– No co? Czy mówiąc to mnie, zwykłej istocie żyjącej, złamałbyś jakiś kodeks duchów?
– Nie – odparł z uśmiechem. – On nie wróci, Susannah, ponieważ duchy ludzi, których zabił, mu nie pozwolą.
Uniosłam brwi.
– Co masz na myśli?
– W moich czasach nazywano to opętaniem. Nie wiem, jak to się teraz określa. Jednak twoja interwencja spowodowała, że pani Fiske i troje innych ludzi, którym Marcus Beaumont odebrał życie, sprzymierzyli się. Zebrali się razem i nie spoczną, dopóki Marcus nie poniesie należytej kary za swoje zbrodnie. Może uciekać z jednego końca ziemi na drugi, ale im nigdy nie ucieknie. Aż do śmierci. A kiedy to się stanie – głos Jesse'a brzmiał twardo – ugnie się pod jej ciężarem.
Nic nie powiedziałam. Jako mediatorka nie mogłam pochwalać takiego postępowania. Duchy nie powinny zajmować się wymierzaniem sprawiedliwości, podobnie jak nie wolno tego robić zwykłym ludziom.
Nie przepadałam jednak szczególnie za Marcusem, a poza tym nie było sposobu, żeby udowodnić mu popełnienie morderstw. Wiedziałam, że na tej ziemi nigdy nie zostanie ukarany. Więc może nie tak źle, że ukarzą go mieszkańcy tamtego świata?
Zerknęłam na Jesse'a kątem oka, przypomniawszy sobie, że o ile mi wiadomo, za zamordowanie jego samego również nikt nie poniósł kary.
– Przypuszczam, że tak samo postąpiłeś z… eee… ludźmi, którzy, eee… ciebie zabili?
Jesse nie dał się wciągnąć w tak sprytnie zastawioną pułapkę. Uśmiechnął się tylko, mówiąc:
– Powiedz mi, jak się zachował twój brat.
– Brat przyrodni – przypomniałam.
Nie zamierzałam opowiedzieć Jesse'owi o mojej rozmowie z Profesorem, podobnie jak Jesse nie chciał opowiedzieć mi o swojej śmierci. Tyle że w moim wypadku wynikało to z tego, że byłam tym wszystkim tak strasznie poruszona i zmieszana, Jesse zaś nie chciał mówić o swojej śmierci, ponieważ… cóż, nie wiem. Wątpię jednak, żeby czuł się z jakiegoś powodu zmieszany.
Znalazłam Profesora dokładnie tam, gdzie przewidziała moja mama, w pokoju, zajętego pracą domową, jakimś wypracowaniem, które należało oddać dopiero w przyszłym miesiącu. Ale to jest właśnie cały Profesor: po co odkładać na jutro pracę domową, którą można zrobić dzisiaj?
Jego „proszę”, kiedy zapukałam do drzwi, brzmiało obojętnie. Nie podejrzewał, że to ja. Nigdy nie zaglądam do pokoju braci, jeśli da się tego uniknąć. Odstręczał mnie wszechobecny smród brudnych skarpetek.
Tylko dlatego, że sama w tym konkretnym momencie nie pachniałam jak stokrotka, uznałam, że będę w stanie to znieść.
Zdziwił się na mój widok. Jego buzia stała się niemal tak samo czerwona jak włosy. Podskoczył i rzucił się, żeby ukryć brudną bieliznę pod kołdrą niepościelonego łóżka. Poprosiłam, żeby się wyluzował. Usiadłam na łóżku i oznajmiłam, że mam mu coś do powiedzenia.
Jak to przyjął? Cóż, przede wszystkim nie zadawał głupich pytań w rodzaju: „Skąd to wiesz?” Wiedział skąd. Coś tam wiedział o mediacji. Nie za dużo, ale na tyle, żeby zdawać sobie sprawę, że w zasadzie regularnie porozumiewam się ze światem duchów.
Przypuszczam, że to pewnie fakt, iż tym razem porozumiałam się z jego własną matką, wywołał łzy w jego niebieskich oczach… co mocno mnie poruszyło. Nigdy dotąd nie widziałam, żeby płakał.
– Hej – powiedziałam zaniepokojona. – Hej, wszystko jest w porządku…
– Jak… – Profesor z trudem powstrzymał szloch. – J… jak ona wyglądała?
– Jak wyglądała? – powtórzyłam, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Na jego energiczne przytaknięcie odparłam jednak ostrożnie:
– Cóż, wyglądała… wyglądała bardzo ładnie. Pełne łez oczy Profesora zaokrągliły się.
– Naprawdę?
