– Mogłabym spokojnie obyć się bez tego zaszczytu – mruknęłam, przewracając kolejną stronę. – I nie zrobiłam tego w pojedynkę. Ty mi pomogłeś. – Pomyślałam, że jednak panowałam nad sytuacją w momencie, kiedy pojawił się Jesse, w związku z tym dodałam: – No, w jakimś stopniu.
To brzmiało niewdzięcznie. Powiedziałam więc niechętnie:
– Dzięki, w każdym razie, że się zjawiłeś.
– Jak mogłem nie przyjść? Wezwałaś mnie. – Wynalazł gdzieś kawałek sznurka i teraz poruszał nim przed Szatanem, który przyglądał mu się z miną „myślisz, że jestem taki głupi?”
– Nie wzywałam cię, jasne? Nie wiem, skąd ci się to wzięło. Spojrzał na mnie oczami ciemniejszymi niż zwykle w promieniach zachodzącego słońca, które zawsze wieczorem bezlitośnie zalewa mój pokój.
– Wyraźnie cię usłyszałem, Susannah. Zmarszczyłam brwi. To się robiło trochę za dziwaczne jak dla mnie. Najpierw pojawiła się pani Fiske, w chwili kiedy niej myślałam. A potem to samo z Jesse'em. Tylko że, o ile pamiętam, żadnego z nich nie wzywałam. Fakt, że o nich myślałam.
Rany. Z tą mediacją to bardziej skomplikowane, niż mi się kiedykolwiek wydawało.
– No, a skoro już jesteśmy przy temacie – powiedziałam – to jak to jest, że nie powiedziałeś mi, że mama Profesora nazywała go Rudy?
Jesse spojrzał na mnie z niepokojem.
– Skąd mogłem wiedzieć?
Prawda. O tym nie pomyślałam. Andy i mama kupili dom, dom Jesse'a, zaledwie poprzedniego lata. Jesse nie mógł wiedzieć, kim była Cyntia. A jednak…
A jednak coś o niej wiedział.
Duchy. Czy ja kiedyś dojdę z nimi do ładu?
– Co mówił ksiądz? – Jesse wyraźnie usiłował zmienić temat. – To jest, kiedy mu powiedziałaś o Beaumontach?
– Nie za dużo. Dąsa się na mnie, ponieważ nie powiedziałam mu od razu o Marcusie. – Uważałam, żeby nie dodać, że sprawa z Jesse'em nadal doprowadzała ojca D do szału. Ten temat mieliśmy omawiać szczegółowo następnego dnia w szkole. Nie mogłam się doczekać. Nic dziwnego, że nie jestem gwiazdą z geometrii, wziąwszy pod uwagę, ile czasu spędzałam w gabinecie dyrektora.
Zadzwonił telefon. Złapałam słuchawkę, szczęśliwa, że nie muszę dalej okłamywać Jesse'a.
– Halo?
Jesse siedział naburmuszony. Telefon należy do tych wynalazków współczesnego świata, bez których, jak twierdzi, mógłby się doskonale obejść. Razem z telewizją. Wydaje się jednak, że Madonna mu nie przeszkadza.
– Sue?
Zamrugałam zaskoczona. To był Tad.
– Och, cześć.
– Eee – odezwał się Tad. – To ja. Tad.
Nie pytajcie mnie, jakim sposobem ten chłopak oraz facet, który po kryjomu i bezkarnie sprzątnął tylu ludzi, mogą pochodzić z tego samego banku genów. Nie jestem w stanie tego pojąć.
Przewróciłam oczami i rzucając na podłogę „Vogue'a”, wzięłam list Giny i zaczęłam go czytać jeszcze raz.
– Wiem, że to ty, Tad. Jak się miewa twój tata?
– Hm. Dużo lepiej. Wygląda na to, że coś mu podawano. Coś, co mój tata brał za lekarstwo, a co mogło wywoływać jakieś halucynacje. Lekarze sądzą, że on chyba dlatego myślał, że jest… no, tym, kim mu się wydaje, że jest.
– Naprawdę?
Kurczę, pisała Gina znajomą, dużą, pełną zawijasów kursywą, wygląda na to, że jadę na Zachód, żeby się z Tobą zobaczyć! Twoja mama jest wniebowzięta! Twój ojczym też. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć twoich braci. Nie mogą być chyba tacy okropni, jak twierdzisz.
Chcesz się założyć?
– Tak. Więc będą próbowali, no, wiesz, poddać go detoksyzacji i jest nadzieja, że kiedy jego organizm oczyści się z tego czegoś, cokolwiek to jest, znowu będzie taki jak dawniej.
– Ojej, Tad, to wspaniale.
