następnym razem, kiedy włożysz na szyję złoty łańcuch, mógłbyś się zastanowić, skąd się biorą na to pieniądze. Albo lepiej, może zapytaj o to wujka Marcusa.

– Może to zrobię.

– Może powinieneś.

– Zrobię to – powtórzył.

– Dobra, to zrób.

Z trzaskiem odłożyłam słuchawkę. A potem usiadłam, wpatrując się w telefon. Co ja najlepszego zrobiłam?

16

Pomimo to, że owej nocy o mało nie zabiłam człowieka, nie miałam żadnych specjalnych problemów z zaśnięciem.

Poważnie.

Dobrze, byłam zmęczona, jasne? Powiedzmy sobie wprost: miałam trudny dzień.

A te rozmowy telefoniczne, które odbyłam przed pójściem do łóżka, wcale nie poprawiły mi nastroju. Ojciec Dominik wściekł się, ponieważ nie powiedziałam mu wcześniej o Jessie, a Tad też chyba stracił do mnie wszelką sympatię.

Och, a ten jego wujek Marcus? Prawdopodobnie seryjny morderca. Prawie zapomniałam.

Ale właściwie, co miałam robić? Wiedziałam doskonale, że ojciec D nie będzie uszczęśliwiony, kiedy się dowie o Jessie. A co do Tada, gdyby mój ojciec odurzył mnie narkotykami, chciałabym koniecznie wiedzieć, co i jak.

Dobrze zrobiłam, mówiąc Tadowi.

Tyle że zastanawiałam się, co się stanie, jeśli Tad rzeczywiście zapyta wujka Marcusa, o co mi chodziło z tymi pieniędzmi. Marcus prawdopodobnie pomyśli, że to jakaś tajemnicza aluzja do choroby umysłowej ojca Tada.

Taką miałam nadzieję.

Ponieważ, gdyby domyślił się, że wpadłam na trop prawdy – no, wiecie, na to, że zabija każdego, kto stanie na drodze Beaumont Industries, zagarniając tyle ziemi w Kalifornii, ile się tylko da – to miałam przeczucie, że nie podszedłby do tego zbyt wyrozumiale.

Do jakiego jednak stopnia mogła taka gruba ryba jak Marcus Beaumont przestraszyć się szesnastoletniej uczennicy? No, tak naprawdę. Nie miał przecież pojęcia o tym, że jestem mediatorką, rozmawiałam z jedną z jego ofiar i dowiedziałam się o jego sprawkach.

No, mniej więcej.

A jednak, mimo wszystko, udało mi się zasnąć. Śniło mi się, że Kelly Prescott usłyszała o tym, że byliśmy z Tadem w Coffee Clutch i że z zemsty zagroziła zawetowaniem decyzji o nieurządzaniu wiosennych tańców, kiedy obudziło mnie głuche stuknięcie. Podniosłam głowę, zerkając w stronę ławy pod oknem.

Szatan wrócił. I miał towarzystwo.

Obok Szatana siedział Jesse. Ku mojemu najwyższemu zdumieniu kot pozwalał się głaskać. Głupie kocisko, które usiłowało mnie ugryźć za każdym razem, kiedy tylko się zbliżyłam, pozwalało duchowi, swojemu naturalnemu wrogowi, głaskać się ze wszystkich stron.

Ponadto wydawał się wyraźnie z tego zadowolony. Mruczał tak głośno, ze słyszałam go w drugim końcu pokoju.

– Oho – powiedziałam, opierając się na łokciach. – Niewiarygodne, a jednak prawdziwe.

Jesse uśmiechnął się szeroko.

– Chyba mnie lubi – stwierdził.

– Tylko się zanadto nie przywiązuj. On nie może tutaj zostać.

Mogłabym przysiąc, że na twarzy Jesse'a odmalowała się rozpacz.

– Dlaczego nie?

– Choćby dlatego, że Przyćmiony jest alergikiem – oznajmiłam. – Poza tym nie pytałam nikogo, czy mogę trzymać tu kota.

– To jest teraz twój dom, tak samo jak twoich braci – zauważył Jesse, wzruszając ramionami.

– Braci przyrodnich – sprostowałam. Zastanowiłam się nad tym, co powiedział i po chwili dodałam:

– A ja chyba nadal czuję się tutaj bardziej jak gość niż mieszkaniec.

– Poczekaj sto lat, czy coś koło tego. – Uśmiechnął się jeszcze radośniej. – Przyzwyczaisz się.

– Bardzo śmieszne. Poza tym ten kot mnie nienawidzi.

– Jestem pewien, że cię nie nienawidzi – sprzeciwił się Jesse.

– Owszem, tak. Za każdym razem, kiedy do niego podchodzę, próbuje mnie ugryźć.

– On cię po prostu nie zna. Przedstawię cię. – Podniósł kota i skierował go pyskiem w moją stronę. – Kocie, to jest Susannah. Susannah, poznaj kota.

– Szatan – powiedziałam.

– Słucham?

– Szatan. Ten kot ma na imię Szatan.

Jesse postawił kota, patrząc na niego z przerażeniem.

– To okropne imię dla kota.

– Owszem – zgodziłam się i dodałam całkowicie obojętnym tonem: – A więc, podobno poznałeś ojca Dominika.

Jesse spojrzał na mnie beznamiętnie.