Выбрать главу

Krzywiąc się, mruknęłam:

– Niezupełnie.

Nie miałam zamiaru wyjaśniać, że odesłano mnie do domu za pogwałcenie szkolnych reguł dotyczących stroju. Miałam dość upokorzeń jak na jeden dzień.

– A, tak nawiasem mówiąc, co właściwie chcieliście zrobić? – zapytałam. – Zamierzaliście tak po prostu wparować i wyciągnąć mnie z klasy, grożąc bronią?

– Oczywiście, że nie – odparł spokojnie Marcus. Miałam ciągle nadzieję, że ktoś, obojętnie kto, widział, jak Marcus mnie uderzył i zapisał numer jego drogiego europejskiego pudła. W każdej chwili mogły się odezwać za nami syreny policyjne. Gliniarze nie boją się chyba wody, chociaż prawdę mówiąc, nie pamiętam, żeby policjanci w telewizji włóczyli się podczas ulewy…

Trzeba go zmusić do mówienia, powiedziałam sobie. Jeśli będzie gadał, zapomni o tym, że ma mnie zabić.

– No, to jaki mieliście plan?

– Skoro tak ci na tym zależy, to zamierzałem udać się do dyrektora i poinformować go, że Beaumont Industries jest zainteresowane sponsorowaniem przez rok jednego z uczniów i że ty należysz do finalistów. – Marcus strzepnął jakiś niewidzialny pyłek z nogawki spodni. – Domagalibyśmy się, naturalnie, rozmowy z kandydatem, po której zabralibyśmy cię na uroczysty lunch.

Przewróciłam oczami. Pomysł, że mogłabym wygrać jakiekolwiek stypendium, był śmiechu wart. Facet nie miał okazji poznać wyników mojego ostatniego testu z geometrii.

– Ojciec Dominik nigdy by mi nie pozwolił z wami pójść. Zwłaszcza po tym, pomyślałam, jak opowiedziałam mu, co zaszło poprzedniego wieczoru w domu pana Beaumonta.

– Och, myślę, że mógłby pozwolić. Chciałem wystąpić z ofertą sporej dotacji na rzecz jego skromnej misyjki.

Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Facet kompletnie nie zna ojca Dominika.

– Nie przypuszczam. A jeśli nawet, to nie sądzi pan, że zeznałby, iż kiedy widział mnie po raz ostatni, odjeżdżałam samochodem w pana towarzystwie? Gdyby przypadkiem gliny go przesłuchiwały, wie pan, po moim zniknięciu.

Marcus na to:

– Och, ty nie znikniesz, panno Simon. To mnie zaskoczyło.

– Nie? – No, to po co ten cały cyrk?

– Och nie – zapewnił mnie Marcus stanowczo. – Nie będzie cienia wątpliwości co do tego, co się z tobą stało. Twoje ciało, jak sądzę, zostanie odnalezione raczej szybko.

18

Nie potrafię opisać, jak mi się to nie spodobało. – Proszę posłuchać – powiedziałam szybko. – Powinien pan wiedzieć, że zostawiłam u przyjaciółki list. Jeśli coś mi się stanie, ma pójść z nim na policję.

Uśmiechnęłam się promiennie. Zmyśliłam to na poczekaniu, ale on nie musi o tym wiedzieć. A może i wie.

– Nie wydaje mi się – odparł uprzejmie. Wzruszyłam ramionami, udając, że mało mnie to obchodzi.

– Pana problem.

– Naprawdę – powiedział Marcus, podczas gdy ja wytężałam słuch, żeby uchwycić wycie syren – nie powinnaś była dawać chłopakowi do zrozumienia, że coś wiesz. To był twój pierwszy błąd.

Jakbym nie wiedziała.

– Cóż, pomyślałam, że ma prawo wiedzieć, co się dzieje z jego własnym ojcem.

Marcus wydawał się lekko rozczarowany.

– Nie o tym mówię. – W jego głosie wyczułam pogardę.

– No, to o czym? – Otworzyłam oczy najszerzej, jak się dało. Panna Słodkie Niewiniątko.

– Nie miałem, oczywiście, pewności, czy wiesz o mnie – ciągnął niemal przyjaznym tonem. – Dopóki nie zobaczyłem, jak próbujesz uciekać. To był, naturalnie, twój drugi błąd. Bałaś się mnie w widoczny sposób i to cię wydało. Nie miałem już wątpliwości, że wiesz więcej niż to wskazane dla zdrowia.

– Owszem, ale proszę posłuchać. – Co takiego pan mówił wczoraj wieczorem? Kto uwierzy szesnastoletniej młodocianej przestępczyni, jak ja, zamiast takiemu ważnemu biznesmenowi, jak pan? Bardzo proszę. Poza wszystkim innym, przyjaźni się pan z gubernatorem, na miłość boską.