– Owszem. To jednak trochę potrwa, bo chyba zaczął to brać zaraz potem, jak umarła moja mama. Myślę… no, nikomu o tym nie mówiłem, ale zastanawiam się, czy to czasem nie mój wuj Marcus mu to dawał. Nie żeby mu zaszkodzić, czy coś… Tak, zgadza się. Nie chciał mu zaszkodzić. Próbował przejąć kontrolę nad Beaumont Industries i to wszystko.
I udało mu się.
– Przypuszczam, że naprawdę sądził, że pomaga mojemu tacie. Zaraz po śmierci mamy tata był w strasznym stanie. Jestem pewien, że wujek Marcus tylko próbował mu pomóc.
Tak samo, jak próbował pomóc tobie, Tad, kiedy pod groźbą pistoletu zmusił cię do zamiany levisów na kąpielówki. Zrozumiałam, że Tad zdecydowanie nie chce przyjąć pewnych rzeczy do wiadomości.
– W każdym razie – ciągnął Tad. – Chcę ci, hm, podziękować. Za to, że nic nie powiedziałaś gliniarzom o wuju. To znaczy, chyba powinniśmy byli, prawda? Ale on, zdaje się, zniknął, a to by miało zły wpływ na interesy taty…
Rozmowa przybierała coraz dziwniejszy obrót. Wróciłam do bezpiecznej lektury listu Giny.
No, więc co powinnam przywieźć? Mam na myśli ciuchy, mam fantastyczne spodnie Miu Miu, przecenione na dwadzieścia dolców w Filene, ale tam jest chyba pogoda jak w Słonecznym patrolu? Spodnie są z wełny. No i powinnaś załatwić nam jakieś superimprezy, ponieważ sprawiłam sobie akurat nowe warkoczyki i, dziewczyno, zapewniam cię, że wyglądam ekstra. Shauna je zrobiła i policzyła sobie tylko po dolarze za sztukę. Oczywiście muszę w sobotę zająć się jej śmierdzącym braciszkiem, ale co z tego? I tak warto.
– Cóż, w każdym razie dzwonię, żeby ci podziękować, że byłaś taka wspaniała.
Powinnaś także, pisała Gina, wiedzieć, że myślę poważnie o zrobieniu sobie tatuażu, kiedy będę tam, u ciebie. Wiem. Wiem. Mama nie była specjalnie zachwycona ćwiekiem w języku. Myślę jednak, że nie ma powodu, żeby koniecznie zobaczyła ten tatuaż, jeśli zrobię go tam, gdzie zamierzam go zrobić. Wiesz, co mam na myśli! XXXOOO – G.
– Chciałem ci też powiedzieć, że ponieważ mój wujek zniknął, a tata jest… no, wiesz, w szpitalu… Wygląda na to, że przez jakiś czas będę musiał mieszkać u ciotki w San Francisco. Więc nie będzie mnie przez parę tygodni. Albo przynajmniej do czasu, aż tacie się polepszy.
Uświadomiłam sobie, że nie zobaczę Tada już nigdy. Dla niego stanę się z czasem niezbyt przyjemnym wspomnieniem tego, co się kiedyś stało. Dlaczego miałby tęsknić za kimś, kto przypominałby mu ten bolesny okres, kiedy jego tata wyobrażał sobie, że jest hrabią Dracula?
Zrobiło mi się trochę smutno, ale doskonale to rozumiałam.
PS Sprawdź to! Znalazłam to w sklepie z używanymi rzeczami. Pamiętasz tę zwariowaną wróżkę, do której kiedyś poszłyśmy? Tę, która nazwała cię – jak to było? Och, wiem, mediatorką. Przewodniczką dusz? No, proszę bardzo! Piękne szaty. Poważnie. Bardzo stylowe.
W kopercie znalazłam zniszczoną kartę tarota. Pochodziła chyba z talii dla początkujących, ponieważ pod obrazkiem przedstawiającym starego człowieka z długą białą brodą, z latarnią w ręku, wydrukowano wyjaśnienie.
Dziewiąty klucz, głosił podpis, Dziewiąta karta w tarocie. Pustelnik przeprowadza dusze zmarłych obok złudnych ogni przy drodze, tak żeby mogły udać się od razu do wyższego świata.
Gina narysowała balon wychodzący z ust pustelnika, w którym umieściła słowa:
Cześć, jestem Suze, będę waszym duchowym przewodnikiem do innego świata. Dobra, który z was, parszywych strachów, rąbnął mój błyszczyk do ust?
– Sue? – zapytał Tad z niepokojem. – Sue, jesteś tam?
– Tak – odparłam. – Jestem. Przykro mi, Tad. Będzie mi ciebie brakowało.
– Tak – powiedział Tad. – Mnie ciebie także. Strasznie mi przykro, że nie widziałaś, jak gram.