– Ehe – mruknęłam. – Wiesz, dzięki temu ją rozpoznałam. Widziałam ją na fotografii ślubnej, na dole. Wyglądała tak samo. Tylko miała krótsze włosy.
Profesor odezwał się głosem drżącym od powstrzymywanego płaczu:
– Żałuję, że nie mogę… że nie mogę jej zobaczyć, kiedy tak wygląda. Ostatnim razem, kiedy ją widziałem, wyglądała okropnie. Nie tak, jak na zdjęciu. Nie poznalabyś jej. Była w ś… śpiączce. Miała zapadnięte oczy. I mnóstwo rurek wychodziło z jej…
Mimo że siedziałam jakiś metr od niego, odczułam dreszcz, który przebiegł po jego ciele. Powiedziałam łagodnie:
– Davidzie, to co zrobiliście, podejmując decyzję w sprawie mamy, to była właściwa rzecz. Tego pragnęła. Ona chce mieć pewność, że to rozumiesz. Wiesz, że postąpiliście słusznie, prawda?
Jego oczy napełniły się łzami do tego stopnia, że ledwie widziałam ich tęczówki. Jedna kropla spłynęła po policzku, a zaraz potem druga.
– Przez intelekt – powiedział. – Chyba tak. A – ale…
– Postąpiliście słusznie – powtórzyłam stanowczo. – Musisz w to uwierzyć. Ona wierzy. Więc przestań się zadręczać. Ona cię ogromnie kocha…
To dopełniło miary. Teraz łzy zaczęły płynąć strumieniem.
– Tak powiedziała? – zapytał drżącym głosem, który uświadomił mi, że mimo wszystko nadal jest małym dzieckiem, a nie komputerem o nadludzkiej mocy, który czasem udawał.
– Oczywiście, że tak.
Nie powiedziała tego, naturalnie, ale jestem pewna, że zrobiłaby to, gdyby nie oburzenie z powodu mojej niekompetencji.
Wtedy Profesor zaszokował mnie kompletnie, zarzucając mi ręce na szyję.
Taka manifestacja uczuć była zupełnie do Profesora niepodobna, nie wiedziałam, jak się zachować. Siedziałam przez chwilę nieruchomo, bojąc się, że skaleczy sobie twarz o ćwieki na mojej kurtce. W końcu jednak, ponieważ mnie nie puszczał, podniosłam rękę i poklepałam go niepewnie po ramieniu.
– W porządku – powiedziałam cicho. – Wszystko będzie dobrze.
Płakał jakieś dwie minuty. Dziwnie się czułam, kiedy tak się przytulał, cały zapłakany. Bardzo chciałam go pocieszyć. W końcu wyprostował się i wytarł oczy, mocno zmieszany.
– Przepraszam – mruknął. Ja na to:
– Nic takiego – chociaż, oczywiście, to było „coś takiego”.
– Suze – odezwał się znowu – czy mogę cię o coś zapytać?
– Pewnie – powiedziałam, spodziewając się więcej pytań na temat matki.
– Dlaczego pachniesz rybą?
Kiedy wróciłam do swojego pokoju, byłam wstrząśnięta nie tylko reakcją Profesora na moją wiadomość, ale jeszcze czymś.
Czymś, o czym nie powiedziałam Profesorowi i o czym również nie miałam ochoty wspominać Jesse'owi.
A mianowicie, że kiedy Profesor mnie objął, jego mama zmaterializowała się po drugiej stronie łóżka i spojrzała na mnie.
– Dziękuję – powiedziała. Płakała tak bardzo, jak syn. Jej łzy, jak ku swojemu zawstydzeniu zdałam sobie sprawę, były jednak łzami wdzięczności i miłości.
Czy wobec tylu zapłakanych osób może dziwić fakt, że moje oczy także zwilgotniały? No, dajcie spokój. Jestem tylko człowiekiem.
Ale naprawdę nienawidzę płakać. Już wolałabym krwawić albo wymiotować. Płacz jest…
Cóż, jest najgorszy.
Widzicie zatem, dlaczego nie mogłam opowiedzieć o tym Jesse'owi. To było po prostu zbyt… osobiste. To sprawa pomiędzy Profesorem, jego mamą a mną i żadne słodkie duszki, które przypadkiem mieszkają w moim pokoju, nie wydobędą ze mnie ani słowa.
Gdy oderwałam wzrok od artykułu, którego i tak nie czytałam – CO MOZĘ WSKAZYWAĆ NA TO, ZE ON KOCHA CIĘ POTAJEMNIE. Owszem, tak. Ten problem jest mi obcy – stwierdziłam, że Jesse się do mnie uśmiecha.
– A jednak musisz być zadowolona. Nie każdemu mediatorowi udaje się w pojedynkę powstrzymać niebezpiecznego mordercę.