– A twoja mama – przypomniał Marcus – pracuje jako dziennikarka dla WCAL, jak sama powiedziałaś.

Ja i mój jęzor do pasa.

Samochód, który nie zwolnił dotąd ani na chwilę, teraz wszedł w zakręt. Nagle zdałam sobie sprawę, że jesteśmy na Siedemnastej Mili.

Nie zastanawiałam się nawet nad tym, co robię. Sięgnęłam do klamki, a potem w strumieniach deszczu wyłoniła się barierka wzdłuż brzegu i woda z piaskiem zaczęła smagać mnie po twarzy.

Zamiast jednak wypaść z samochodu na barierkę, poniżej której widziałam wzburzone fale Niespokojnego Morza, rozbijające się na skałach w dole urwistego zbocza, zostałam tam, gdzie byłam. A to dlatego, że Marcus chwycił mnie za tył skórzanej kurtki, osadzając w miejscu.

– Nie tak szybko – powiedział, starając się wciągnąć mnie z powrotem na siedzenie.

Nie miałam zamiaru się poddać. Odwróciłam się – dość zręcznie, jak na wciśniętą w spódniczkę z lycry – usiłując władować mu obcas w gębę. Na nieszczęście, Marcus miał równie szybki refleks. Złapał mnie za nogę i skręcił ją boleśnie.

– Hej – wrzasnęłam. – To boli!

Marcus tylko się roześmiał i ścisnął jeszcze mocniej.

Jak słowo daję, nie wyglądało to za wesoło. Na minutę czy dwie straciłam ostrość widzenia. Właśnie wtedy, kiedy dochodziłam do siebie, Marcus zamknął drzwiczki, które otworzyły się na całą szerokość podczas szarpaniny, wciągnął mnie na fotel i zapiął pas. Kiedy moje gałki oczne ostatecznie wróciły na miejsce, spojrzałam w dół, stwierdzając, że trzyma w garści mój sweterek.

– Hola – powiedziałam słabym głosem, to kaszmir, niech pan uważa.

Marcus na to:

– Puszczę cię, jeśli przyrzekniesz, że będziesz rozsądna.

– Sądzę, że jest absolutnie rozsądne próbować uciec przed takim facetem jak pan.

Wydaje się, że moja błyskotliwa odpowiedź nie wywarła na nim specjalnego wrażenia.

– Nie wyobrażasz sobie chyba, że pozwolę ci odejść. Muszę brać pod uwagę ewentualne szkody. To jest, nie mogę dopuścić, żebyś opowiadała na prawo i lewo o mojej, eee… szczególnej technice rozwiązywania problemów.

– Nie ma nic szczególnego w morderstwie. Marcus mówił dalej, jakby mnie nie słyszał:

– Patrząc z perspektywy historycznej, zawsze istnieli ignoranci, którzy robili wszystko, co w ich mocy, żeby zahamować postęp. To właśnie takich ludzi byłem zmuszony… przenieść.

– Tak – mruknęłam. – Do grobu. Marcus wzruszył ramionami.

– Przykre, z pewnością, niemniej potrzebne. Aby zapewnić postęp cywilizacji, nie obejdzie się bez ofiar…

– Nie podejrzewam, żeby pani Fiske zgadzała się z panem co do wyboru ofiar – przerwałam.

– To, co jedna strona uważa za niezbędne dla rozwoju, druga może ocenić jako destrukcję…

– Jak, na przykład, niszczenie naszej naturalnej linii brzegowej przez takie żądne pieniędzy pasożyty jak pan?

Cóż, powiedział przecież, że mnie zabije. Mogłam sobie darować uprzejmości.

– Tak więc w imię postępu, prawdziwego postępu – ciągnął, jakbym się w ogóle nie odezwała – niektórzy ludzie muszą się po prostu poświęcić.

– Tracąc życie? – Spojrzałam na niego oburzona. – Człowieku, coś panu powiem. Wie pan, pana brat, rzekomy wampir… Jest pan dokładnie tak samo chory jak on.

W tej właśnie chwili samochód zajechał pod dom Beaumontów. Strażnik przy bramie pomachał nam, kiedy przejeżdżaliśmy, chociaż nie mógł mnie zobaczyć przez przyciemnione szyby. Nie miał prawdopodobnie pojęcia, że w samochodzie szefa siedzi nastoletnia dziewczyna, która wkrótce zostanie stracona. Nikt, absolutnie nikt, jak sobie uświadomiłam, nie wie, gdzie jestem: ani mama, ani ojciec Dominik, ani Jesse. Ani nawet mój tata. Nie miałam pojęcia, co Marcus dla mnie szykuje, ale cokolwiek to było, nie sądziłam, że mi się spodoba… Zwłaszcza jeśli miałabym wylądować tam, gdzie pani Fiske.